Index McClure Ken Zaraza lancuch (4) Forsyth Czwarty protokół abc.com.pl 9 4 5 6 przedruk (170) Gordon R Dickson Smoczy Rycerz T 1 I Robot Joanne K Rowling Harry Potter i Zakon Feniksa Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (14) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Doktor Petrie popatrzy³ w jej kierunku; niedojrza³ jej oczu, a jedynie ciemne kêdziory w³osów.Stra¿nik oddala³ siê od nichcoraz bardziej, id¹c ty³em, z rêkami wci¹¿ uniesionymi wysoko nad g³ow¹.Nie myœl¹c, nie zastanawiaj¹c siê nad tym, co robi, doktor Petrie dwukrotniewypali³ z rewolweru w powietrze.Stra¿nik wrzasn¹³, niczym zarzynany pies, poczym gwa³townie odwróci³ siê i pogna³ przed siebie przez ciemny parking.— Mog³eœ go zabiæ! — zawo³a³a Adelaide.— Nic z tych rzeczy.Celowa³em w górê.W milczeniu wyprowadzili samochód z parkingu, po czym ruszyli ulicami, poktórych szala³a zaraza.Adelaide w³¹czy³a radio.Minê³a w³aœnie pó³noc i rozpoczê³a siê œroda.To, cous³yszeli w radiowych wiadomoœciach, bardzo ró¿ni³o siê od tego, co widzieli,mijaj¹c kolejne ulice ciemnego, opustosza³ego, ponurego Miami.Spokojnym, ch³odnym g³osem, burmistrz, John Becker zapewnia³ wszystkichmieszkañców Miami, Florydy i ca³ych Stanów Zjednoczonych, ¿e utrudnienia wkomunikacji pomiêdzy Miami a œwiatem zewnêtrzym s¹ „wy³¹cznie czasowe, wynikaj¹z przyczyn technicznych i s³u¿¹ najlepiej rozumianym interesom wszystkichludzi".Doktor Petrie popatrzy³ na Adelaide i uœmiechn¹³ siê nieznacznie.Odpowiedzia³amu podobnym, s³abym uœmiechem.Tymczasem burmistrz kontynuowa³:„Epidemia, której przyczyny przez ca³y czas s¹ bardzo szczegó³owo badane,okazuje siê odrobinê trudniejsza do opanowania, ni¿ nam siê to pocz¹tkowowydawa³o.W zwi¹zku z tym, dla ochrony mieszkañców Miami i goœci przebywaj¹cychtutaj na wypoczynku, postanowiliœmy znacznie ograniczyæ ruch na autostradachprowadz¹cych do i z miasta.Pragnê jednak was zapewniæ, ¿e nie ma najmniejszychpowodów do obaw, pod warunkiem, ¿e wszyscy pañstwo podporz¹dkuj¹ siê wymogom tejszczególnej sytuacji i zdecyduj¹ siê nie opuszczaæ swoich domów, je¿eli niebêdzie to absolutnie niezbêdne".Akurat, gdy burmistrz mówi³ te s³owa, niespodziewanie rzadkie lampy uliczne,utrzymuj¹ce dot¹d s³aby pó³mrok w mieœcie, zaczê³y gasn¹æ.I tak wiêkszoœæbudynków publicznych, biurowców i sklepów pogr¹¿ona by³a ju¿ w ciemnoœciach;teraz zgas³o wszelkie œwiat³o.Niczym gwiazdy zamazane przez gêste chmury,zniknê³y nagle wszystkie jasne punkciki.Zapad³ mrok, który sprawi³, ¿e ca³emiasto sta³o siê w jednej chwili ciemn¹, przera¿aj¹c¹ prymitywn¹ d¿ungl¹ zbetonu.— To chyba elektrownia zakoñczy³a dzia³alnoœæ — stwierdzi³ lakonicznie doktorPetrie.— I ich dopad³a zaraza.148149W³¹czy³ œwiat³a drogowe.Ciemne ulice sprawia³y niesamowite wra¿enie.Wiele szybwystawowych by³o powybijanych, na chodnikach i na jezdniach wala³y siê œmieci ite towary, które w poœpiechu pogubili rabusie pl¹druj¹cy sklepy.Mimo ostrze¿eñ,¿e policja bez wahania u¿ywaæ bêdzie broni palnej, bandyci „pracowali" bezchwili wytchnienia.Kiedy samochód skrêci³ w 95 Ulicê, doktor Petrie i Adelaidezobaczyli grupê czarnych ch³opaków, biegn¹cych pod œcianami domów.Taszczylitelewizor, wie¿ê hi-fi i mnóstwo p³yt i kaset.Co jakiœ czas ulice zablokowane by³y przez samochody.Ich kierowcy — martwi — wwielu przypadkach wci¹¿ tkwili na swoich miejscach.W kilku punktach Miamiwybuch³y po¿ary, stwarzaj¹c atmosferê niesamowitoœci w g³êbokim mroku miasta.Dziwaczne wra¿enie sprawia³y niektóre oœwietlone budynki, posiadaj¹ce w³asneawaryjne generatory.Ca³e miasto rozbrzmiewa³o nieustannym zawodzeniem syren,suchymi trzaskami pojedynczych strza³Ã³w, echem kroków ludzi pojedynczychbiegaj¹cych po pustych ulicach.W ci¹gu zaledwie czterech dni, jakie minê³y od pierwszych sygna³Ã³w o zarazie, wMiami rozpêta³o siê pandemonium.Tak powinno wygl¹daæ piek³o, z p³omieniamistrzelaj¹cymi wysoko w górê i demonicznymi cieniami na œcianach budynków.Nadtym wszystkim przera¿aj¹co wy³y policyjne syreny, rozlega³y siê odg³osystrza³Ã³w, dŸwiêki t³uczonego szk³a, samochodowych klaksonów—naciskanych przedewszystkim przez martwe cia³a oparte na kierownicach.Doktor Petrie zwolni³ na moment i otworzy³ boczn¹ szybê.Nas³uchiwa³ odg³osówmiasta z zimnym niedowierzaniem.— To wygl¹da jak koniec œwiata — wyszepta³a Adelaide.— Mój Bo¿e, Leonardzie, tojest naprawdê koniec œwiata.Odór i nieludzkie odg³osy umieraj¹cego miasta bardzo szybko wype³ni³y samochód.Wreszcie doktor Petrie postanowi³ zasun¹æ szybê.Czu³ siê krañcowo zmêczony izrezygnowany.To, co zobaczy³, zmusza³o do postawienia sobie pytania o sensdalszego bytowania.Z trudem skupia³ w/rok150na drodze i z trudem usi³owa³ jechaæ dalej przed siebie.Ko³ami rozje¿d¿a³ ró¿neprzedmioty porozrzucane na jezdni.Kilkakrotnie najecha³ na ludzkie zw³oki.Byli prawie przy Gratigny Drive, kiedy musia³ zatrzymaæ auto.Droga zablokowanaby³a przez dwa inne p³on¹ce samochody.Jeden z nich, riviera, dopala³ siê ju¿ iw³aœciwie tylko dymi³, natomiast bia³y cadillac strzela³ p³omieniami wysoko wniebo.Doktor Petrie otworzy³ drzwiczki i wysiad³.Na zewn¹trz by³o gor¹co, unosi³ siêciê¿ki, gêsty dym.Os³aniaj¹c oczy, podszed³ do wraków najbli¿ej, jak tylkomóg³, i z przera¿eniem zobaczy³, ¿e w cadillacu wci¹¿ siedzi ¿ywa kobieta.Ju¿pali³y siê jej w³osy, jednak otwart¹ d³oni¹ wci¹¿ os³ania³a twarz przed ogniem.W niemym krzyku otwiera³a usta.Bezskutecznie, bo na ratunek dla niej by³o ju¿za póŸno.Doktor Petrie poczu³, ¿e za chwilê zwymiotuje.Odwróci³ wzrok.— Co siê dziej e? — zawo³a³a Adelaide.— Czy nie mo¿emy przejechaæ?— Zostañ w œrodku! — krzykn¹³ do niej doktor Petrie.— Proszê ciê, zostañ wœrodku!Wydoby³ z kieszeni rewolwer, który zabra³ stra¿nikowi, wyci¹gn¹³ go przedsiebie, trzymaj¹c w obu d³oniach i modl¹c siê, aby teraz nie spud³owaæ.Strzeli³do walcz¹cej z p³omieniami kobiety.Trafi³ w g³owê.Kobiet¹ wstrz¹snê³o i w tejsamej chwili by³a ju¿ martwa.Nie mia³o to znaczenia dla ognia, który nadal, ztak¹ sam¹ intensywnoœci¹, trawi³ cia³o.Doktor Petrie powróci³ do grañ torino.— Czy tam w œrodku ktoœ by³? — zapyta³a Adelaide cicho.Skin¹³ g³ow¹ i po³o¿y³ rewolwer obok siebie.Z jakiejœ przyczyny zabicie tejkobiety odmieni³o go; nagle sta³ siê spokojny, ch³odny, zacz¹³ racjonalniemyœleæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||