Index Zimmer Bradley Marion Dom swiatow Saylor Steven Dom Westalek Christie Ahatha Dom nad kanalem (4) Christie Ahatha Dom nad kanalem (3) Gdzie jest twój dom, Ziemianinie (2) Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (12) Cialdini Raobert Wywieranie wpływu na ludzi Teoria i praktyka (2) Mirkowicz Tomasz Pielgrzymka do Ziemi Swietej Egiptu ProcessFormAction abc.com.pl 6 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Nigdy nie uda³oby siê utrzymaæ przy niej tego stada przez tak wiele lat.Wêdrowcy nie s± filozofami, tak samo zreszt± jak nie s± naukowcami, poza bardzo w±skim zakresem swojej specjalnoci.Wêdrowcy s± in¿ynierami i handlowcami.Pod pewnymi wzglêdami s± tak¿e poszukiwaczami przygód, choæ sami siê za nich nie uwa¿aj±.S± realistami - tym s³owem w³anie siê okrelaj±.Musia³e to nieraz s³yszeæ.- Sam czêsto tego s³owa u¿ywam - powiedzia³ Hazleton z rozdra¿nieniem.- Podobnie zreszt± jak ja.W tym kryje siê wiele ró¿nych znaczeñ.Miêdzy innymi to, ¿e je¿eli zapêdzi siê wêdrowców do rozwi±zywania powa¿nego problemu analitycznego, to zaczn± stawiaæ opór.Wêdrowcy chc± otrzymaæ zestaw z a s t o s o w a ñ poszczególnych regu³, a nie same czyste i bezu¿yteczne dla nich regu³y.Ich natura nie jest tak¿e w stanie znieæ siedzenia w bezruchu w jednym miejscu, szczególnie je¿eli trwa to zbyt d³ugo.Jeli siê ich przekona, ¿e powinni to zrobiæ, to oczywicie spróbuj±, ale im bardziej bêd± próbowali, tym wiêksz± eksplozj± siê to skoñczy.Ale to dopiero po pierwsze.Mark, czy ty masz jakie wyobra¿enie na temat prawdziwej skali takiego przedsiêwziêcia? Dajê ci s³owo, ¿e wcale nie próbujê ciê tym pytaniem wprawiæ w zak³opotanie.Mylê, ¿e nikt w tamtej sali nie mia³ o tym najmniejszego pojêcia.Gdyby kto wiedzia³ choæby cokolwiek na ten temat, to po moim wyst±pieniu umar³y za miechu.I znów masz dowód na to, ¿e wêdrowcy nie s± naukowcami.S± natomiast zbyt niecierpliwi, ¿eby uwa¿nie przeledziæ d³ug± argumentacjê jakiego wniosku.- Pan jest wêdrowcem - zauwa¿y³ Hazleton sucho.- Pan tê argumentacjê nawet przeprowadzi³ i postawi³ wniosek.Powiedzia³ pan im, jak d³ugo by to wszystko trwa³o.- Tak, jestem wêdrowcem.Powiedzia³em im, ¿e minie co najmniej piêæ lat, zanim bêdziemy mogli mówiæ o jakichkolwiek wynikach.Jako wêdrowiec jestem specjalist± w mówieniu pó³prawd.Dwa do piêciu lat potrwa³oby w ogóle samo wprowadzenie planu w ¿ycie! A ca³a reszta roboty, Mark, potrwa³aby stulecia.- ¯eby otrzymaæ wstêpne wyniki?- W tym rozgadanym wiecie nie istnieje co takiego jak wyniki wstêpne - powiedzia³ Amalfi.Siêgn±³ po paruj±ce wino, ale w ostatniej chwili siê rozmyli³.- Zebrane tutaj miasta reprezentuj± skumulowan± wiedzê naukow± wszystkich wysoko technicznie rozwiniêtych cywilizacji, z którymi kiedykolwiek siê zetknê³y.Nawet zak³adaj±c istnienie naturalnych w tej sytuacji luk informacyjnych i licz±c jak najskromniej, s± to dane dotycz±ce piêciu tysiêcy planet.Oczywicie moglibymy po³±czyæ tê wiedzê w ca³oæ.Tak jak powiedzia³em na zebraniu, Ojcowie Miast byliby w stanie przyj±æ j± i sklasyfikowaæ w czasie niewiele tylko d³u¿szym ni¿ jedna godzina, ale d o p i e r o p o piêcioletnich przygotowaniach.A potem my sami musielibymy tê wiedzê zintegrowaæ.I to ty musia³by j± integrowaæ, Mark.Musia³by j± ca³± poznaæ wystarczaj±co dobrze, ¿eby wiedzieæ, co za jej pomoc± mo¿na z r o b i æ.Nie móg³by jej przecie¿ sprzedawaæ, nie wiedz±c, czym handlujesz.Czy podoba³aby ci siê taka robota?- Nie - odpar³ Hazleton powoli, ale bez wahania.- Czy ja siê wreszcie dowiem, do czego pan zmierza? Nie pojecha³ pan przecie¿ na to zebranie, ¿eby traciæ czas.Co do tego nie ma ¿adnych w±tpliwoci.Muszê wiêc przyj±æ, ¿e ca³y ten manewr by³ jak± sztuczk±, maj±c± na celu nie tyle zaniechanie "marszu na Ziemiê", co raczej jego wymuszenie.Poda³ pan miastom jasno zdefiniowan±, pozornie sensown± i mniej poci±gaj±c± alternatywê.Odrzuciwszy j±, wszyscy opowiedzieli siê za oddaniem niekwestionowanej w³adzy Królowi, nawet o tym nie wiedz±c.- To prawda.- A skoro tak - powiedzia³ Hazleton, podnosz±c na Amalfiego wciek³e spojrzenie swoich prawie fioletowych teraz oczu - to mylê, ¿e to by³a, g³upota.Uwa¿am, ¿e to by³o g³upie, nawet je¿eli by³o jednoczenie cudownie przebieg³e.Istnieje co takiego jak przechytrzenie samego siebie.- Mo¿liwe - powiedzia³ spokojnie Amalfi.- W ka¿dym razie, gdyby wybór mia³ siê ograniczyæ do "marszu na Ziemiê" albo pozostania w d¿ungli, miasta wybra³yby to drugie.Czy dopuszczenie do tego by³oby rozs±dne?- My i tak nie mo¿emy sobie pozwoliæ na pozostanie w d¿ungli.- Oczywicie, ¿e nie.A co wiêcej, nie mo¿emy tak¿e opuciæ jej w pojedynkê.Wyrwaæ siê z tej gromady gwiazd mo¿emy tylko przy okazji jakiego wiêkszego zamieszania.O có¿ wiêcej mog³oby mi chodziæ?- Nie wiem - powiedzia³ Hazleton.- Ale za tym wszystkim kryje siê w pañskiej g³owie co jeszcze.- I masz do mnie pretensjê, ¿e nie wiedzia³e o tym wczeniej.Ja wiem, dlaczego nie wiedzia³e.I ty te¿ to wiesz.- Przez Dee?- Oczywicie - odpar³ Amalfi.- Zadawa³e sobie niew³aciwe pytanie.Da³e siê ponieæ emocjom, ka¿±cym ci pytaæ, dlaczego zabra³em z nami Dee.To pytanie by³o doæ istotne, ale tylko doæ.Gdyby spojrza³ nieco bardziej beznamiêtnie na c a ³ ± tê sprawê, to wiedzia³by, dlaczego chcia³em, ¿eby uchwalono "marsz na Ziemiê", nie gorzej ni¿ ja sam.- Bêdê siê sprê¿a³ - powiedzia³ Hazleton ponuro.- Choæ wola³bym, ¿eby pan sam mi to wyjani³.Pan i ja z ka¿dym rokiem coraz bardziej siê od siebie oddalamy, szefie.Kiedy mylelimy bardzo podobnie, lecz gdzie po drodze nabra³ pan zwyczaju niemówienia mi wszystkiego.Teraz mylê, ¿e by³a to swego rodzaju metoda treningowa.Im bardziej martwi³em siê powodzeniem ca³oci jakiego planu, im bardziej by³em zmuszony do samodzielnego przemylenia ka¿dego najdrobniejszego szczegó³u - co w praktyce sprowadza³o siê do rozgryzienia p a n a - tym wiêkszego nabiera³em dowiadczenia w myleniu pañskimi kategoriami.A oczywicie, ¿eby byæ dobrym mened¿erem tego miasta, musia³em myleæ tak samo jak pan.Musia³ pan mieæ pewnoæ, ¿e ka¿da decyzja, jak± podejmowa³em pod pañsk± nieobecnoæ, bêdzie dok³adnie taka, jak± sam by pan podj±³, gdyby by³ pan na moim miejscu.Hazleton podniós³ wzrok i spojrza³ na burmistrza.- To wszystko dotar³o do mnie po naszych perypetiach z Ksiêstwem Gortu.Wtedy po raz pierwszy nie mielimy ze sob± ¿adnego kontaktu wystarczaj±co d³ugo, by zd±¿y³y nast±piæ naprawdê powa¿ne zmiany sytuacji, zmiany, o których nie wiedzia³em prawie nic, dopóki nie wróci³em do miasta i nie zosta³em poinformowany o nich przez pana.A potem stwierdzi³em, ¿e mia³em cholernie du¿o szczêcia n i e myl±c jak pan.Poniewa¿ zawiod³em pana nadzieje i nie poj±³em ca³ego pañskiego planu - a tak¿e pañskiej metody zmuszania mnie do samodzielnego rozwi±zywania wszystkich zagadek - spisa³ mnie pan na straty.Spisa³ mnie pan na straty i zacz±³ przygotowywaæ na moje miejsce Carrela.- Doæ wiernie odtwarzasz tamt± sytuacjê - powiedzia³ Amalfi.- Ale je¿eli chcesz mnie oskar¿yæ o to, ¿e dawa³em ci tward± szko³ê.-.to tylko w taki sposób mo¿na czego nauczyæ g³upca?- Nie, g³upiec w ogóle niczego siê nie nauczy.Ale nie zaprzeczam, ¿e szko³a by³a twarda.Mów dalej.- Ju¿ niewiele jest tego dalej.Nauczy³em siê na Gorcie, ¿e mylenie pañskimi kategoriami mo¿e byæ dla mnie czasami zabójcze.Wydosta³em siê z Utopii myl±c po s w o j e m u, a nie tak jak pan.Potwierdzi³o siê to na Mizoginii.Gdybym wtedy myla³ dok³adnie tak samo jak pan, to nie opucilibymy Mizoginii do tej pory.- Mark, w dalszym ci±gu nie poruszy³e sedna sprawy.Czujê to.To szczera prawda, ¿e czêsto polegalimy na twoich planach, i to w³anie dlatego, ¿e powsta³y w umyle ca³kowicie ró¿nym od mojego.Ale co z tego?- To z tego, ¿e doszlimy do etapu, na którym próbuje pan niszczyæ ka¿dy najmniejszy lad mojej oryginalnoci.Sam pan powiada, ¿e kiedy j± ceni³.Kiedy wykorzystywa³ j± pan dla dobra miasta i broni³ jej przed Ojcami, kiedy dostawali swoich ataków konserwatyzmu.Ale teraz pan siê zmieni³.I ja te¿ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||