Index
Solski Paweł Ujawnienie Roberta Cavaliera Sieur de la Salle juniora
Anderson John Robert Uczenie się i pamięć integracja zag (3)
Szmidt Robert J Apokalipsa wedlug pana Jana
Robert A. Heinlein Drzwi do lata
Kowalczyk Magdalena Kwestia czasu
czasu (2)
18 (360)
lseek (11)
930 13 (3)
ENTER.1996 2001
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lenka007.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Gdy s³oñce dotar³o do linii horyzontu, rozbili obóz wœród kêpy drzew nie tkniêtych spalenizn¹, posilili siê zapasami ze swoich sakw.Suchary i suszone miêso popili wod¹ o md³ym smaku.Trudno siê nasyciæ takim posi³kiem, który nie³atwo siê prze¿uwa i raczej jest niezbyt smaczny.Rand uzna³, ¿e to im pewnie wystarczy do koñca tygodnia.A potem.Hurin jad³ powoli, natomiast Loial prze³kn¹³ swoj¹ porcjê z grymasem na twarzy, po czym rozsiad³ siê wygodniej ze swoj¹ fajk¹ i dr¹giem w zasiêgu rêki.Rand stara³ siê, by ich ognisko by³o niewielkie i dobrze ukryte wœród drzew.Fain, Sprzymierzeñcy Ciemnoœci i trolloki mogli byæ dostatecznie blisko, by wypatrzyæ ogieñ, mimo sta³ych narzekañ Hurina odnoœnie do dziwnego charakteru tropu, jaki za sob¹ zostawiali.Dziwi³o go, ¿e zacz¹³ o nich myœleæ jako o Sprzymierzeñcach Ciemnoœci Faina, trollokach Faina.Fain by³ przecie¿ zwyk³ym szaleñcem.„No to czemu go uwolnili?”Czarny umieœci³ Faina w swoich planach odszukania go.Byæ mo¿e to siê jakoœ z tym wi¹za³o.„No to czemu on ucieka, zamiast mnie œcigaæ? A co zabi³o tamtego Pomora? Co siê sta³o w tamtej izbie pe³nej much? A te oczy, obserwuj¹ce mnie w Fal Dara? I tamten wiatr, który mnie pochwyci³ jak ¿ywica ¿uka.Nie.Nie, Ba'alzamon na pewno nie ¿yje”.Aes Sedai w to nie wierzy³y.Moiraine nie wierzy³a, ani Amyrlin.Upar³ siê, ¿e nie bêdzie o tym wiêcej myœla³.Musia³ teraz myœleæ wy³¹cznie o odzyskaniu sztyletu dla Mata.O znalezieniu Faina i Rogu.„To siê nigdy nie skoñczy, al'Thor”.Ten g³os przypomina³ lekki wiatr szepcz¹cy w tyle g³owy, cichy, lodowaty pomruk wdzieraj¹cy siê do zakamarków umys³u.Wrêcz mia³ ochotê poszukaæ pustki, ¿eby przed nim uciec, ale przypomnia³ sobie, co go tam czeka i porzuci³ pragnienia.W pó³mroku zmierzchu æwiczy³ ró¿ne postawy ze swoim mieczem, tak jak go uczy³ Lan, mimo ¿e bez pustki.Rozdzieranie Jedwabiu.Koliber Ca³uj¹cy Ró¿ê.Czapla Brodz¹ca w Sitowiu, dla umiejêtnoœci zachowania równowagi.Skupiony wy³¹cznie w szybkich, pewnych ruchach, zapominaj¹c na jakiœ czas, gdzie jest, æwiczy³ tak wytrwale, ¿e ca³y siê obla³ potem.Jednak¿e gdy skoñczy³, wszystko powróci³o, nic nie uleg³o zmianie.Nie by³o zimno, ale ca³y dygota³, wiêc otuli³ siê p³aszczem i skuli³ przy ognisku.Pozosta³ym udzieli³ siê jego nastrój, dokoñczyli posi³ek szybko i w milczeniu.Nikt nie zaprotestowa³, gdy zarzuci³ ziemi¹ ostatnie dr¿¹ce p³omyki.Rand pe³ni³ wartê jako pierwszy, spacerowa³ po skraju zagajnika ze swoim ³ukiem, czasami wysuwa³ miecz z pochwy.Lodowaty ksiê¿yc, nadal w pe³ni, odznacza³ siê wysoko na tle czerni, a noc by³a równie cicha jak dzieñ, równie pusta.Pusta, to by³o najw³aœciwsze s³owo.Ta kraina by³a tak pusta jak pokryty kurzem garnek na mleko.Trudno by³o uwierzyæ, ¿e na ca³ym œwiecie ¿yje ktoœ jeszcze, na tym œwiecie, z wyj¹tkiem ich trzech, trudno by³o uwierzyæ, ¿e gdzieœ tam, przed nimi, wêdruj¹ Sprzymierzeñcy Ciemnoœci.Z³akniony towarzystwa, roz³o¿y³ p³aszcz Thoma Merrilina, a na nim futera³y z twardej skóry, w których schowane by³y flet i harfa.Potem wyj¹³ z³oto-srebrny flet z futera³u, pog³adzi³ go, wspominaj¹c, jak bard uczy³ go na nim graæ i odegra³ kilka nut „Wiatru, który ko³ysze wierzb¹”.Gra³ cicho, by nie pobudziæ pozosta³ych, a po chwili z westchnieniem schowa³ flet i ponownie zawin¹³ go w p³aszcz.Trzyma³ wartê do póŸnej nocy, pozwalaj¹c, by tamci siê wyspali.Nie wiedzia³, czy jest bardzo póŸno, gdy nagle zauwa¿y³, ¿e podnios³a siê mg³a.Zalega³a tu¿ nad ziemi¹, tak gêsta, ¿e Hurin i Loial wygl¹dali jak kopce, stworzone jakby z chmur.Na ksiê¿yc patrzy³o siê niczym przez zas³onê ze zmoczonego jedwabiu.Teraz, o takiej porze, obojêtnie co mog³o zakraœæ siê do nich niepostrze¿enie.Dotkn¹³ miecza.- Miecze siê mnie nie imaj¹, Lewsie Therinie.Powinieneœ o tym wiedzieæ.Mg³a zawirowa³a wokó³ stóp Randa, kiedy obróci³ siê b³yskawicznie wokó³ w³asnej osi, miecz sam wszed³ mu w rêce, ostrze ze znakiem czapli stanê³o pionowo tu¿ przed oczyma.Do jego wnêtrza wskoczy³a pustka, po raz pierwszy ledwie zauwa¿y³ ska¿one œwiat³o saidina.Przez mg³ê sz³a w jego stronê niewyraŸna postaæ, wspiera³a siê wysok¹ lask¹.Za ni¹, tak jakby sam cieñ rzuca³ ogromny cieñ, mg³a ciemnia³a do tego stopnia, ¿e stawa³a siê czarniejsza od nocy.Randowi œcierp³a skóra.Postaæ by³a coraz bli¿ej, a¿ w koñcu przeobrazi³a siê w sylwetkê cz³owieka, ca³ego, ³¹cznie z d³oñmi, spowitego w czerñ, z mask¹ z czarnego jedwabiu skrywaj¹c¹ twarz, cieñ towarzyszy³ mu równie¿.Laska by³a identycznie czarna, przypomina³a zwêglone drewno, a przy tym g³adka i lœni¹ca niczym woda oœwietlona promieniami ksiê¿yca.Otwory na oczy w masce rozjarzy³y siê na krótk¹ chwilê, jakby za nimi kry³y siê nie oczy, lecz ognie, Rand jednak nie musia³ siê dowiadywaæ, kto to jest.- Ba'alzamon - wydysza³.- To sen.To na pewno sen.Zasn¹³em i.Ba'alzamon wybuch³ œmiechem przypominaj¹cym ryk ognia z otwartego paleniska.- Wiecznie usi³ujesz temu zaprzeczaæ, Lewsie Therinie.Jeœli wyci¹gnê rêkê, bêdê móg³ ciê dotkn¹æ, Zabójco Rodu.Zawsze mogê ciê dotkn¹æ, zawsze i wszêdzie!- Ja nie jestem Smokiem! Nazywam siê Rand al'.! - Rand zacisn¹³ szczêki, ¿eby siê powstrzymaæ od dalszego krzyku.- Och, ja przecie¿ znam nazwisko, którego teraz u¿ywasz, Lewsie Therinie.Znam wszystkie nazwiska, których u¿ywa³eœ, w miarê jak kolejny Wiek goni³ Wiek poprzedni, jeszcze wczeœniej, zanim zosta³eœ nazwany Zabójc¹ Rodu.- G³os Ba'alzamona powoli nabiera³ mocy, ognie w oczach bucha³y czasem tak wysoko, ¿e Rand widzia³ je poprzez otwory w jedwabnej masce, widzia³ je w postaci bezkresnych mórz ognia.- Znam ciê, znam tw¹ krew i twój ród a¿ do pierwszej iskry ¿ycia, która go zapocz¹tkowa³a, a¿ do Pierwszej Chwili.Nigdy siê przede mn¹ nie ukryjesz.Nigdy! Jesteœmy z sob¹ zwi¹zani tak nieroz³¹cznie jak dwie strony monety.Zwykli ludzie mog¹ siê ukryæ w splotach Wzoru, lecz ta'veren wyró¿niaj¹ siê niczym ognie sygnalne na wzgórzu, a ty, ty wyró¿niasz siê tak, jakby ku niebu wystrzelono dziesiêæ tysiêcy strza³, ¿eby wskazaæ miejsce twego pobytu! Jesteœ mój i na zawsze w zasiêgu mojej rêki!- Ojciec K³amstw! - wykrztusi³ Rand.Pomimo wype³niaj¹cej go pustki, mia³ wra¿enie, ¿e jêzyk przywar³ mu do podniebienia.„Œwiat³oœci, b³agam, niech to bêdzie sen”.Ta myœl wymknê³a siê poza obrze¿a pustki.„Bodaj jeden z tych snów, które nie s¹ snami.To niemo¿liwe, ¿eby on naprawdê sta³ przede mn¹.Czarny jest uwiêziony w Shayol Ghul, zapieczêtowany przez Stwórcê w momencie Stworzenia.”Za wiele wiedzia³ o prawdzie, by to w czymœ pomog³o.- W³aœciwie ciê nazwano! Gdybyœ móg³ mnie pojmaæ tak bez ¿adnego trudu, to czemu jeszcze tego nie zrobi³eœ? Bo nie mo¿esz.Ja pod¹¿am drog¹ Œwiat³oœci, a ty nie mo¿esz mnie dotkn¹æ!Ba'alzamon wspar³ siê na swej lasce i patrzy³ przez chwilê na Randa, po czym podszed³ do Loiala i Hurina, przyjrza³ im siê z wysoka.Razem z nim wêdrowa³ ogromny cieñ.Nie zm¹ci³ oparów mg³y, zauwa¿y³ Rand - porusza³ siê, wymachiwa³ lask¹ przy ka¿dym swoim kroku, jednak¿e szara mg³a nawet nie zawirowa³a wokó³ jego stóp, tak jak wokó³ stóp Randa.To doda³a mu otuchy.Byæ mo¿e Ba'alzamona wcale tu nie by³o.Mo¿e to by³ tylko sen.- Dziwnych znajdujesz sobie wyznawców - zaduma³ siê Ba'alzamon.- Zawsze tak by³o.Ci dwaj [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.