Index
Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 4 Smok na wojnie
Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 3 Smok na granicy
Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 7 Smok i sekaty krol
abc.com.pl 9
Andrzej Sapkowski Pani Jeziora
point1
chip 3
l rampa ty zawsze
10XX
03 3moj
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Dopiero gdzieœ po godzinie zobaczy³ Dankê.Wraca³a sama.Nie œpieszy³a siê.Jecha³a brzegiem jezdni, ostro¿nie wymijaj¹c wyrwy.Szybko odszed³ od furtki.Nie chcia³, aby go widzia³a czekaj¹cego.Poprzedniego dnia zacz¹³ budowaæ nowy go³êbnik, chcia³ bowiem, jak kiedyœ, znów hodowaæ go³êbie.Wzi¹³ wymierzon¹ ju¿ wczoraj deskê i zacz¹³ j¹ pi³owaæ.Odwrócony ty³em do furtki, nie spojrza³ w tamt¹ stronê ani razu.Przepi³owawszy, odmierzy³ nowy kawa³ek.„Danka ju¿ dawno powinna byæ”.Pi³a by³a dosyæ têpa, drzewo twarde, od wysi³ku bola³o go ramiê, ale nie przerywa³ pracy.Pokusa, aby siê odwróciæ, stawa³a siê nie do odparcia.Wreszcie, schylaj¹c siê po nastêpny kawa³ek deski, nie wytrzyma³ i spojrza³ za siebie.Danka siedzia³a na wysokim pieñku pod bzem, poch³oniêta czytaniem.— Ach, to ju¿ wróci³aœ! — patrzy³ na ni¹ wyzywaj¹co.Nie odzywa³a siê.W ogóle nie s³ysza³a.Przysun¹³ siê bli¿ej.— Co czytasz?— „Huragan” G¹siorowskiego.Znasz? Gietek mi po¿yczy³.— By³aœ u niego?— Pozna³am jego mamê.Szalenie mi siê podoba.I jak piêknie oboje graj¹ na organkach.Gietek obieca³ i mnie nauczyæ graæ.Reperuje w³aœnie swój rower.Ma do mnie przyjechaæ w niedzielê.— A mo¿e weŸmiesz go sobie na zawsze?!Podnios³a wy¿ej g³owê, przyjrza³a siê pilnie Tadkowi.— Coœ ci siê nie podoba?— Wszystko mi siê podoba.— Taki jesteœ z³y.— Zdaje ci siê.Po prostu dosta³em pewien list i.— Jaki list? — spyta³a.— A taki mój osobisty.— Chyba mnie mo¿esz powiedzieæ?— Dlaczego tobie mia³bym powiedzieæ?Spochmurnia³a.Wyj¹³ list.Przyjrza³ mu siê, jakby siê upewnia³, ¿e to ten sam, i z powrotem wsun¹³ do kieszeni.— Czy ty jesteœ zazdrosny? — zagadnê³a.— Jestem, ale nie o ciebie.Wróci³ do go³êbnika.Dopasowywa³ deski, przycina³, nie patrz¹c na ni¹.Postanowi³ nie ust¹piæ, nie odezwaæ siê pierwszy.Niech sama prze³amie lody.Pracowa³o mu siê coraz lepiej.Jak zwykle, gdy robota go wci¹gnê³a, odczuwa³ radoœæ.Pod nogi lecia³y ciep³e, pachn¹ce trociny.Wiatr niekiedy porywa³ je i rzuca³ w oczy.Pi³ka rozgrza³a siê.Od trzymania twardej r¹czki piek³a go d³oñ.Musia³o up³yn¹æ sporo czasu, zanim wreszcie us³ysza³ g³os wuja Micha³a:— Coœ ty siê tak zawzi¹³ na ten swój go³êbnik.ChodŸ na kolacjê.— Nie jestem g³odny — rzuci³.I wtedy obejrza³ siê.Danki nie by³o.Znikn¹³ te¿ rower.Popatrzy³ dok³adniej.— Gdzie Danka? — spyta³.— Pojecha³a godzinê temu.Nie po¿egna³a siê z tob¹?— Ach, taki by³em zajêty.— ChodŸ jeœæ.Akurat mamy gor¹c¹ zupê.Rozdzia³ 17By³o ju¿ póŸno.Wypad³szy na g³Ã³wn¹ ulicê, nie dostrzeg³ ani jednego ucznia.Zawaha³ siê, czy nie pobiec krótsz¹ drog¹, przez dziurê w parkanie, jednak wola³ nie ryzykowaæ.Ostatnio kierownik szko³y wyda³ wojnê wszystkim prze³a¿¹cym przez p³ot.Min¹³ komendê milicji, kino i mia³ skrêciæ do szko³y, kiedy ujrza³ Jêdrka.Brat przemyka³ siê pod drzewami w towarzystwie Jasia Mro¿¹ i jakiegoœ innego ch³opaka.Chwilê spogl¹da³ za nimi.Naradzali siê nad czymœ i przyœpieszonym krokiem pod¹¿ali do Polnej.Chcia³ zawo³aæ, ale byli ju¿ daleko.Jeszcze raz spojrza³ w stronê szko³y.Ulica by³a wyludniona.Ci trzej akurat skrêcali w Poln¹, nie zwalniaj¹c marszu.Ju¿ siê nie zastanawia³.Popêdzi³ za nimi.Bieg³ brzegiem chodnika, aby twarde obcasy nie stuka³y zbyt g³oœno o p³yty.Znalaz³szy siê na Polnej, szuka³ oczami Jêdrka, ale ch³opców nie by³o.Zobaczy³ ich dopiero za nastêpnym zakrêtem.Na wpó³ biegli po rozmiêk³ej drodze.Zwolni³ nieco, poniewa¿ zabudowania skoñczy³y siê i na otwartej przestrzeni mogli go ³atwo dojrzeæ.To nie by³y zwyk³e wagary — biegli w jakimœ okreœlonym celu.Posuwa³ siê naprzód czujnie, gotów w ka¿dej chwili ukryæ siê gdzieœ.Swobodnie poczu³ siê wœród pierwszych drzew.Tamci rozmawiali teraz g³oœno, pewni, ¿e las o tej porze jest pusty.Szli prosto do starej strzelnicy.Na leszczynie zobaczy³ kilka orzechów, zatrzyma³ siê wiêc i zerwa³ je.Niektóre by³y przemokniête i spleœnia³e, ale inne smakowa³y wybornie.Dwa naj³adniejsze schowa³ do kieszeni dla Jêdrka.Tymczasem g³osy oddali³y siê i ucich³y, pobieg³ wiêc prosto na strzelnicê.Trafi³ w sam¹ porê.Ch³opcy byli ju¿ na miejscu.Worki z ksi¹¿kami le¿a³y na piachu, a oni pochylali siê nad jakimœ przedmiotem, który trzyma³ Jasio Mróz.Pierwszy zobaczy³ Tadka Jêdrek.Skrzywi³ siê niechêtnie.— Œledzi³eœ mnie, tak? — zawo³a³ z daleka.— Co mi obieca³eœ? — spyta³ Tadek stan¹wszy naprzeciw niego.— Ojoj! Przecie¿ ja tylko urwa³em siê z pierwszej lekcji.Po co mi zaraz wszystko wypominasz.Zreszt¹ ty te¿ nie jesteœ w szkole.— Bierz ksi¹¿ki.— Znalaz³ siê ojciec — mrukn¹³ Jêdrek, ale ruszy³ po worek.Teraz Tadek spojrza³ na Jasia Mro¿¹.Na jego d³oni zauwa¿y³ pod³u¿ny, b³yszcz¹cy przedmiot, zaopatrzony w sprê¿ynê i d³ug¹ cienk¹ dŸwigniê.— Co to jest? — zagadn¹³.— B³yskawiczna sp³onka od miny przeciwpancernej.Prawdziwe cacko.Zastanawiam siê, jak j¹ unieszkodliwiæ.— Wyrzuæ to! — rzek³ Tadek ostro.— G³upi! Ty wiesz, ile za to dostanê od tych, co g³usz¹ ryby?Jêdrek sta³ nieco dalej, naradzaj¹c siê z drugim ch³opakiem.Tadek zna³ go z widzenia.By³ to rówieœnik Jêdrka, tak¿e z domu dziecka.— Ju¿ chyba wiem — powiedzia³ Jasio Mróz.— Patrz, ta sprê¿yna trzyma ten haczyk.Jeœli j¹ wezmê.Gor¹cy podmuch na u³amek sekundy przerwa³ myœli.Tadek ze zdziwieniem poczu³, ¿e le¿y na ziemi.Podniós³ g³owê, spojrza³.Dooko³a by³a czarna noc.— Tadek! — niesamowity, piskliwy krzyk Jêdrka rozdar³ ciszê.Siad³.Nie rozumia³, co siê sta³o.Dotkn¹³ twarzy.— Ca³a mokra — powiedzia³.— Nie rusz! To krew! — zawo³a³ Jêdrek.— Zasypa³o mi oczy.Chcia³em przetrzeæ.— Nie dotykaj! Jesteœ ranny! — b³aga³ Jêdrek.— Ale ja przecie¿ nie s³ysza³em wybuchu — zdumia³ siê Tadek.— Wstañ, pomogê ci.Musimy do szpitala.Jasia rozszarpa³o, a tamten, uciek³.— Poczekaj, ja nic nie widzê.Jêdrek trzyma³ go mocno za rêkê.— ChodŸ! Prêdzej! Prêdzej! — powtarza³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.