![]() |
|||||
![]() |
|||||
![]() |
|||||
Index Pedagogika Pilch Tadeusz Zasady Badań Pedagogicznych(txt) Asimov Isaac Science Fiction (Opowiadania).Txt MODELNR2.TXT DROGA (2).TXT WIEZAJ~1.TXT MOCPODSW.TXT ANDRZE~1 (2).TXT LEKCJA46.TXT MALYBCHL.TXT DZIKUS.TXT |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Sabat przygotowa� si� do ataku.Mi�nie nóg napi�y si� jakspr�yny gotowe do skoku.Musi gwa�townie powali� tedziewi��dziesi�t kilogramów.Przeciwnika trzeba zlikwidowa�szybko i cicho.Wtedy, by� mo�e, jego nocna praca nie pójdzie namarne.Skoczy�, lecz nie doceni� sprawno�ci ros�ego m�czyz-159ny.Jego ogromne cia�o usun�o si� na bok z zaskakuj�c� lekko�ci�.Zd��y� jednak pchn�� pistolet-strzykawk�, przed któr� obroni�Sabata instynktowny unik.Poczu�, jak stalowe ostrze rani mu twarztu� ko�o blizny.Co� ciep�ego i lepkiego sp�yn�o po policzku.Sabat zerwa� si� i uskoczy�.Przeciwnik rzuci� si� w jegokierunku z gard�owym rykiem zwierz�cej w�ciek�o�ci.Zakodowano w nim i rozpalono ��dz� zabijania, jednak równie�potrafi� wyzwoli� w sobie nienawi��.Obaj skutecznie stosowali uniki.Wiele ciosów nie trafia�o docelu.Nagle stan�li twarz� w twarz.Walcz�c cofn�li si� nazapomniany cmentarz.Próbowali znale�� na jego nierównymgruncie jakie� oparcie dla stóp.� Umrzesz! � warkn�� napastnik chwyciwszy �mierciono�n�strzykawk� jak sztylet.Spiczaste ostrze ci�o bez problemów.Sabat uskoczy� i potkn��si�.Nim zd��y� powsta�, napastnik by� ju� na nim przyciskaj�c godo ziemi.Lew� r�k� Sabat chwyci� prawy nadgarstek przeciwnika.Usi�owa� usun�� bro� ze spoconych, brudnych placów.Sapa� zwysi�ku.Napotka� godny opór.Napastnik mia� nawet niewielk�przewag�.Masa jego cia�a by�a wi�ksza.Dwuna-stocalowe ostrze�mierci na przemian cofa�o i przybli�a�o si� do szyi Sabata.Jednocelne pchni�cie wystarczy, �eby by�y funkcjonariusz SASpo�egna� si� z �yciem.Sabat doskonale wiedzia�, �e czas dzia�a najego niekorzy��.Si�a mordercy wynika�a z fanatycznego oddaniaLilith.Ka�dego z jej uczniów tresowano w hipnotycznym �nie.Ostrze posun�o si� jeszcze o cal.Sabat wiedzia�, �e nie b�dziemóg� d�u�ej stawia� oporu.Bo�e, gdyby� tylko ten �ajdak nietrzyma� jego drugiej r�ki.Mo�e zdo�a�by160si�gn�� po trzydziestk� ósemk�.Nie móg� jednak wykona�adnego ruchu.Czu�, �e nadchodzi chwila �mierci.W u�amku sekundypowróci�y obrazy z przesz�o�ci � jak b�yskawiczna powtórkaprzed drog� w nieznane.Sabat przypomnia� sobie ostatniespotkanie z Quentinem.nie, z samym sob�, poniewa� teraz on by�Quentinem.Przypomnia� sobie, jak oczekiwa� na �mier�, �wiadom,�e tylko jeden z nich mo�e prze�y�.Poczu�, �e spada.Grunt zdawa�si� go poch�ania�.O Bo�e, to wszystko dzieje si� naprawd�.Ziemia jakbyrozst�pi�a si� i oba cia�a walcz�cych m�czyzn zacz�y opada� wstraszliw� przepa��!Ogarn�a ich ciemno��, w której nie by�o ani gwiazd, aniulicznego �wiat�a.Powietrze, wi�zione przez setki lat, by�ozat�ch�e i cuchn�o ple�ni�, wilgoci�, zimnem i z�em.Sabat próbowa� wmówi� sobie, �e to nie dzieje si� naprawd�,�e jest to tylko wspomnienie z czasów, gdy Ouen-tin (on sam)umar� i narodzi� si� znowu.Ten sam odór grobowej ziemi.iznowu koniec móg� by� tylko jeden.Nagle upadli na dno.Druzgoc�cy wstrz�s targn�� ich cia�ami.Wygl�da�o na to, �e nie by�a to projekcja jego um�czonejwyobra�ni.Ziemia rozst�pi�a si� i Sabat wraz z Uczniem �mierci zapad�si� w jaki� ohydny otwór.Napastnik nadal by� na nim.Sapa�g�o�no i nie móg� z�apa� powietrza.Tym razem Sabat udowodni�swoj� wy�szo��.Uchwyt rozlu�ni� si� na u�amek sekundy.Sabatchwyci� pojemnik-pistolet i odrzuci� go.Us�ysza�, jak zapada wmi�kk� ziemi�.B�yskawicznie uwolni� drug� r�k�.Namaca� kolb�38-ki i wyci�gn�� j� z futera�u.� Umieraj, �winio! � Olbrzymie d�onie schwyci�y6 � Krwawa bogini 161gard�o Sabata i zacz�y go dusi�.Piekielny mrok zacz�� zmienia�si� w matow� czerwie�.Nagle oczy przes�oni� mu purpurowy b�ysk.Eksplozjasparali�owa�a udr�czony umys�.Sabat poczu�, jak opieraj�ce si� nanim cia�o podnios�o si� na moment, a potem opad�o tak, �e 38-kaukry�a si� w mi�kkich fa�dach t�uszczu.Znowu wypali� Odrzutgwa�townie nim szarpn��.Jedno rami� by�o jak sparali�owane,przygniecione bezw�adn� mas� cia�a przeciwnika.Strzeli� jeszcze kilka razy.D�wi�k by� przyt�umiony, jakbydobywa� si� z g��bi morskiej toni.Towarzyszy�y mu drgania.Chwyt na szyi Sabata zel�a�, walczy� o powietrze d�awi�c si�dymem po wystrza�ach.By� zdezorientowany.Nagle jako pustynny podró�nik znalaz�si� oszo�omiony i przera�ony w o�lepiaj�cej burzy piaskowej.Wiatr zatar� wszystko.Próbowa� stwierdzi�, czy by�o to z�udzenie,czy wspomnienie czego� okropnego z przesz�o�ci, czy wszystko todzia�o si� naprawd�.Nic go to jednak nie obchodzi�o.Wszystkoczego teraz pragn�� to uj�� z �yciem.Ba� si�.G�ównie tego, �e pad�ofiar� jakiego� psychodelicznego ataku.Czu� si� tak, jakby jegoczaszka puch�a i wybucha�a.Jego nerwy krzycza�y z nie-wys�owionego bólu.Usi�owa� za wszelk� cen� zrzuci� z siebie cia�o martwegom�czyzny.Uda�o si�.Legli obok siebie na dnie jakiej� w�skiej,g��bokiej przepa�ci.Ubranie Sabata czym� przesi�k�o.Poczu�ciep�o g�stej cieczy.Mimo psychicznych m�czarni domy�li� si�, coto jest.Krew! W pierwszej chwili obawia� si�, �e to jego w�asna,lecz gdy w swej d�oni odkry� 38-k�.wiedzia�, �e to krewprzeciwnika.Cz�owiek le��cy obok niego ci�gle by� �ywy.Z jegoust, bulgocz�c, dobywa�a si� purpurowa ciecz �ycia.162Sabat zacz�� walczy� na o�lep, byle wyzwoli� si� odnieznajomego.Nagle palce jego swobodnej r�ki natrafi�y na co�mi�kkiego i ciep�ego jak k�pielowa g�bka.Natychmiast cofn��r�k�.Przyczepi� si� do niej kawa�ek zbutwia�ych zw�ok.Wreszcie uda�o mu si� stan�� na ciele m�czyzny.Szuka�wyj�cia.Odleg�o�� mi�dzy �cianami wynosi�a trzy stopy.Szorstkiekamienie i ziemia kruszy�y si�, gdy próbowa� si� oprze� [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
![]() |
|||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. |
![]() |
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |