Index
Masterton Graham Zwierciadlo piekiel
Masterton Graham Manitou
Greene Liz Saturn nowe spojrzenie na przeklętš planetę
SANKTUS (3)
018 02 (2)
20 (27)
Szczygiel Jerzy Nigdy cie nie opuszcze
18 (346)
abc.com.pl 9
11FINIS (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • urodze-zycie.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Ktoœ obcy, jak s¹dzi³, wytropi³ skrytkê.Nie przysz³o mu do g³owy, ¿e to ona by³a za to odpowiedzialna, dopóki nie zobaczy³, jak pokazuje mu jêzyk, id¹c drug¹ stron¹ High Street.Uœwiadomi³ sobie, ¿e by³a zawiedziona, nie znalaz³szy nastêpnego cukierka.Po raz pierwszy doœwiadczy³ wtedy cierpienia o pod³o¿u seksualnym i nie wróci³ do drzewa do czasu, gdy prawie piêædziesi¹t lat póŸniej mê¿czyzna, którego nigdy potem nie zobaczy³, poprosi³ go w saloniku w Regent Palace o wskazanie miejsca na kolejn¹ bezpieczn¹ skrzynkê kontaktow¹.Wzi¹³ Bullera na smycz i ze swej kryjówki w orlicach obserwowa³.Cz³owiek z samochodu musia³ u¿yæ latarki, by znaleŸæ dziuplê.Castle widzia³ przez moment, gdy œwiat³o latarki zeœlizgnê³o siê z pnia, zarys dolnej po³owy jego cia³a - t³usty brzuch, rozpiêty rozporek.Sprytnie pomyœlane: mê¿czyzna zgromadzi³ nawet odpowiedni¹ iloœæ moczu.Gdy latarka zapali³a siê znowu i oœwietli³a powrotn¹ drogê do Ashridge, Castle ruszy³ ku domowi.To ostatni raport, powiedzia³ sobie i jego myœli powêdrowa³y z powrotem ku siedmioletniej dziewczynce.Na pikniku, gdy po raz pierwszy siê spotkali, wygl¹da³a na samotn¹, by³a nieœmia³a i brzydka i byæ mo¿e dlatego go poci¹ga³a.Czemu niektórzy z nas, zastanawia³ siê Castle, niezdolni s¹ kochaæ sukces, w³adzê czy niepospolite piêkno? Dlatego, ¿e czujemy siê ich niewarci, bardziej swojsko nam z pora¿k¹? Nie wierzy³, ¿e tak jest.Byæ mo¿e ktoœ zatroszczy³ siê o odpowiednie proporcje, jak Chrystus, ta legendarna postaæ, w któr¹ chcia³ wierzyæ.„PrzyjdŸcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obci¹¿eni jesteœcie.”* Mimo m³odego wieku, ta dziewczynka na sierpniowym pikniku by³a obci¹¿ona swoj¹ nieœmia³oœci¹ i wstydem.Byæ mo¿e po prostu chcia³, ¿eby poczu³a siê przez kogoœ kochana, wiêc sam j¹ pokocha³.To nie by³a litoœæ, nie bardziej ni¿ gdy zakocha³ siê w Sarze, brzemiennej za spraw¹ innego mê¿czyzny.Znalaz³ siê tam, by wyrównaæ proporcje, to wszystko.- D³ugo ciê nie by³o - zauwa¿y³a Sara, gdy pojawi³ siê w drzwiach.- Bardzo potrzebowa³em spaceru.Jak tam Sam?- Œpi smacznie.Nalaæ ci whisky?- Jeszcze jedn¹ ma³¹, poproszê.- Ma³¹? Dlaczego?- Nie wiem.Mo¿e po prostu chcê pokazaæ, ¿e umiem przystopowaæ? Mo¿e dlatego, ¿e czujê siê szczêœliwszy? Nie pytaj dlaczego, Saro.Szczêœcie ucieka, gdy o nim mówisz.Wymówka przekona³a ich oboje.W ostatnim roku spêdzonym przez nich w Po³udniowej Afryce Sara nauczy³a siê nie wypytywaæ go za bardzo.Tej nocy Castle d³ugo le¿a³ w ³Ã³¿ku, powtarzaj¹c sobie wci¹¿ ostatnie s³owa raportu, napisane z pomoc¹ „Wojny i pokoju*.Otwiera³ ksi¹¿kê na chybi³ trafi³ kilka razy, szukaj¹c sortes Virgilianae*, zanim wybra³ zdanie, na którym opar³ szyfr: „Mówisz: nie jestem wolny.Ale podnios³em rêkê i pozwoli³em jej opaœæ”.Wybieraj¹c ten fragment, rzuci³ jakby wyzwanie obu stronom.Ostatnie s³owo raportu, ktokolwiek - Borys czy ktoœ inny - mia³ je zdekodowaæ, brzmia³o: „¯egnajcie”. Czêœæ czwartarozdzia³ I1Po œmierci Davisa noce Castle’a by³y wype³nione snami: snami uformowanymi z rozbitych kawa³ków przesz³oœci, towarzysz¹cymi mu do œwitu.Davisa w nich nie by³o - byæ mo¿e dlatego, ¿e myœli o nim w ich okrojonej teraz i smutnej podsekcji wype³nia³y wiele godzin dnia.Duch Davisa unosi³ siê nad spraw¹ Zairu, a telegramy kodowane przez Cynthiê sta³y siê bardziej zniekszta³cone ni¿ kiedykolwiek.Castle œni³ wiêc o Po³udniowej Afryce posk³adanej z nienawiœci, choæ czasami kawa³ki jego snu przemieszane by³y z inn¹ Afryk¹ - zapomnia³ ju¿, jak bardzo ukochan¹.W jednym ze snów spotka³ nagle Sarê, w zaœmieconym johannesburskim parku, siedz¹c¹ na ³awce przeznaczonej dla czarnych.Odwróci³ siê wtedy, by poszukaæ innej ³awki.W drzwiach ³azienki rozsta³ siê z Carsonem, który wybra³ ³azienkê dla czarnych, zostawiaj¹c Castle’a na zewn¹trz, zawstydzonego swoim tchórzostwem.Ale trzeciego dnia nawiedzi³ go zupe³nie inny sen.- Zabawne - powiedzia³ do Sary, kiedy siê obudzi³.- Œni³ mi siê Rougemont.Nie myœla³em o nim od lat.- Rougemont?- Zapomnia³em, nigdy nie zna³aœ Rougemonta.- Kto to by³?- Farmer z Wolnego Pañstwa*.W pewnym sensie lubi³em go tak bardzo jak Carsona.- Czy on by³ komunist¹? Pewnie nie, skoro by³ farmerem.- Nie.By³ jednym z tych, którzy mieli zgin¹æ, gdy twoi ludzie przejm¹ w³adzê.- Moi ludzie?- Myœla³em, oczywiœcie, „nasi ludzie” - poprawi³ siê szybko ze smutkiem, jakby boj¹c siê z³amaæ uk³ad.Rougemont mieszka³ na skraju pó³pustyni, opodal starego pola bitwy z czasów wojny burskiej.Jego przodkowie, hugonoci, uciekli z Francji podczas przeœladowañ, ale Rougemont nie mówi³ po francusku, tylko po angielsku i w afrikaans.Wyssa³ z mlekiem matki holenderski sposób ¿ycia, ale nie apartheid.Trzyma³ siê od niego z dala - nie zag³osowa³by na nacjonalistów, gardzi³ cz³onkami Partii Zjednoczonej, a jakieœ nieokreœlone poczucie lojalnoœci wobec przodków powstrzymywa³o go przed oddaniem g³osu na ma³¹ grupkê zwolenników postêpu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.