Index listscript.cgi id=20 rok 2027 20 23 (2) rozdzial 02 (20) rozdzial 06 (20) rozdzial 20 (51) 20 (315) 20 (414) PLIKI (20) CH13 (20) cala |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Znieruchomiał zkijem wzniesionym w połowie zamachu do ciosu - szczudłak, nie zatrzymując się,począł schodzić nie oświetlanym zboczem wzgórza. Słońce opromieniało ich jeszcze tylko przez moment.Po razostatni mignął im świat ze złotem w mglistym powietrzu, podłoże czarnych liści iinny szczudłak majaczący z lewej strony.Po czym zbocze pagórka drgnęło istoczyli się na dół w świat nocy Jednogłośnie wydali okrzyk, który odbił sięechem w niewidzialnych pustkowiach wokół nich i zamarł w locie. Dla Yattmur istniało tylko jedno możliwe wytłumaczenie: zeświata wkroczyli w śmierć.W osłupieniu wtuliła twarz w miękki, włochaty boknajbliższego brzunio - brzucha, dopóki powtarzające się miarowo wstrząsyszczudłaka nie przekonały jej, że nie straciła jeszcze łączności z otoczeniem. Przemówił Gren, trzymając się kurczowo tego, co mupowiedział smardz. - Ten świat jest na stałe zwrócony jedną połową doSłońca.my posuwamy się w głąb nocnej strony, przez terminator.w nieustannąciemność. Zęby mu dzwoniły.Yattmur objęła go, otwierając oczy, by poraz pierwszy poszukać wzrokiem jego twarzy, która unosiła się w ciemności jakwidmo.Ale nawet w tym widmie znalazła ukojenie.Gren wziął ją w ramiona iprzykucnęli razem, dotykając się policzkami.W tej pozycji nabrała dość ciepła iodwagi, by rozejrzeć się chyłkiem dokoła.W swej i trwodze wyobrażała sobiemiejsce ogłuszającej pustki, myśląc, że pewnie wpadli w jakąś muszlę kosmicznegooceanu wyrzuconą na mityczne plaże nieba. Rzeczywistość okazała się mniej frapująca, za to znaczniebardziej przykra.Bezpośrednio nad nimi pozostało wspomnienie słonecznegoświatła, rozjaśniając padół, w którym się znaleźli.Tę poświatę rozszczepiałrzucany przez łapę czarnego olbrzyma cień, rozrastający się coraz bardziej naniebie, i w ów cień właśnie zstępowali. Ich schodzeniu towarzyszyły dudniące odgłosy.Yattmurwyjrzała na dół i zobaczyła, że kroczą przez pokład wijących się robaków.Robakiwaliły o tyczkowate nogi szczudłaka, który ruszał się teraz z wielkąostrożnością, aby nie stracić równowagi.Połyskując żółtawo w wątłym świetle,robaki kłębiły się, stawały dęba i uderzały z furią.Niektóre z nich były takdługie, że aż sięgały miejsca, gdzie przycupnęli ludzie; Yattmur widziałamiseczkowate chwytniki na łbach śmigających na wysokości jej twarzy.Niepotrafiła orzec, czy owe chwytniki są gębami, oczami czy organamipochłaniającymi resztki ciepła, jakie tu pozostały Ale jej jęk grozy wyrwał zletargu Grena, który niemal z radością zabrał się do tępienia potworów,przynajmniej zrozumiałych i namacalnych, rąbiąc podobne do kałamarnic żółte wężewychylające się z mroku. Szczudłak z ich lewej strony również był w tarapatach.Oile mogli się zorientować w zamazanym obrazie, wkroczył on w obszarwyrośniętych, większych robaków.Tkwił unieruchomiony na tle jasnej połaciterenu leżącego daleko w bok od wzgórza, podczas gdy las bezkostnych paluchówdosłownie gotował się wokół niego.Szczudłak zachwiał się; upadł bezgłośnie, arobaki wytyczyły kres jego długiej wędrówki. Nie dotknięty katastrofą szczudłak niosący ludzi nagrzbiecie wciąż sunął w dół, był już poza terenem największego skupiskanapastników.Wrośnięte w ziemię robaki nie mogły ruszyć za nim w pościg.Pozostając w tyle, stawały się coraz krótsze, rzadziej rozrzucone, aż wreszciewystrzelały tylko w pęczkach, które szczudłak wymijał.Odetchnąwszy nieco, Grenskorzystał z okazji, by dokładniej zlustrować otoczenie.Yattmur skryła twarz wjego ramionach; zrobiło jej się mdło - nic już więcej nie chciała widzieć.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||