Index Pedagogika Pilch Tadeusz Zasady Badań Pedagogicznych(txt) Asimov Isaac Science Fiction (Opowiadania).Txt MODELNR2.TXT DROGA (2).TXT WIEZAJ~1.TXT MOCPODSW.TXT ANDRZE~1 (2).TXT LEKCJA46.TXT MALYBCHL.TXT DZIKUS.TXT |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Ale Piotruœ nawet pod ochron¹ pêcherzów nie pozbywa siê strachu i odwa¿asiê p³ywaæ tylko tam, gdzie mo¿e w ka¿dej chwili dostaæ piêt¹ gruntu.Pewnego dnia lekcja p³ywania odbywa³a siê w pobli¿u mostubenedyktyñskiego.Koz³owski sta³ na moœcie dyryguj¹c; Piotruœ z nieodstêpnymipêcherzami udawa³, ¿e p³ywa.Woda przy brzegu by³a p³ytka, dziêki czemu u¿ywa³y w tym miejscu k¹pielinawet ma³e dzieci; dalej jednak pog³êbia³a siê stopniowo, a na œrodku by³ynawet niebezpieczne g³êbiny.Nauka sz³a ¿wawo; Piotruœ okazywa³ mniej ni¿ zwykle strachu.Kozio³ zmostu komenderowa³, t³uœcioszek stara³ siê pos³usznie rozkazy wype³niaæ.- Krok naprzód.pó³ kroku w lewo.- idzie z mostu komenda - g³owa dogóry.usta zamkn¹æ.oddychaæ nosem.Teraz piêtami ostro: raz, dwa.raz, dwa.Piotruœ posuwa siê, gdzie mu kazano, zamyka usta, nosem oddycha, wierzgapiêtami, ile ma si³y.Nie zaniedbuje przy tym macaæ gruntu stop¹.- Jeszcze krok w lewo i - ca³¹ si³¹ naprzód.Ch³opczyna chce us³uchaæ rozkazu, choæ go to "naprzód" przera¿a - ale wtej¿e chwili uczuwa, ¿e mu dno spod stopy uciek³o.W najwiêkszym przera¿eniuzaczyna krzyczeæ, p³akaæ i rzucaæ siê.Wskutek gwa³townych ruchów pêcherzewysuwaj¹ mu siê spod pachy - Piotruœ znika pod wod¹.Szybko, jak b³yskawica, Koz³owski przesadza porêcz mostu i jak sta³, wmundurze i czapce, rzuca siê do wody.Doskona³y p³ywak, ³atwo poradzi³by sobie z niebezpieczeñstwem, aleprzeszkadza mu ubranie, silne zaœ pr¹dy przy palach unosz¹ go w stronêprzeciwn¹.Z trudem posuwa siê naprzód p³yn¹c przeciw wodzie i upatruje nafalach g³owy przyjaciela.Ale Piotruœ, raz pogr¹¿ywszy siê, nie wyp³ywa; mo¿ezapl¹ta³ siê w zielskach wodnych, które w tym miejscu dno zarastaj¹.Wypadekby³ tak nag³y, ¿e nie zwróci³ nawet niczyjej uwagi.Zreszt¹ przechodniów zawsze tu ma³o.Koz³owski zanurzy³ siê raz i drugi, achoæ si³ mu braknie, nie przestaje nurkowaæ szukaj¹c przyjaciela.Wreszcie g³owa Piotrusia ukaza³a siê w znacznym oddaleniu.Koz³owskiœpieszy tam ostatek si³ wytê¿aj¹c.W tej chwili jednak chwyta go kurcz -czuje, ¿e idzie na dno, i z krzykiem "ratujcie! ratujcie!" pogr¹¿a siê wfalach.Dopiero ten krzyk us³yszano.Ludzie zbiegaj¹ siê, podnosz¹ lament; niktjednak ton¹cym ch³opcom nie œpieszy z pomoc¹.Nagle czyjeœ silne rêce roztr¹caj¹ t³um - na brzegu staje wysoki,krzepkiej budowy m³odzieniec w niebieskim mundurku.Kucharzewski.W jednej chwili zrzuci³ mundur, buty - ju¿ jest w wodzie - zanurzy³ siê zg³ow¹ - nurkuje.Nie up³ynê³y dwie, trzy minuty, ju¿ jest na wierzchu i p³ynieku brzegowi, jedn¹ rêk¹ rozgarniaj¹c wodê, drug¹ podtrzymuj¹c nieprzytomnegoPiotrusia.Z³o¿y³ ch³opca na brzegu, otrz¹sn¹³ siê, prze¿egna³ - i znów: chlust dowody!Tym razem sz³o mu ciê¿ej.To wyp³ywa, to zanurza siê, daje siê unosiæ falilub walczy z ni¹ zajadle.Nagle pogr¹¿y³ siê w przepaœæ - znikn¹³.Miêdzy t³umem na brzegu d³uga chwila tragicznej, grobowej ciszy - potembuchnê³y krzyki.- Czó³na!.Wiose³!.Bosaków!.Ratujcie, kto w Boga wierzy!Znalaz³o siê jedno i drugie czó³no; wyp³ynê³y na œrodek, zaczê³ygor¹czkowo kr¹¿yæ to w tê, to w ow¹ stronê, upatruj¹c œladów na rzece.Alerzeka by³a wszêdzie, jak okiem siêgn¹æ, rozpaczliwie g³adka.Dopiero po d³ugiej chwili wynurzy³a siê z wody - rêka.Skierowali siê tam,podsunêli wios³o.Rêka chwyci³a je kurczowo.Zaczêli ci¹gn¹æ po³¹czonymisi³ami - z trudem nadzwyczajnym wci¹gnêli do ³odzi dwóch ch³opców, splecionychze sob¹ tak silnie, ¿e tworzyli jakby jedno cia³o.Jeden dawa³ s³abe oznaki¿ycia, drugi zdawa³ siê martwy.Obu oplata³y d³ugie, giêtkie ³odygi zielskwodnych.Po chwili na piasku nadbrze¿nym le¿eli obok siebie ca³kowicienieprzytomni: Piotruœ i Koz³owski.Kucharzewski, wysadzony na l¹d, zatoczy³ siê i pad³ obok kolegów bezczucia.Ale by³o to tylko przemijaj¹ce omdlenie.Po chwili sam siê ockn¹³ i porwa³na nogi.Tymczasem topielców taczano po piasku; przywo³any felczer udziela³ imdoraŸnej pomocy.Z wielkim trudem przywo³ano do ¿ycia najpierw Piotrusia, póŸniej jegoprzyjaciela.Zjawi³ siê inspektor; z ca³ego miasteczka zbieg³y siê niebieskie mundurki.Ocaleni, na pó³ nieprzytomni, nie wiedzieli, co siê z nimi dzieje.Kazanoich przenieœæ do domu i oddaæ pod nadzór lekarza.Teraz dopiero wszyscyzwrócili siê do Kucharzewskiego - bohatyra i wybawcy.Ale nie by³o go wt³umie.Olbrzym, gdy tylko dostrzeg³, ¿e koledzy otworzyli oczy, kopn¹³ siê domatki na sw¹ zwyk³¹ gor¹c¹ kawê ze œmietank¹ i rogalikami.Nazajutrz przyszed³do klasy, taki jak zawsze: spokojny, trochê ociê¿a³y.Na lekcji religii wszed³ inspektor i nie trac¹c surowego wyrazu twarzy, wkrótkich s³owach, stylem urzêdowym opowiedzia³ o wczorajszym wypadku.Skoñczywszy wyzwa³ Kucharzewskiego i k³ad¹c rêkê na jego ramieniu, odda³ mukrótk¹ oficjaln¹ pochwa³ê.Olbrzym zdawa³ siê tym bardzo zdziwiony.- Przecie¿, panie inspektorze - b¹ka³, ramionami wzruszaj¹c - ka¿dy namoim miejscu zrobi³by to samo.Inspektor oœwiadczy³, ¿e zrobi urzêdowe podanie, aby Kucharzewskiemuprzyznano medal za ratowanie ton¹cych.- A mnie co po tym! - wykrzykn¹³ przestraszony i wyrywaj¹c siê prawie si³¹zwierzchnikowi, chcia³ uciec do ³awki.Powstrzyma³ go ksi¹dz prefekt.- Ale¿, rybko, panie œwiêty! dla twojej matki bêdzie to honor, pociecha.Wspomnienie matki rozrzewni³o si³acza.- Ha, to ju¿ niech bêdzie ten tam medal!.- Ale ¿eby to niekosztowa³o.- doda³, oczy spuszczaj¹c - bo moja matka biedna.W kilka dni póŸniej obie ofiary wypadku by³y ju¿ na nogach: Kozio³ takisam, jak zawsze, Piotruœ nieco szczuplejszy i bledszy.Matka Piotrusia, któr¹ sprowadzono ze wsi, chcia³a w najgorêtszych s³owachpodziêkowaæ wybawcy swego syna.Okaza³o siê to po³¹czone z niema³ymitrudnoœciami.Kucharzewski przed podziêkowaniem uciek³ i tak siê ukry³, ¿e¿adn¹ miar¹ nie mo¿na go by³o odnaleŸæ.Koz³owski na wszystkie wyra¿eniawdziêcznoœci odpowiada³ spokojnie, czapkê w rêkach obracaj¹c:- Eeee!.co tam, proszê pani.Nie ma o czym mówiæ!.Potem wzi¹wszy kolegê na bok, oœwiadczy³ mu energicznie:- Twoja matka ubli¿a mi! Pamiêtasz przecie¿, ¿e wówczas przy tym miodzie zorzechami, œlubowa³em ci przyjaŸñ.Wiêc gdybym teraz porzuci³ ciê wnieszczêœciu, nie by³bym Koz³em, ale.Tu wymieni³ nazwê pewnego zwierzêcia, nie odznaczaj¹cego siê aniszlachetnoœci¹ charakteru, ani czystoœci¹.Mieszkañcy miasteczka, w pierwszej chwili ¿ywo wzruszeni wypadkiem,póŸniej odczuwali go stopniowo coraz s³abiej - wreszcie zupe³nie o nimzapomnieli.Ale przysz³a katastrofa, która niezatartymi œladami odbi³a siê w ichpamiêci.Dot¹d j¹ niezawodnie wspominaj¹.Sta³o siê to w œrodku zimy, zima zaœ by³a w owym roku bardzo ostra.Przed wieczorem, pewnego dnia styczniowego, czterej uczniowie œlizgali siêna zamarzniêtej odnodze Narwi.Nagle dwaj z nich, przerywaj¹c zabawê, pobieglipêdem do miasta i wpad³szy do mieszkania urzêdnika Gr¹bczewskiego, zaczêlikrzyczeæ wniebog³osy:- Lutek i W³adek!.olaboga!.Lutek i W³adek!Nic wiêcej nie byli w stanie powiedzieæ - ³amali tylko rêce i zalewali siê³zami.Lutek i W³adek byli to synowie Gr¹bczewskiego - jeden z drugiej klasy,drugi z trzeciej.Rodzice zrozumieli od razu, ¿e ch³opcom przytrafi³o siê nieszczêœcie, ipoœpieszyli w towarzystwie tamtych na lód.Szczêœciem mieszkali prawie nadsam¹ rzek¹.Tu dowiedzieli siê okropnej prawdy: synowie ich, jeden po drugim, wpadlido przerêbla i dostali siê pod lód.Matka chcia³a siê rzuciæ za dzieæmi w przepaœæ.Ojciec, zrozpaczony, a nietrac¹cy przytomnoœci, myœla³ o œrodkach ratunku.Niestety! Rzeka, jak okiemzasiêgn¹æ, by³a pokryta jednolit¹ skorup¹ lodu, gdzieniegdzie tylkopo³yskiwa³y ma³e, do czerpania wody wyr¹bane, przerêble.Jêkn¹³ g³ucho biedny ojciec, d³oñmi œcisn¹³ czo³o - zdawa³o siê, ¿eoszaleje.Nagle wykrzykn¹³:- Tam, przy moœcie, gdzie berlinki! [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||