Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 04 rozdzial 04 czesc 05 rozdzial 01 (3) rozdzial 05 (206) rozdzial 07 (91) rozdzial 02 (20) rozdzial 05 (14) rozdzial 09 (214) rozdzial 05 (277) rozdzial 01 (289) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .***** Gnom bajdurzył.Milva była ponura.Zoltan, zapomniawszy,że już raz to czynił, opowiadał wszystkim o Hoogu,starym grzybie, staroście Mahakamu.Geralt, zapomniawszy,że już raz wysłuchał, słuchał.Regis też słuchał i nawetdodawał komentarze, zupełnie niespeszony tym, żejest jedynym trzeźwym w mocno już pijanym towarzystwie.Jaskier brzdąkał na lutni i śpiewał.Nie dziwota, że są harde urodziwe panieWszak im drzewo wynioślejsze, tym trudniej wleźć na nie. - Idiota - skomentowała Milva.Jaskier nie przejął się.Wżdy i z panną, i ze drzewem kto nie kiep poradziTrzeba owszem wziąć i zerżnąć, no i po zawadzie. - Puchar.- bełkotał Percival Schuttenbach.-Kielich, znaczy.Z jednego kawałka mlecznego opaluwyrżnięty.O, taki wielki.Znalazłem go na szczycie góryMontsalvat.Brzeg miał wysadzany jaspisami, a podstawabyła ze złota.Istne cudo. - Nie dawajcie mu więcej wódki - powiedział ZoltanChivay. - Zaraz, zaraz - zaciekawił się Jaskier, również niecobełkocząc.- Co stało się z tym legendarnym kielichem? - Wymieniłem go na muła.Potrzebowałem muła, byprzewieźć ładunek.Korundy i krystaliczny węgiel.Miałemtego.Eee.Całą kupę.Eeeep.Ładunek, znaczy,ciężki, bez muła ani rusz.Po cholerę mi był ten puchar? - Korundy? Węgiel? - No, po waszemu rubiny i diamenty.Bardzo.eeep.przydatne. - Ja myślę. - Do świdrów i do pilników.Do łożysk.Miałem tegocałą kupę. - Słyszysz, Geralt? - Zoltan machnął ręką i chociażsiedział, o mało nie przewrócił się od tego machnięcia.-Mały jest, to prędko się urżnął.Kupa diamentów mu sięśni.Uważaj, Percival, żeby ci się ten sen nie sprawdził!W połowie.Tej, która nie dotyczy diamentów! - Sny, sny - zabełkotal znowu Jaskier.- A ty, Geralt?Znowu śniłeś o Ciri? Bo trzeba ci wiedzieć, Regis, że Geraltma prorocze sny! Ciri to Dziecko Niespodzianka, Geraltzwiązany jest z nią więzami przeznaczenia, dlategowidzi ją w snach.Trzeba ci też wiedzieć, że my do Nilfgaardujedziemy, aby odebrać naszą Ciri cesarzowi Emhyrowi,który ją porwał.Ale niedoczekanie jego, sukinsyna, bomy ją odbijemy, zanim się obejrzy! Powiedziałbym wamwięcej, chłopcy, ale to tajemnica.Straszna, głęboka i mrocznatajemnica.Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiecie? Nikt! - Ja nie nie słyszałem - zapewnił Zoltan, patrzącbezczelnie na wiedźmina.- Chyba skórek wlazł mi do ucha. - Takie skórki to istna plaga - przyznał Regis, udając,że dłubie w uchu. - Do Nilfgaardu wędrujemy.- Jaskier oparł się okrasnoluda w celu utrzymania równowagi, co w dużej mierzeokazało się błędem.- Jest to, jak powiedziałem, tajemnica.Cel sekretny! - I w samej rzeczy przemyślnie ukryty - kiwnął głowącyrulik, rzucając okiem na bladego ze złości Geralta.-Analizując kierunek waszego marszu, nawet najbardziejpodejrzliwy osobnik nie domyśli się celu wędrówki.***** - Milva, co ci jest? - Nie odzywaj się do mnie, pijany głupku. - Hej ona płacze! Hej, patrzcie. - Idź do biesa, mówię! - łuczniczka otarła łzy.- Bo cięmiędzy oczy zdzielę, wierszokleto ty chędożony.Dawajszklenicę, Zoltan. - Gdzieś się zapodziała.- wybełkotał krasnolud.-O, jest.Dzięki, cyruliku.A gdzie, u diabła, jest Schuttenbach? - Wyszedł.Jakiś czas temu.Jaskier, przypominam,obiecałeś opowiedzieć mi historię o Dziecku Niespodziance. - Zaraz.Zaraz, Regis.Tylko sobie łyknę.I wszystkoo opowiem.O Ciri, o wiedźminie.Z detalami. - Na pohybel skurwysynom! - Cichajże, krasnoludzie! Dzieciaka przed chałupą pobudzisz! - Nie złość się, łuczniczko.Masz, napij się. - Eeeech - Jaskier potoczył po szałasie lekko błędnymwzrokiem.- Żeby mnie tak teraz zobaczyła hrabina deLettenhove. - Kto? - Nieważne.Cholera, ten bimber faktycznie rozwiązujejęzyk.Geralt, nalać ci jeszcze? Geralt! - Daj mu pokój - powiedziała Milva.- Niech śni.***** Stojąca na skraju wsi stodoła dudniła muzyką, muzykadopadła ich, zanim jeszcze podjechali, wypełniła podnieceniem.Mimo woli zaczęli kołysać się w siodłach idącychstępa koni, najpierw w rytm głuchego huku bębna i basetli,potem, gdy byli bliżej, w takt melodii wyśpiewywanejprzez gęśle i piszczałki.Noc była zimna, księżyc lśniłw pełni, w jego poświacie szopa, rozjarzona bijącym przezszpary w deskach światłem, wyglądała jak bajeczny, czarodziejski zamek. Z wrót szopy bił gwar i blask, migotliwy od cienipląsających par. Gdy weszli, muzyka ścichła natychmiast, rozpłynęłasię w przeciągłym, fałszywym akordzie.Roztańczeni i spoceniwieśniacy rozstąpili się, schodząc z klepiska, skupiliprzy ścianach i słupach.Ciri, idąca obok Mistle, widziałarozszerzone strachem oczy dziewczyn, zauważała twarde,zawzięte, gotowe na wszystko spojrzenia mężczyzn i chłopaków.Słyszała rosnący szept i pomruk, głośniejszy niżpowściągliwe buczenie dud, niż owadzie brzęczenie skrzypeki gęśli.Szept.Szczury.Szczury.Rozbójniki. - Bez lęku - powiedział głośno Giselher, rzucająconiemiałym muzykantom nabity i brzęczący mieszek.- Przyjechaliśmysię bawić.Festyn jest dla wszystkich, nieprawdaż? - Gdzie tu jest piwo? - Kayleigh potrząsnął sakiewką.- I gdzie tu jest gościnność? - I dlaczego tak tu cicho? - Iskra rozejrzała siędookoła.- Jechaliśmy tu z gór na zabawę.Nie na stypę! Któryś z wieśniaków przełamał wreszcie wahanie,podszedł do Giselhera z ociekającym pianą gliniakiem.Giselherprzyjął z ukłonem, wypił, grzecznie i obyczajnie podziękował.Kilku chłopów krzyknęło ochoczo.Ale resztamilczała. - Ej, kumotrzy - zawołała znowu Iskra [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||