Index
Cawthorne Nigel Zycie erotyczne wielkich dyktatorow
Monasterska Ewa Zycie z blondynka
Magiczne życie Karoliny
White Życie Jezusa
Martel Yann Zycie Pi
07 (531)
Lampart poluje w ciemnoÂści
301 02 (4)
Robinson Kim Stanley Czerwony Mars
Forsyth Czwarty protokół
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ja, janie rozumiem.-    Wynocha! Nie chcę cię więcej dzisiajoglądać.Wynoś się bo ci dupę ogniem przypalę!    MościPierpen z trudem powstał od ogniska i czmychnął do wozów z dziwnym grymasem natwarzy.    Ferth nie zważając na kłótnię kontynuowałgrę:-    A ty, rivelvie? Gdzie byśuciekł?-    Mam przyjaciela w Talikardzie.Został tam wtawernie "Kostka".Do niego bym pojechał.    Ferth rzuciłkośćmi.-    Spotkasz go wkrótce.Będzie to spotkanie pełneprzygód w których.Chmmmm.W których któryś z waszginie.    Naytrel drgnął niezauważalnie, zmarszczył brwi.Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.-   Co?-    Chmm.Kości nie zawsze mówią prawdę, aleuważałbym.-    A przestań już Ferth- wpadł mu w słowoNarsen i zwrócił się do Naytrela:-    Dzieciak ma świrka napunkcie tych wszystkich gwiazd i innych gówien.- powiedział- Zająłby sięwojaczką jak jego ojciec.On chociaż czynami się w pamięci zapisał a ten tutaj?Będzie kościami rzucał i w gwiazdy się lampił.- i znowu doFertha:-    Odłóż te kości i przestań ludzi straszyć tymiswoimi przepowiedniami!    Ferth zebrał kości do mieszka ischował za pazuchę.-    Dobrze- mówił Narsen.- Powinniśmywziąć przykład ze Śmierdziwiatra i kłaść się spać bo jużpóźno.-    Jestem za.- kiwnął głowąBarn.-    Idziesz spać rivelvie?- zapytał BereevanNaytrela.-    Tak.-    A jutro? Jedziesz znami?-    Nie.-pokręcił głową wstając.- Ruszam doTalikardu.-    Do "Kostki"? Przyjaciela chceszodwiedzić?-    Mam taki zamiar.- powiedział idąc po derkęzwiniętą za tylnim łękiem siodła.-    Nie przejmuj sięprzepowiedniami tego młodzika.- krasnolud spojrzał w ognisko.- Nigdy się niesprawdzają.-    Nie obawiam się o to.- odpowiedziałrozkładając derkę na ziemi.- Chociaż nikt nie wie, co przyniesie przyszłość.4.    Rankiem następnego dnia był znowu sam.Byłopiekielnie zimno, więc założył na siebie płaszcz.Samotnie opuścił dolinęwyjeżdżając zachodnim stokiem, podczas gdy wozy z krasnoludami i ocalałymiludźmi wyjechały na wschód.Nekromanta zniknął wcześnie rano, lub poprzedniegowieczora, bo nikt go nie widział.Nie zostawił tez nic po sobie.Nie dał żadnegoznaku, ani nie zostawił żadnej wiadomości.    Rozpłynął się,jak Mroczny Łowca.    Słońce już wstało i leniwie pięło się wgórę na niebieskim tle czystego nieba.Godzina za godziną.Co raz wyżej iwyżej.    Rivelv wyjechał z doliny i podążył na zachód.Przecinając łąkę i omijając wiatrołomy, przejeżdżając krótki odcinek lasem ikawałek torfowiska dotarł do wydeptanej drogi, przecinającej niewielkiewzniesienie na którym postanowił się zatrzymać i zerknąć na wszystko zgóry.    Droga ciągnęła się w dół wzniesienia i pędziłabrzegiem sporego jeziora; dalej wymijała zarośniętą kapliczkę, ogrodzonąomszałym i połamanym płotkiem, i znowu wjeżdżała w las ciągnący się tutaj wąskimpasem od wschodu na zachód.Był to jednak naprawdę krótki odcinek lasu, bo popierwszym zakręcie drzewa zastępowały ogrodzone płotamipastwiska.    Skoro widać pastwiska, będzie też wieś ischronienie, pomyślał zerkając w niebo.Nadciągnęły granatowe chmurzyska i całykrajobraz zatonął w cieniu.Mocniej zadął wiatr i zatańczyły czubki bukówotaczających jezioro.-    Trzeba się spieszyć- powiedział dosiebie i spiął konia.***    Za pastwiskamistała wieś.Nazywała się "Małe pole" i całe szczęście miała niewielką karczmę.Ulewa była bardzo silna i utrudniała podróż.Ziemia rozmokła i zmieniła się wprawdziwe bagno.    Naytrel wprowadził konia pod dach gospodyi przywiązał wodzami do barierki.Stały tam jeszcze cztery osiodłane wierzchowcei dwa inne, zaprzęgnięte do aksamitnie czarnej, okazale prezentującej siękarety.    Na drzwiczkach owej karety widniał symbolklasztoru z Alandrii ( czarna góra z usytuowanym na niej kościele,uwydatniającym się na jasnym, żółtym tle).W środku nikogo niebyło.    Nim wszedł do gospody ściągnął płaszcz i otrzepał gosolidnie z kropel deszczu.W środku był niespotykany tłok i zaduch.Wydawałobysię, że w tym niedużym pomieszczeniu zebrała się cała wieś i okolicznimieszkańcy; wszyscy stali, nikt nie siedział.Wiele osób zajmowało krzesła istoły, jednak zamiast na nich siedzieć stawali na nich i wychylali się ponadwpatrzony w coś tłum [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.