Index
czesc 01 rozdzial 01
czesc 04 rozdzial 04
czesc 05 rozdzial 03 (2)
czesc 05 rozdzial 01 (3)
rozdzial 05 (206)
rozdzial 07 (91)
rozdzial 05 (14)
rozdzial 09 (214)
rozdzial 05 (277)
rozdzial 01 (289)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Muszę trochępomyśleć.      Wstałem i położył mi dłoń na ramieniu.Klejnot pulsowałblaskiem.Tato spojrzał mi w oczy.      - Żaden z ludzi nie może mieć wszystkiego, czego pragnie, wtaki sposób, w jaki tego zapragnął - oświadczył.      Nastąpił efekt oddalania, jak przy działaniu Atutu, tylko wprzeciwną stronę.Usłyszałem głosy, potem dostrzegłem wokół siebie pokój,który niedawno opuściłem.Benedykt, Gerard, Random i Dara wciąż na mnieczekali.Poczułem, że tato puszcza moje ramię.Potem zniknął, a ja znówznalazłem się między nimi.      - Co to za historia? - odezwał się Random.- Widzieliśmy,jak tato cię odsyła.Przy okazji, jak on to zrobił?      - Nie wiem - przyznałem.- Ale potwierdził to, co mówiłaDara.To on dał jej sygnet i polecił przekazać wiadomość.      - Dlaczego? - zdziwił się Gerard.      - Chciał, żebyśmy się nauczyli jej ufać.      Benedykt wstał.      - Pójdę więc i zrobię to, co mi polecono.      - On chce, żebyś uderzył i zaraz się cofnął - oznajmiłaDara.- Potem wystarczy ich tylko powstrzymywać.      - Jak długo?      - Powiedział tylko, że to będzie oczywiste.      Benedykt skrzywił usta w jednym ze swych nieczęstychuśmiechów i skinął głową.Jedną ręką otworzył jakoś futerał z kartami, wyjąłtalię, odszukał specjalny Atut Dworców, który mu dałem.      - Powodzenia - rzucił Random.      - Tak - zgodził się z nim Gerard.      Dodałem też twoje życzenia i patrzyłem, jak się rozwiewa.Kiedy zniknął tęczowy powidok, odwróciłem się i zauważyłem, że Dara płaczecicho.Powstrzymałem się od uwag.      - Ja także dostałem rozkazy.czy coś w tym rodzaju -oznajmiłem.- Lepiej wezmę się do pracy.      - A ja ruszę z powrotem na morze - dodał Gerard.      - Nie - usłyszałem głos Dary, gdy szedłem już do drzwi.Zatrzymałem się.      - Masz zostać tutaj, Gerardzie, i pilnować samego Amberu.Odstrony morza nie nastąpi żaden atak.      - Przecież to Random miał dowodzić obroną miasta.      Pokręciła głową.      - Random ma dołączyć do Juliana w Ardenie.      - Jesteś pewna? - nie dowierzał Random.      - Absolutnie.      - Dobrze.Miło się przekonać, że chociaż raz o mniepomyślał.Przepraszam, Gerardzie.Zaskoczyło mnie to.      Gerard wyglšdał na zwyczajnie zdziwionego.      - Mam nadzieję, że wie, co robi - mruknął.      - Mówiliśmy już o tym - przypomniałem.- Na razie.      Wychodząc z pokoju, usłyszałem za sobą kroki.Dara szła obokmnie.      - Co teraz? - spytałem.      - Pomyślałam, że przejdę się z tobą, dokądkolwiekzmierzasz.      - Idę tylko na górę, żeby zabrać parę rzeczy.Potem dostajni.      - Pójdę z tobą.      - Muszę jechać sam.      - I tak nie mogłabym ci towarzyszyć.Mam jeszcze porozmawiaćz twoimi siostrami.      - One też są w to włączone?      - Tak.      Przez chwilę szliśmy w milczeniu.W końcu odezwała się.      - Cała ta sprawa nie była rozegrana tak na zimno, jakmogłoby się wydawać, Corwinie.      Weszliśmy do magazynu.      - Jaka sprawa?      - Wiesz, o co mi chodzi.      - Aha.Ta.To dobrze.      - Lubię cię.Pewnego dnia może to być coś więcej, o ile tyteż coś czujesz.      Duma podsunęła mi złośliwć odpowiedź, ale ugryzłem się wjęzyk.W ciągu wieków można się nauczyć paru rzeczy.      Wykorzystała mnie, to prawda, ale okazało się teraz, że samanie była wtedy panią siebie.Najgorsze, co mogłem powiedzieć, jakprzypuszczam, było to, że tato pragnął, żebym jej pragnął.Nie pozwoliłemjednak, by oburzenie wpłynęło na moje uczucia czy też na to, jakie mogłyby sięone stać.Więc.      - Ja też cię lubię - odparłem patrząc na nią.      Wyglądała, jakby potrzebowała pocałunku.Załatwiłem to.-Teraz lepiej zacznę się pakować.      Uśmiechnęła się i ścisnęła mnie za ramię.I odeszła.      W tej chwili wolałem nie badać zbyt dokładnie własnychuczuć.Spakowałem sprzęt.Osiodłałem Gwiazdę i ruszyłem przez szczyt Kolviru.Zatrzymałem się przy moim grobowcu.Siedząc na zewnątrz, paliłem fajkę iobserwowałem chmury.Miałem wrażenie, że przeżyłem ciężki dzień, a przecieżwciąż było jeszcze wczesne popołudnie.Przeczucia grały w berka w grotachmojego umysłu, a żadnego z nich nie zaprosiłbym na obiad.Strona główna   Indeks    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.