Index
160 15 (7)
477 04
I Robot
13 1krn (3)
sapkowski andrzej ostatnie zyczenie
rozdzial 11 (155)
24 (278)
danielle de foe przygody robinsona cruzoe
20 (96)
Prawo pracy po zmianach
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szarlotka.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Byæmo¿e nie przypadkiem ja i Danny trafiliœmy tutaj, do Fortyfoot House.Byæ mo¿emieliœmy tu trafiæ od dawna.Mo¿e nadesz³a pora, byœmy razem z Dannym zdecydowali, kim jesteœmy i jaki mamyprowadziæ tryb ¿ycia; i byæ mo¿e nadesz³a równie¿ pora, aby wszystkie te dziwnepostaci, które pojawia³y siê i znika³y w granicach posiad³oœci Fortyfoot House,zdecydowa³y, do jakiej nale¿¹ rzeczywistoœci.— To niebezpieczne: zostaæ tutaj — powiedzia³em.Ale chyba mnie nie us³ysza³a.Obróci³a siê i omiot³a spojrzeniem zniszczone,zaroœniête powojem stajnie.Jej profil na tle ogrodu wydawa³ siê czysty idoskona³y; lekko uchylona górna warga obrysowana by³a œwiat³em.Czu³em, ¿e jestmi bardzo bliska; a zarazem bardzo odleg³a — tak jakby zawar³a w swoim srebrnymsercu ca³e moje ¿ycie i wszystkie moje sekrety.W drzwiach pojawi³ siê Danny z pustym wiaderkiem.— Powyrywa³em krabom wszystkie nogi i wrzuci³em je do morza — oznajmi³.— Och, Danny! — zawo³a³em.— To obrzydliwe.I okrutne.— Rybak powiedzia³ mi, ¿e kraby zjedz¹ wszystko, co siê rusza, tak ¿e nie ma copo nich rozpaczaæ.Mówi³, ¿e jeœli ktoœ bêdzie zbyt d³ugo spa³ na pla¿y, krabyzaczn¹ zjadaæ jego nogi, uszy i wszystkie miêkkie czêœci.Zawsze zaczynaj¹ odmiêkkich czêœci.— IdŸ umyæ rêce przed lunchem — powiedzia³em.— Myœla³em, ¿e jedziemy — odpar³, ale potem zobaczy³ nagle samochód.Oczyrozszerzy³y mu siê i otworzy³ z wra¿enia usta.— Co siê sta³o z naszym autem? — zapyta³ os³upia³y.— Pok³Ã³ci³ siê z m³otem kowalskim — stwierdzi³em — i dlatego w³aœnie zostajemy.ROZDZIA£ VIIIPielêgniarka albo zakonnicaKiedy by³o ju¿ prawie zbyt ciemno, ¿eby coœ widzieæ, z warsztatu blacharskiegoprzyjecha³ zwalisty, przypominaj¹cy Misia Baloo mê¿czyzna, ubrany w br¹zowy,poplamiony smarami kombinezon.Przez chwilê sta³ z rêkoma w kieszeniach,wpatruj¹c siê w mój samochód i poci¹gaj¹c nosem.— Mogê panu daæ trzydzieœci funciaków za ten szmelc — powiedzia³ w koñcu.— Nie chcê wcale trzydziestu funciaków, chcê, ¿eby by³ na chodzie, to wszystko.Nie musi wygl¹daæ jak nowy.Karoseria jest niewa¿na, zale¿y mi tylko, ¿ebywstawi³ pan szyby, naprawi³ opony i kierownicê.Nie musi mieæ licznika obrotów,potrzebujê tylko szybkoœciomierza.Potrz¹sn¹³ energicznie g³ow¹, tak jakby mia³ wodê w uszach.— Nie warto siê w to bawiæ, ch³opie.Szkoda k³opotu.Taniej wyjdzie panu kupnoinnego wozu.Same czêœci do tego audi bêd¹ kosztowaæ minimum trzysta funtów.— Cholera jasna — jêkn¹³em.Mechanik kopn¹³ przedziurawion¹ oponê.— W warsztacie mam forda cortinê z siedemdziesi¹tego ósmego roku.Mogê go panusprzedaæ za trzysta.Trochê z¿ar³a go rdza, ale jest na chodzie i ma op³aconypodatek.— No nie wiem.W tej chwili nie dysponujê trzystoma funtami.Mechanik wzruszy³ramionami.— W takim razie, ch³opie, chyba nie mogê ci pomóc.Odjecha³ swoim pikapem,zgrzytaj¹c skrzyni¹ biegów i zostawiaj¹c za sob¹ chmurê œmierdz¹cych spalin.Przez chwilê sta³em w zapada-104j¹cych ciemnoœciach, s³uchaj¹c szumu drzew i cichego popiskiwania nietoperzy, apotem wszed³em do domu, gdzie czeka³a na mnie w kuchni Liz.Przygotowywa³awspaniale pachn¹c¹ casserolê z kurczaka, ale ja nie by³em pewien, czy jestemg³odny.Bez przerwy nas³uchiwa³em chrobotów, szurania, odleg³ych ³omotów ig³osów, które wcale nie wydawa³y siê ludzkie.Napêdza³em sobie stracha,przygl¹daj¹c siê ukradkiem swemu blademu odbiciu w pozbawionych zas³on oknachalbo wisz¹cych w holu oprawionych w szk³o fotografiach.Danny klêcza³ na jednym z kuchennych krzese³, rysuj¹c coœ o³Ã³wkiem.Pochyli³emsiê nad nim i rzuci³em okiem na rysunek.Przedstawia³ chud¹ dziewczynkê w bia³ejnocnej koszuli, z cienkimi czerwonymi wst¹¿kami we w³osach i bladozielonymipoliczkami.S³odk¹ Emmeline.— ChodŸ siê z nami pobawiæ — przedrzeŸnia³ j¹ cienkim, dziewczêcym g³osem.—Jest nas tu ca³a paczka i moglibyœmy pokazaæ ci wspania³e zabawy.— Przestañ, Danny — ostrzeg³em go.Spojrza³ na mnie oczyma, które by³y szeroko otwarte, zamglone i b³yszcz¹ce, takjakby przed chwil¹ p³aka³.A potem, po d³u¿szej chwili, powróci³ w milczeniu doswego rysunku.Obserwowa³em go bezradnie, czuj¹c, ¿e w jakiœ sposób wymkn¹³ siêspod mojej kontroli.Liz wsunê³a ha³aœliwie do piecyka pó³misek z casserol¹.— No i co? — zapyta³a takim tonem, jakbyœmy byli starym ma³¿eñstwem.— No i co z czym?— Z samochodem.Uda mu siê go naprawiæ?— A, z samochodem.Naprawa bêdzie kosztowa³a co najmniej trzysta funtów, aprawdopodobnie wiêcej.Powiedzia³, ¿e taniej wysz³oby mi kupno innego wozu.— Wiêc co zamierzasz zrobiæ?— A co mogê zrobiæ? Muszê tu pracowaæ, a¿ zarobiê na inny samochód, to wszystko.— Wci¹¿ uwa¿am, ¿e musisz zawiadomiæ policjê.Ten Martel, czy jak on siê nazywa,powinien wyl¹dowaæ za kratkami.— Martin — poprawi³em j¹.Podszed³em do lodówki, wyj¹³em z niej du¿¹ butelkêzimnego soave i nala³em dwa kieliszki.— Byæ mo¿e masz racjê.Ale wtedy moglibymi zadaæ kilka nieprzyjemnych pytañ.Na przyk³ad dlaczego nie zrobi³em wterminie przegl¹du technicznego i dlaczego samochód nie jest ubezpieczony.— Nie ubezpieczony? — zapyta³a z niedowierzaniem.— Nie by³o mnie na to staæ.Janie wyczyœci³a nawet konto w spó³dzielnimieszkaniowej, wszystko.105— Co za dziwka.— Zgadza siê, co za dziwka.Ale z drugiej strony chyba sobie na to zas³u¿y³em.Nie traktowa³em jej zbyt dobrze.Liz ³yknê³a trochê wina i spojrza³a na mnie oczyma, które by³y starsze od jejmetryki.— Chyba jej nie bi³eœ?— Nie." Po prostu j¹ ignorowa³em.Wydaje mi siê, ¿e ignorowanie kogoœ jestczasami gorsze od bicia.— Mo¿e powinieneœ j¹ czasem uderzyæ.Usiad³em na krzeœle.— Nie pytaj mnie.Byæ mo¿e tak naprawdê wcale jej nie kocha³em.A kiedy ju¿ otym mowa, byæ mo¿e w ogóle nie wiem, czym jest mi³oœæ.No wiesz, prawdziwami³oœæ.Taka, w imiê której siê umiera.— Nie s¹dzê, ¿eby du¿o ludzi wiedzia³o, czym jest taka mi³oœæ — odpar³a.Na jejwargach pojawi³ siê uœmiech.— Kiedy mia³am jakieœ dziewiêæ lat, hodowa³am z³ot¹rybkê.Naprawdê j¹ kocha³am.Na imiê mia³a Billiam.Powiedzia³am mojej mamie, ¿ejeœli Billiam umrze, ja te¿ siê zabijê.I kiedy naprawdê zdech³a, mama toukry³a.Powiedzia³a mi, ¿e uciek³a.A ja, jak idiotka, uwierzy³am jej.Rozpowiedzia³am wszystkim kolegom w szkole, ¿e dam dziesiêæ pensów nagrody temu,kto j¹ znajdzie.A oni, jeszcze wiêksi idioci, wyruszyli na poszukiwania.— O czym to ma œwiadczyæ? — zapyta³em.— ¯e cz³owiek nie powinien niczegokochaæ: nawet z³otej rybki? Wzruszy³a ramionami.— Nie wiem — odpar³a i rozeœmia³a siê.W tej samej chwili do kuchni wszed³ z powrotem Danny.Nie zauwa¿y³em nawet,kiedy z niej wyszed³.Pod pach¹ trzyma³ swój blok rysunkowy i sprawia³ wra¿eniepodenerwowanego.— Gdzie siê podzia³ ten pan? — zapyta³ podniesionym tonem.— Chodzi ci o tego mechanika?— Nie, o tego pana z fotografii.— Jakiej fotografii?— Tej, która wisi na korytarzu.Rysujê S³odk¹ Emmeline i tego pana w kapeluszujak komin.Poszed³em mu siê przyjrzeæ, bo chcia³em go dobrze narysowaæ, ale onznikn¹³.Wsta³em z krzes³a, czuj¹c ponownie to z³owrogie mrowienie w nadgarstkach i wdole pleców.Metaliczne mrowienie lêku.To siê zaczyna znowu.dom siêporuszy³.zatrzepota³y cienie.w pokojach na piêtrze mrucz¹ ciche g³osy.Zjakiegoœ powodu do g³owy przyszed³ mi dawno zapomniany kuplet:106Obite atlasem œciany s¹ czarne i miêkkie jak grzech.I wype³zaj¹ z nich, iwpe³zaj¹ kar³y o brodach jak mech.Piosenka opisywa³a podobno garderobê króla Filipa w Lepanto, ale kiedy by³emma³ym ch³opcem, wyobra¿a³em sobie, ¿e opowiada o tym, co dzieje siê pozapadniêciu zmroku w mojej w³asnej szafie.Ma³e ludziki, z³oœliwe i brzydkie,buszowa³y miêdzy moimi ubraniami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.