Index
Adams Douglas Dlugi mroczny podwieczorek dusz (3)
Koontz Dean Mroczne sciezki serca
Aldiss Brian W Mroczne lata swietlne
Pani Jeziora
Robert A. Heinlein Drzwi do lata
10 2sm
Szklarski Alfred 8 Tomek w Gran Chaco
wiedza i zycie4
Cizia Zyke Goraczka (2)
Orson Scot Card Cien Endera
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tomekiveco.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Zamknij siê! - rzek³ zimno.Florence Nightingale pewnie by siê w nimzakocha³a, widz¹c tak znakomite podejœcie do chorego.- S¹ inne sposoby.Pamiêtasz, co siê sta³o, kiedy ten durny porucznik nie odpowiedzia³ mi napytanie? Pamiêtasz?- Tak.- Dzia³o siê to zaledwie kilka godzin temu, a mia³em wra¿enie, ¿e min¹³ju¿ miesi¹c.- Pamiêtam.Strzeli³eœ jednemu z marynarzy w g³owê.Porucznik ju¿ci siê wiêcej nie stawia³.- I ty te¿ nie bêdziesz siê stawia³.Sprowadzê tu któregoœ z marynarzy i ka¿ê mupoprosiæ ciê o uzbrojenie rakiety.Jeœli odmówisz, zastrzelê go.Ot, tak.-Pstrykn¹³ palcami.- Naprawdê?Zamiast odpowiedzi zawo³a³ jednego ze swych ludzi i wyda³ mu jakieœ polecenie.Tamten skin¹³ g³ow¹ i odwróci³ siê.- Zawo³aj go z powrotem - odezwa³em siê, gdy Chiñczyk zrobi³ piêæ kroków.- Ju¿ lepiej.Bêdziesz wspó³pracowa³?- Powiedz mu, ¿eby przyprowadzi³ wszystkich marynarzy.I oficerów.Jeœli o mniechodzi, mo¿esz ich wszystkich wystrzelaæ.Wytrzeszczy³ oczy.- Czyœ ty zwariowa³, Bentall? - wykrztusi³ wreszcie.- Nie widzisz, ¿e ja nie¿artujê?- Ja te¿ nie - odpar³em z wysi³kiem.- Zapominasz, kim jestem, LeClerc.Jestemagentem kontrwywiadu i mam gdzieœ ca³y humanitaryzm.Powinieneœ coœ o tymwiedzieæ.Zreszt¹ i tak zdajê sobie sprawê, ¿e zanim opuœcisz wyspê, wymordujeszich wszystkich.Wiêc co za ró¿nica, czy siê przenios¹ na tamten œwiat teraz, czydopiero jutro? No, dalej, nie ¿a³uj amunicji.Patrzy³ na mnie bez s³owa.Mija³y sekundy.Serce ³omota³o mi w piersi, d³onieocieka³y potem.W koñcu odwróci³ siê.Uwierzy³ mi, on te¿ by tak rozumowa³ wswym bezwzglêdnym, zbrodniczym umyœle.Powiedzia³ coœ cicho do Hewella, którywyszed³ ze stra¿nikiem, po czym odwróci³ siê do mnie.- Ka¿dy ma swoj¹ piêtê achillesow¹, Bentall - odezwa³ siê swobodnie.- Mamwra¿enie, ¿e kochasz swoj¹ ¿onê?W tym betonowym bunkrze panowa³ nieprawdopodobny upa³, by³o gor¹co jak w piecu,a jednak mia³em wra¿enie, jakbym wszed³ do zamra¿arki.Zapomnia³em o bólu, przezchwilê czu³em tylko zimne ciarki przechodz¹ce mi po krêgos³upie.Zasch³o mi wustach, w ¿o³¹dku poczu³em obezw³adniaj¹cy skurcz zapowiadaj¹cy te najgorszemd³oœci, które s¹ skutkiem strachu.Ba³em siê, ba³em siê jak nigdy.Czu³em tenstrach, czu³em go w dotyku i w ustach.Smakowa³ tak, jak wszystkie najgorszepaskudztwa zebrane do kupy.Czu³em jego zapach w powietrzu - cuchn¹³ tak, jakwszystkie najgorsze smrody razem wziête.Powinienem by³ przewidzieæ, ¿e do tegodojdzie.Wyobrazi³em sobie jej wykrêcon¹ w udrêce twarz i piwne, pe³ne bóluoczy.Mog³em siê tego spodziewaæ, to by³o jasne jak s³oñce.Tylko Bentall móg³tego nie zauwa¿yæ.- Ty g³upku ¿a³osny.- S³owa z trudem przechodzi³y mi przez suche, opuchniêteusta, tym bardziej wiêc mia³em k³opoty z dobraniem odpowiedniego tonu, alezabrzmia³o to dostatecznie pogardliwie.- Ona nie jest moj¹ ¿on¹.Nazywa siêMarie Hopeman i znamy siê zaledwie od kilku dni.- Nie jest twoj¹ ¿on¹, powiadasz? - Wcale go to nie zdziwi³o.- Czy¿by wiêckole¿anka po fachu?- Czy¿by.Panna Hopeman œwiadomie podjê³a to ryzyko.Pracuje w kontrwywiadzie odlat.Powiedz jej, ¿e ma pos³u¿yæ jako straszak na mnie, a rozeœmieje ci siê wtwarz.- Ca³kiem mo¿liwe, ca³kiem mo¿liwe.Agentka kontrwywiadu, no proszê.Waszemurz¹dowi nale¿¹ siê gratulacje, przeciêtna urody brytyjskich agentek nie jestnajwy¿sza, ale panna Hopeman zdecydowanie j¹ poprawia.Przeœliczna dziewczyna.Osobiœcie uwa¿am, ¿e jest urocza.- Zawiesi³ g³os.- Skoro nie jest twoj¹ ¿on¹,to chyba nie bêdziesz mia³ nic przeciwko temu, ¿eby towarzyszy³a pozosta³ympaniom tam, dok¹d siê wybieramy.Przygl¹da³ mi siê bacznie, ciekaw mojej reakcji.Wyrazi³ siê dostatecznie jasno,ale chyba go rozczarowa³em.Trzyma³ mnie na muszce pistoletu, stra¿nik celowa³mi w brzuch z karabinu, wiêc nic bym nie zyska³ reaguj¹c tak, jak bym sobie¿yczy³.Dlatego te¿ spyta³em zimno:- A dok¹d to siê wybieracie, LeClerc? Do Azji?- Myœla³em, ¿e to oczywiste.- A rakieta? Prototyp dla setek nastêpnych?- W³aœnie.- WyraŸnie nabra³ ochoty do rozmowy, jak wszyscy lubi³ rozprawiaæ oswych obsesjach.- Moj¹ przybran¹ ojczyznê, jak zreszt¹ wiele innych krajówazjatyckich, cechuje geniusz w³aœciwy nie tyle wynalazcom, co imitatorom.Za pó³roku bêdziemy produkowaæ te rakiety na pêczki.Rakiety s¹ dziœ najlepszymargumentem w przetargach dyplomatycznych, Bentall.Potrzebujemy lebensraum dla -jak to elegancko okreœla prasa œwiatowa - nieprzebranych milionów naszychrodaków.Pustyniê australijsk¹ mo¿na przekszta³ciæ w prawdziwy raj.Chcielibyœmysiê tam przenieœæ w miarê spokojnie, na ile to mo¿liwe.Wytrzeszczy³em oczy.Ten facet kompletnie zbzikowa³.- Lebensraum? Australia? Rany boskie, tyœ chyba zwariowa³.Australia! Nigdy w¿yciu nie osi¹gniecie potencja³u militarnego ZSRR czy USA.- Co chcesz przez to powiedzieæ?- Czy s¹dzisz, ¿e któreœ z tych mocarstw bêdzie siê biernie przygl¹daæ, jakgrasujecie po Pacyfiku? Tyœ naprawdê zwariowa³!- Nie bêd¹ siê biernie przygl¹daæ, i tu siê z tob¹ zgadzam.Ale my siê z nimidogadamy.Za³atwi nam to Mroczny Krzy¿owiec.Do jego najwiêkszych zalet nale¿yfakt, ¿e mo¿na go ³atwo przenosiæ i ¿e nie wymaga sta³ych wyrzutni.Przygotujemykilkanaœcie statków - oczywiœcie nie naszych, sk¹d¿e znowu, weŸmiemy jednostkip³ywaj¹ce pod bander¹ panamsk¹, liberyjsk¹ albo Hondurasu - i ka¿dy z nichwyposa¿ymy w dwie, trzy rakiety.Trzydzieœci parê pocisków wystarczy a¿ nadto.Rozlokujemy te statki na Ba³tyku i ko³o Kamczatki u wybrze¿y ZSRR oraz ko³oAlaski i u wschodnich wybrze¿y USA.Statki u wybrze¿y radzieckich wezm¹ na celwyrzutnie rakiet dalekiego zasiêgu na terytorium Stanów Zjednoczonych, a tewokó³ USA wyceluj¹ swe rakiety w takie same wyrzutnie na terytorium ZSRR.Poczym odpalamy je mniej wiêcej równoczeœnie.Bomby wodorowe spadaj¹ na Rosjan iAmerykanów.Ich systemy wczesnego ostrzegania wyka¿¹, ¿e bomby te zrzuci³yrakiety wystrzelone z terytorium USA i ZSRR.Ewentualne w¹tpliwoœci Moskwy iWaszyngtonu rozwiej¹ depesze radiowe, wys³ane na pozór z obu stolic, wzywaj¹cedrug¹ stronê do z³o¿enia broni.I wtedy oba wielkie mocarstwa zniszcz¹ siênawzajem.Dwadzieœcia cztery godziny póŸniej nikt na œwiecie nie przeszkodzi namw zrealizowaniu naszych planów.A mo¿e widzisz jakiœ b³¹d w moim rozumowaniu?- Tyœ oszala³.- Nawet ja s³ysza³em, jak napiêty i ochryp³y jest mój g³os.- Tyœca³kiem zwariowa³!- Gdybyœmy zamierzali post¹piæ dok³adnie tak, jak to przedstawi³em, by³bymsk³onny siê z tob¹ zgodziæ.Inna sprawa, ¿e w ostatecznoœci mo¿e siê to i takskoñczyæ.Ale to by by³o ze wszech miar niewskazane [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.