Index Follet Ken Wejsc miedzy lwy (4) Follet Ken Wejsc miedzy lwy (3) Zaraza McClure Ken Dawca 19 (444) ENTER.1996 2001 Drapieżne ptaki Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (6) Prelude to Foundation |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Teraz jednak pojawi³y siê nowe w¹tpliwoœci.Jeszcze w tej chwili mia³ przed oczyma obraz ud i bioder Claire Tremaine.Zadzwoni³ telefon, gwa³townie sprowadzaj¹c go na ziemiê.- Doktor Saracen? Mówi Malcolm Jamieson.Dzwoniê z Pogotowia.Policja og³osi³a w³aœnie czerwony alarm w zwi¹zku z sytuacj¹ w Palmer’s Green.- Co siê sta³o? - zawo³a³ Saracen.Czerwony alarm by³o to has³o kodu policyjnego, którym zawiadamiano szpitale o najpowa¿niejszych katastrofach: wypadkach kolejowych lub lotniczych, wielkich wypadkach drogowych, kiedy liczba przewidywanych ofiar by³a dwucyfrowa.- Dok³adnie nie wiadomo - odpar³ Jamieson.- Alarm og³oszono piêtnaœcie minut temu.Chwilê póŸniej odwo³ano go, a teraz, dos³ownie przed minut¹, og³oszono ponownie.Pomyœla³em, ¿e lepiej pana zawiadomiê.- I nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi? - zdziwi³ siê Saracen.- Pocz¹tkowo by³a mowa o zatruciu gazem z niesprawnej instalacji, ale teraz nikt nic nie wie.Nie przywieziono jeszcze ¿adnych pacjentów.- Ju¿ jadê.Proszê wezwaæ Tremaine’a.- Tak jest.Saracen od³o¿y³ s³uchawkê.Telefon znów zadzwoni³.Tym razem by³ to Saithe.- K³opoty w Palmer’s Green.- W³aœnie dzwoni³ Jamieson.Co siê dzieje?- Wezwano policjê, kiedy wysz³o na jaw, ¿e od rana nie mo¿na dostaæ siê do budynku.Policjanci wywa¿yli drzwi i wtedy okaza³o siê, ¿e wszyscy lokatorzy nie ¿yj¹.Dwadzieœcia osiem trupów, w tym dozorca domu.- Jak to siê, na mi³oœæ Bosk¹, sta³o?!- Policja pocz¹tkowo s¹dzi³a, ¿e to skutek awarii instalacji gazowej.Ale kiedy przyjecha³a pierwsza karetka, sanitariusze od razu po³apali siê, ¿e to nie gaz.Hemoglobina w krwi zmar³ych nie uleg³a karboksylacji i zw³oki nie by³y ró¿owe, ale czarne!- Czarne!?- G³êboka sinica we wszystkich przypadkach.- Chce pan powiedzieæ, ¿e ci ludzie zmarli na d¿umê? - Saracen mia³ kompletny mêtlik w g³owie.- Na to wygl¹da, chocia¿ Bóg wie, jak to siê sta³o.Szczêœciem za³oga ambulansu nie straci³a g³owy.Niczego nie dotykali, tylko poprosili przez radio o instrukcje.Budynek zostanie opieczêtowany do chwili przeprowadzenia oglêdzin lekarskich.- Kto ma to zrobiæ? - spyta³ Saracen.Saithe siê zawaha³.- O to w³aœnie chodzi.Oczywiœcie pojedzie doktor MacQuillan, ale myœlê, ¿e powinien mu towarzyszyæ ktoœ od nas.Nie uda³o mi siê z³apaæ Braithwaite’a, a sam w tej chwili nie bardzo mogê.Pomyœla³em, ¿e mo¿e pan.- Zgoda.Jaki jest plan?Saithe wyraŸnie odzyska³ pewnoœæ siebie.- Policja wys³a³a do Palmer’s Green swój wóz sztabowy.Urz¹dzili w nim ruchomy punkt dowodzenia.Tam spotka siê pan z doktorem MacQuillanem.Autem policyjnym dostarcz¹ wam ubrania ochronne.- W porz¹dku.Wszystko jasne.- Saracen od³o¿y³ s³uchawkê.Szkoda by³o czasu na dalsz¹ rozmowê z Saithe’em.Poszed³ do ³azienki, obmy³ twarz zimn¹ wod¹ i energicznie rozmasowa³ sobie uszy i szyjê rêcznikiem.Czu³ siê zupe³nie trzeŸwy, chocia¿ pamiêta³ o wypitych w ci¹gu wieczora drinkach.MacQuillan czeka³ ju¿ na niego w policyjnym furgonie.Uœmiechn¹³ siê, zobaczywszy kogo przys³ano mu do pomocy.- Jak pan sobie za³atwi³ tê fuchê? - spyta³.- Zawsze mia³em szczêœcie.- Kombinezony gotowe - w drzwiach stan¹³ umundurowany policjant.Lekarze przeszli za nim do s¹siedniego pomieszczenia, gdzie wdziali bia³e kombinezony ochronne.Przed w³o¿eniem maski MacQuillan udzieli³ policjantom instrukcji co do sposobu dokonania dekontaminacji.Kiedy on i Saracen opuszcz¹ budynek, ich kombinezony maj¹ byæ spryskane bardzo silnym œrodkiem odka¿aj¹cym, przywiezionym ze szpitala razem z ubraniami.- Gotów? - Bakteriolog spojrza³ na Saracena.Ten skin¹³ g³ow¹, po raz ostatni sprawdzi³ zamocowanie maski i pomaszerowa³ za MacQuillanem przez podwórze, w kierunku wejœcia do bloku.Nie tak dawno by³ tutaj, aby opowiedzieæ Archerowi o okolicznoœciach œmierci jego ¿ony.Zastanawia³ siê czy Archer jest wœród zmar³ych.Mia³ przeczucie, ¿e tak.W budynku nie by³o œwiat³a, bo podejrzewaj¹c awariê instalacji gazowej, policja odciê³a dop³yw pr¹du.Lekarzy wyposa¿ono wiêc w silne latarki; policjanci zwlekali z przywróceniem zasilania do chwili, gdy zostanie stwierdzone ponad wszelk¹ w¹tpliwoœæ, ¿e w gmachu nie ma gazu lub toksycznych czy ³atwopalnych oparów.Drzwi wejœciowe nosi³y œlady wy³amania ³omem, lub innym podobnym narzêdziem.MacQuillan pchn¹³ je i weszli do œrodka.Drzwi zatrzasnê³y siê za plecami Saracena, odcinaj¹c ich od szumu ulicy.Wewn¹trz panowa³a ciemnoœæ i niesamowita cisza; niczym w grobie, pomyœla³ Saracen.MacQuillan wskaza³ w prawo, ku wylotowi korytarza.Ruszyli w tamtym kierunku.Zatrzymali siê przed drzwiami pierwszego mieszkania.Saracen czeka³ cierpliwie, a¿ MacQuillan wyjmie klucz uniwersalny, który otrzymali od policji.Na koniec drzwi stanê³y otworem; weszli do mieszkania.W sypialni odkryli dwa cia³a.Kobiety i mê¿czyzny w wieku oko³o szeœædziesiêciu lat.Oboje le¿eli w ³Ã³¿ku.Oczy kobiety by³y zamkniête; mê¿czyzna martwym wzrokiem wpatrywa³ siê w sufit.MacQuillan zsun¹³ z nich ko³drê, ods³aniaj¹c cia³a.Wystarczy³o szybkie, pobie¿ne badanie.Nie by³o w¹tpliwoœci.D¿uma.12.Rozdzielili siê.Saracen sprawdza³ mieszkania na pierwszym piêtrze, a MacQuillan kontynuowa³ badanie parteru.Wszêdzie by³o to samo: ciemnoœæ, milczenie i œmieræ.Wiêkszoœæ cia³ znajdowali w ³Ã³¿kach; ludzie k³adli siê, kiedy poczuli siê Ÿle i ju¿ nie wstawali.Kilka osób umar³o gdzie indziej.Pewien mê¿czyzna skona³ przewieszony przez krawêdŸ wanny.Saracen ogl¹da³ go w³aœnie, kiedy zapali³o siê œwiat³o.Cofn¹³ siê odruchowo, uderzony widokiem krwawych wymiocin rozbryŸniêtych na bia³ej emalii.Archer umar³ w fotelu, tym samym, w którym siedzia³, przyjmuj¹c Saracena.NajwyraŸniej próbowa³ zwalczaæ objawy choroby alkoholem; obok fotela le¿a³a butelka po whisky, któr¹ musia³ przewróciæ wstrz¹sany drgawkami agonii.Rozlany alkohol utworzy³ ciemn¹ plamê na dywanie.Saracen czu³ zapach whisky, który jakimœ sposobem przenika³ przez poch³aniacz maski.Zauwa¿y³, ¿e Archer trzyma coœ w rêku.Z pocz¹tku myœla³, ¿e to ksi¹¿ka, ale przyjrzawszy siê bli¿ej odkry³ w d³oni zmar³ego star¹, oprawion¹ w ramkê fotografiê.Wyj¹³ j¹ spomiêdzy zaciœniêtych palców.Przedstawia³a m³od¹ parê w weselnym stroju.W szczup³ym m³odzieñcu Saracen rozpozna³ Archera.Domyœli³ siê, ¿e rozeœmiana dziewczyna, któr¹ ten trzyma³ w ramionach, by³a jego ¿on¹.Tak wygl¹da³a Myra Archer, kobieta, która sprowadzi³a na Skelmore koszmar Czarnej Œmierci.Na tym zdjêciu wydawa³a siê bardzo m³oda i beztroska; promienna - tak napisa³by dziennikarz prowadz¹cy rubrykê towarzysk¹.I rzeczywiœcie, takie w³aœnie robi³a wra¿enie.Saracen delikatnie wsun¹³ zdjêcie w sztywniej¹c¹ d³oñ Archera i z³o¿y³ j¹ na kolanach trupa.Tych dwoje ju¿ na zawsze wróci³o do Skelmore.Saracen i MacQuillan stali bez ruchu przed budynkiem, a policjanci w gumowcach i kombinezonach spryskiwali ich œrodkami dezynfekuj¹cymi.Wypl¹tawszy siê wreszcie z plastikowego kokonu, Saracen g³êboko odetchn¹³ nocnym powietrzem.Ktoœ wcisn¹³ mu w rêce kubek z gor¹c¹ herbat¹.Po d³ugim oddychaniu przez maskê mia³ niezwykle wyostrzony zmys³ powonienia.Tyle zapachów! Woñ nocy, trawy, deszczu, czyjegoœ p³ynu po goleniu, herbaty, pasty do butów.- Nie s¹dzi³em, ¿e kiedykolwiek zobaczê coœ takiego - powiedzia³ MacQuillan, masuj¹c g³owê w miejscu, gdzie uciska³ j¹ pasek maski.Saracen wyp³uka³ usta herbat¹ i wyplu³ j¹ na ziemiê.- Jak to siê, do diab³a, mog³o staæ?- Nie mam pojêcia.Wszyscy zarazili siê w tym samym czasie i prawie jednoczeœnie umarli; to jakiœ absurd!- Ale tak by³o.- To musi mieæ jakieœ zwi¹zek z Archerami.- MacQuillan myœla³ na g³os.- Tutaj przecie¿ mieszkali.Ka¿de inne wyt³umaczenie by³oby zbyt naci¹gane.- Zgadzam siê, ale Myra Archer umar³a trzy tygodnie temu, a jej m¹¿ nie zdradza³ najl¿ejszych objawów choroby [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||