Index 359 13 212 05 (5) TrackEventFrame Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz (5) 09 (76) Trevayne Chmielewska Joanna Trudny Trup (5) ENTER.1996 2001 rozdzial 06 (111) 03richard h nunnun |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Zdziwi³o go tylko, ¿e zdo³a³ zaliczyæ zaledwie po³owê czarnoksiê¿ników w okolicy.Konkurencja tu by³a zdecydowanie zbyt ostra dla niego, nawet gdyby uda³o mu siê nauczyæ paru zaklêæ.Przypomnia³ sobie kapitanów i zdetronizowane ksiê¿niczki i zadr¿a³ na myœl, ¿e bêdzie musia³ zaci¹gn¹æ siê w s³u¿bê kogoœ takiego, nie wiedz¹c na czym ma ona naprawdê polegaæ.Nie mia³ jednak wyboru.Oci¹gaj¹c siê, wyruszy³ ulic¹ Areny na pó³noc, w kierunku Rynku Portowego.Jak mo¿na to by³o przewidzieæ, przy swojej nieznajomoœci miasta Tobas zgubi³ siê nie mniej ni¿ trzy razy, a w godzinach miêdzy pó³noc¹ i œwitem trudno znaleŸæ kogoœ, kogo mo¿na spytaæ o drogê.W koñcu jednak dotar³ na miejsce po to tylko, by stwierdziæ, ¿e jest puste i ciche – co by³o o tyle zrozumia³e, ¿e do œwitu brakowa³o jeszcze ponad dwie godziny.Skuli³ siê w bramie i czeka³.Obudzi³o go brutalne szarpniêcie za ramiê.Usiad³, mrugaj¹c oczyma.– Co ty tu, do diab³a, robisz? Nie wiesz, ¿e prawo zabrania spaæ po bramach? Jak nie masz gdzie mieszkaæ, idŸ na Wall Street spaæ z innymi ¿ebrakami, a nie tu! Nie puszczamy w³Ã³czêgów na nasze ulice.– ¯o³nierz w czerwonym kilcie mierzy³ go wœciek³ym spojrzeniem, lew¹ rêk¹ podpieraj¹c siê pod bok, a praw¹ opieraj¹c na rêkojeœci miecza.– Oo.– wykrztusi³ Tobas.– Musia³em siê zdrzemn¹æ.– I wysilaj¹c ca³y swój spryt doda³: – Czekam tu na werbownika.– Jakiego werbownika? – zapyta³ podejrzliwie ¿o³nierz.– Do Stra¿y Przybocznej?– Ee, nie – powiedzia³ Tobas maj¹c g³êbok¹ nadziejê, ¿e ¿o³nierz nie poczuje siê ura¿ony jego brakiem zainteresowania karier¹ wojskow¹.– Z Ma³ych Królestw.– Nie by³ ca³kiem pewien, czy wybra³by takiego werbownika, ale wydawa³o mu siê to najrozs¹dniejsze.– Jednego z tych, co? To ju¿ wystarczaj¹cy k³opot, do którego nie muszê siê do³¹czaæ.Jak ci siê podoba, ch³opcze.Ale jeœli jeszcze raz z³apiê ciê œpi¹cego na ulicy w Dzielnicy Portowej, to zbijê ciê na kwaœne jab³ko i oddam handlarzom niewolników – tu jest porz¹dna dzielnica.– Tak jest – zgodzi³ siê natychmiast Tobas.– W zasadzie to powinienem ciê wydaæ handlarzom ju¿ teraz – taka jest kara za w³Ã³czêgostwo.Nawet cudzoziemiec powinien o tym wiedzieæ.– Ale ja siê tylko zdrzemn¹³em! Wcale nie spa³em! – zawo³a³ Tobas, zanim dotar³o do niego s³owo "cudzoziemiec".– No ju¿ dobrze, powiedzia³em, ¿e powinienem, a nie, ¿e ciê wydam.Mo¿esz iœæ, ale bêdê ciê mia³ na oku i postaraj siê, ¿eby to by³a prawda o tym werbowniku.Tobas kiwn¹³ g³ow¹, modl¹c siê, ¿eby ¿o³nierz nie rozpozna³ jego akcentu z Pirackich Miast.Ale ¿o³nierz wydawa³ siê usatysfakcjonowany.Cofn¹³ siê i przepuœci³ Tobasa.Za plecami ¿o³nierza niebo szarza³o na przyjœcie œwitu, a na rynku tu i tam pojawi³o siê ju¿ kilku mê¿czyzn i jedna kobieta – ksiê¿niczka, któr¹ widzia³ tu bez ma³a dwa dni temu – czekaj¹cych na potencjalnych klientów.Pragn¹c pozbyæ siê ¿o³nierza, Tobas skierowa³ siê do stoj¹cego najbli¿ej mê¿czyzny w œrednim wieku, przyodzianego w ufarbowan¹ na zielono irchê.– Hej, ch³opcze – powiedzia³ mê¿czyzna, widz¹c, ¿e Tobas idzie w jego kierunku.– Czy szukasz szybkiego i prostego sposobu na zdobycie maj¹tku i chwa³y? Poszukujê dzielnych ludzi, którzy pomog¹ mojej ojczyŸnie Dwomor w potrzebie.– A jaka to potrzeba? – zapyta³ ostro¿nie Tobas.– Wojna?– O, nie mój ch³opcze! ¯adna wojna! To tylko drobni niedogodnoœæ, która doskwiera niektórym z naszych odleg³ych posterunków.– Bandyci?Zanim werbownik móg³ mu odpowiedzieæ, za plecami Tobasa pojawi³ siê ¿o³nierz.– Czy to ten? – zapyta³Przera¿ony, ¿e mo¿e zostaæ z³apany na k³amstwie i sprzedany w niewolê jako w³Ã³czêga albo wróg, Tobas skin¹³ g³ow¹.– To on, proszê pana.– Zapisujesz tego ch³opaka? – zapyta³ ¿o³nierz werbownika.Werbownik nie zamierza³ straciæ takiej okazji.– Tak, to on, panie.Wszystko ju¿ ustalone!– W porz¹dku, kontynuujcie.– Odwróci³ siê i odszed³.Tobas popatrzy³ za nim, a potem zwróci³ siê do werbownika i zapyta³:– No, co to za niedogodnoœæ, bandyci?– Najpierw podpiszesz tutaj, ch³opcze.– Wyci¹gn¹³ z rêkawa umowê.– O, nie! – zaprotestowa³ Tobas.– Nic z tego, zanim nie dowiem siê, o co tu chodzi!– Naprawdê? To mo¿e mam tu zawo³aæ tego ¿o³nierza i powiedzieæ mu, ¿e to by³a pomy³ka i ¿e nigdy ciê nie widzia³em na oczy?Tobas ³ypn¹³ na oddalaj¹ce siê plecy ¿o³nierza i z oci¹ganiem przyj¹³ podane mu pióro.Podpisa³ siê starannie "Tobas z Telven", a potem odda³ pióro i zapyta³:– No wiêc, co to za niedogodnoœæ?– Nie bandyci, tylko smok.Po¿era ludzi daleko w górach, a jeœli nie po¿era ludzi, to poluje na owce, co jest prawie tak samo kiepskie.– Smok? – Tobasa na chwilê zatka³o, a potem znów popatrzy³ za ¿o³nierzem, zastanawiaj¹c siê, jak traktowano niewolników.– Nie jest tak Ÿle – powiedzia³ werbownik.– A nagroda jest warta œwieczki – rêka ksiê¿niczki, dobra pozycja w Zamku Dwomor i, co najlepsze, tysi¹c sztuk z³ota!Tobas gapi³ siê na niego z g³upi¹ min¹ przez kilka sekund.– Sto funtów z³ota? – wykrztusi³ wreszcie.– Zgadza siê.W koñcu, pomyœla³, jak bardzo mo¿e smok byæ niebezpieczny? Ka¿dy dobrze zaopatrzony czarnoksiê¿nik ma w swoich zapasach s³oik smoczej krwi, a legendy twierdz¹, ¿e podczas Wielkiej Wojny smoki by³y oswajane i tresowane.Dla takiej nagrody warto podj¹æ pewne ryzyko.Maj¹c tyle pieniêdzy móg³by, jak radzi³a mu czarnoksiê¿niczka, wróciæ tutaj i kupiæ parê zaklêæ.Nie dlatego, ¿eby ich potrzebowa³; móg³by z tej sumy ¿yæ wygodnie do koñca swoich dni! I to nie licz¹c ksiê¿niczki i pozycji.Ksiê¿niczka – Tobas nie by³ ca³kiem pewien, czy chcia³by zaraz siê ¿eniæ.Ksiê¿niczka, nie ksiê¿niczka.Gdyby jakaœ ³adna dziewczyna w Telven wykaza³a zainteresowanie, mo¿e by siê i o¿eni³, ale nie traktowa³y go powa¿nie od czasu, gdy zosta³ uczniem starego Roggita, a Tobas nie pali³ siê do œlubu z nieznajom¹, kimœ z zupe³nie innego œrodowiska.No, ale jeœli jakimœ cudem uda³oby mu siê zg³adziæ smoka, to nie musi przyjmowaæ ca³ej nagrody – niech jakiœ ksi¹¿ê j¹ poœlubi.Tobas zadowoli siê pieniêdzmi.Ale nie mo¿e te¿ dzieliæ skóry na niedŸwiedziu.Nie mia³ przecie¿ pojêcia, jak siê zabija smoki.Nie wiedzia³ prawie nic na ich temat.Nigdy ¿adnego nie widzia³, choæ pojawia³y siê w opowiadaniach s³uchanych w dzieciñstwie: mia³y mieæ najrozmaitsze rozmiary, kszta³ty i barwê.Niektóre podobno zia³y ogniem, inne mówi³y ró¿nymi jêzykami i by³y z tego powodu równie groŸne co dla swoich szponów i zêbów.Mówiono te¿, ¿e podczas Wielkiej Wojny obie strony przyucza³y je do walki z wrogiem.Smok móg³ wiêc byæ prawie wszystkim.Bêdzie musia³ siê temu dobrze przyjrzeæ, dowiedzieæ siê, co to za historia i jakiego typu smok grasowa³ poœród dwomorskich wzgórz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||