Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 04 rozdzial 04 czesc 05 rozdzial 03 (2) czesc 05 rozdzial 01 (3) rozdzial 05 (206) rozdzial 07 (91) rozdzial 05 (14) rozdzial 09 (214) rozdzial 05 (277) rozdzial 01 (289) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Krasnoludzki miecz zamigotał izaśpiewał, w śpiewie leciutkiej jak piórko i ostrejjak brzytwa stali była dzika żądza krwi.Cięte ciała niemalnie stawiały oporu.Krew trysnęła mu na twarz, niemiał czasu jej obetrzeć. Jeśli nawet maruderzy myśleli o walce, widok padającychtrupów i sikającej strumieniami posoki skutecznieich zniechęcił.Jeden miał spodnie opuszczane do kolan,nie zdążył nawet ich podciągnąć, dostał w tętnicę szyjnąi runął na wznak, śmiesznie kołysząc wciąż nie zaspokojonąmęskością.Drugi, zupełny gołowąs, zasłonił głowęobu rękoma, a sihill przeciął obie, w nadgarstkach.Pozostalipierzchnęli, rozbiegli się w różne strony.Wiedźminścigał ich, przeklinając w duchu ból, który znowu zatętniłmu w kolanie.Miał nadzieję, że noga nie odmówi posłuszeństwa. Dwóch zdołał przyprzeć do płotu, ci spróbowali siębronić, zastawiać mieczami.Paraliżowani grozą, robili toniemrawo.Twarz wiedźmina znowu obryzgała krew z ciętychkrasnoludzką klingą arterii.Ale pozostali wykorzystaliczas, zdołali zbiec, już wskakiwali na konie.Jedennatychmiast spadł, ugodzony strzałą, trzepocząc i podrygującjak wyrzucona z sieci ryba.Dwaj poderwali koniedo galopu.Ale uciec zdołał tylko jeden, bo na placu bojuzjawił się nagle Zoltan Chivay.Krasnolud zawinął toporkiem icisnął nim, trafiając jednego z umykających w środekpleców.Maruder zaryczał, wyleciał z siodła, fikającnogami.Ostatni przywarł do końskiego karku, przesadziłwypełniony trupami dół i pocwałował w stronę przesieki. - Milva! - krzyknęli jednocześnie Wiedźmin i krasnolud. Łuczniczka już biegła ku nim, teraz zatrzymała się,zamarła w rozkroku.Opuściła napięty łuk i zaczęła gopowoli podnosić, coraz wyżej i wyżej.Nie usłyszeli szczękucięciwy, Milva też nie zmieniła pozycji, nie drgnęłanawet.Strzałę zobaczyli dopiero wtedy, gdy załamała loti pomknęła w dół.Jeździec zwisł z konia, z ramienia sterczałamu opierzona brzechwa.Ale nie spadł.Wyprostowałsię i krzykiem popędził wierzchowca do ostrzejszego galopu. - Ależ łuk - stęknął w podziwie Zołtan Chivay.- Ależstrzał! - Do dupy z takim strzałem - Wiedźmin otarł krewz twarzy.- Sukinsyn uciekł i sprowadzi kamratów. - Trafiła! A to było chyba ze dwieście kroków! - Mogła mierzyć do konia. - Koń niczemu nie winien - sapnęła ze złością Milva,podchodząc do nich.Splunęła, patrząc na jeźdźca znikającegow lesie.- Chybiłam łapserdaka, bom się zdyszałakrzynę.Tfu, gadzie, uciekaj z moim grotem! Żeby ci takpecha przyniósł! Z przesieki dobiegło ich rżenie konia, a zaraz potemprzeraźliwy wrzask mordowanego człowieka. - Ho, ho - Zoltan spojrzał na łuczniczkę z podziwem. - Daleko nie ujechał! Nieźle działają twoje szypy!Zatrute? Czy to może czary? Bo wszakże nawet jeśli hultajospę złapał, to tak szybko choróbsko się nie rozwija! - To nie ja - Milva spojrzała na wiedźmina znacząco. - Ani nie ospa.Ale tak sobie myślę, że wiem, kto. - Ja też wiem - krasnolud przygryzł wąs w przebiegłymuśmiechu.- Przyuważyłem, że cięgiem się oglądacie,wiem, że ktosik za nami tajemnie jedzie.Na cisawymźrebcu.Nie wiem, kto zacz, ale skoro wam to nie wadzi.Nie moja rzecz. - Zwłaszcza, że pożytek bywa z takiej tylnej straży -powiedziała Milva, patrząc na Geralta wymownie.- Pewienjesteś, że ten Cahir ci wrogiem? Wiedźmin nie odpowiedział.Oddał Zoltanowi miecz. - Dzięki.Nieźle tnie. - W dobrym ręku - błysnął zębami krasnolud.- Słyszałemopowieści o wiedźminach, ale położyć ośmiu chłopa w niecałe dwie minuty. - Nie ma się czym szczycić.Nie umieli się bronić [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||