Index Izdebska Jadwiga Rodzina, dziecko, telewizja Szanse wychowawcze i zagrożenia telewizji (8) Bogdanowicz Marta Psychologia kliniczna dziecka w wieku przedszkolnym (10) Serfontein Gordon Twoje nadpobudliwe dziecko Poradnik dl 81538 1 Jordan Robert Kolo Czasu t 4 cz 2 Ten Ktory Przychodzi Ze Switem Głód 17 (478) Aldridge Ray Somanekiny (2) 05 (274) 129 01 (6) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Wiedzia³a te¿, ¿e ich mi³oœæ nigdy nie wróci.Od epizodu z wêdzon¹ cykori¹ z orzechami prze¿y³a ju¿ dwa burzliwe romanse.Pierwszy z bardzo skomplikowanym, czterdziestooœmioletnim Francuzem o imieniu Patrice, który pokazywa³ jej najdziwniejsze zak¹tki Pary¿a, a nastêpnie pokaza³, jak spomiêdzy jej szeroko roz³o¿onych nóg potrafi jeœæ œwie¿o wy³uskane z muszli ostrygi.Na wspomnienie tego ostatniego doœwiadczenia zawsze czu³a rozbawienie i niesmak.Patrice znikn¹³46pewnego dnia, jakby nigdy nie istnia³.Czêsto siê zastanawia³a, co siê z nim sta³o.W dwa miesi¹ce póŸniej — ku swemu najwy¿szemu zdumieniu — zwi¹za³a siê z Natem, m³odym amerykañskim piosenkarzem rockowym próbuj¹cym robiæ karierê w Pradze.By³ œliczny, marzycielski, o trzy lata od niej m³odszy i mia³ szczup³¹ twarz okolon¹ d³ugimi falistymi w³osami.Dwa miesi¹ce z Natem Sarah przetañczy³a boso na ulicach, widz¹c przed oczyma tylko gwiazdy, ksiê¿yce i s³oñca.Ale nie mo¿na przecie¿ takich rzeczy ci¹gn¹æ w nieskoñczonoœæ.Zerwa³a wiêc z t¹ sielank¹ i wróci³a do normalnej pracy.Kiedy mia³a trzynaœcie lat, ojciec powiedzia³ jej: „Wszystko zdarza siê tylko raz.I nigdy nie wraca.Jeœli bêdziesz próbowa³a wskrzeszaæ przesz³e zdarzenia, ominiesz to, co ma siê wydarzyæ w nastêpnej kolejnoœci".Ben.có¿.Ben pocz¹tkowo okaza³ siê wspania³y.Wykszta³cony, dowcipny, wymarzony kompan z koñca lat osiemdziesi¹tych.Przekaza³ jej ca³¹ sw¹ wiedzê o bran¿y hotelarskiej, pomóg³ awansowaæ ze stanowiska sekretarki dyrektora planowania na m³odszego wicedyrektora do spraw rozbudowy; a wszystko to zaledwie w ci¹gu szeœciu miesiêcy.W zamian jednak ¿¹da³ wszystkiego.Jej cia³a, jej uczucia, jej ca³kowitej uwagi.Lubi³Bruce'a Springsteena, wiec i ona lubi³a Bruce'a Springsteena.Uwielbia³ kuchniê teksañ-sko-meksykañsk¹, wiêc i ona j¹ uwielbia³a.By³ szczodry, ale jednoczeœnie wydrenowa³ j¹ z indywidualnoœci.Pod koniec nie mia³a mu nic do zaoferowania i sta³a siê tak od niego zale¿na, ¿e bez pozwolenia Bena nawet siê nie odzywa³a.Teraz wprost nie mieœci³o siê jej w g³owie, ¿e pozwoli³a komuœ a¿ tak siê zdominowaæ.Wci¹¿ nie pojmowa³a, jak mog³o do tego dojœæ.Ale dosta³a bardzo surow¹ i bolesn¹ lekcjê.Zrozumia³a, i¿ nawet tak skupiona na swych celach i kieruj¹ca siê konkretnymi motywami kobieta jak ona, miewa chwile uczuciowych s³aboœci.Uœwiadomienie sobie tego faktu wzmocni³o j¹, sprawi³o, ¿e dojrza³a.Z³o¿y³a sobie uroczyste œlubowanie, i¿ nigdy ju¿ ¿aden mê¿czyzna nie przejmie nad ni¹ takiej kontroli.A ju¿ na pewno nie Ben.Zw³aszcza nie ten obecny, g³adki i du¿o wiêkszy Ben, którego starannie wygolona skóra na policzkach wydawa³a siê za ciasna dla jego twarzy.Gdy pojawi³ siê w drzwiach windy, mia³ na sobie granatow¹ sportow¹ marynarkê z mosiê¿nymi guzikami i obcis³e, popielate spodnie.47— Doskonale, wróci³em do formy — oœwiadczy³ z zadowoleniem.— Mo¿e opowiesz mi, co siê tu ostatnio wyprawia.Pstrykn¹³ palcami na kelnerkê.Kiedy podesz³a do ich stolika, zamówi³ canadian club z samym lodem.Ju¿ zamierza³a odejœæ od ich stolika, ale chwyci³ j¹ za nadgarstek i popatrzy³ jej prosto w oczy.- Czy chce pani wiedzieæ, co myœlê? Polki s¹ najpiêkniejszymi kobietami na œwiecie.Kelnerka uœmiechnê³a siê nerwowo i próbowa³a wyrwaæ d³oñ z jego uœcisku.- Wprawi³eœ j¹ w zak³opotanie, Ben - - stwierdzi³a Sa-rah.— Nie jesteœ w Nowym Jorku.- Co? Powiedzia³em tylko komplement.Tobie te¿ prawiê komplementy.- Jasne.Znam te twoje komplementy.Mówisz je w sposób, w jaki niektórzy mê¿czyŸni rozpinaj¹ spodnie i machaj¹ na innych ludzi pytami.Ben pochyli³ siê w jej stronê.— Pos³uchaj — wysycza³ cicho.— Jeœli nie chcesz tej broszki.— Nie chcê.To jesteœ ca³y ty.Najpierw gadasz o zaczynaniu wszystkiego od pocz¹tku i co robisz? Dajesz mi absurdalnie drogie memento czegoœ, o czym raczej wola³abym zapomnieæ.— Bo tak w³aœnie mia³o byæ.Memento.- Dziêki Bogu, ¿e nie mieliœmy romansu w Best Western.— Jezu, Sarah, co siê z tob¹ dzieje?- Nic.Jestem po prostu zmêczona, to wszystko.Nie mam czasu na sentymentalne w³Ã³czêgi alejkami wspomnieñ.Ben nie odpowiedzia³.Z min¹, któr¹ przybieraj¹ zazwyczaj mê¿czyŸni, gdy rozmyœlaj¹ o tym, jak nieznoœne potrafi¹ byæ kobiety, rozpar³ siê tylko na krzeœle.Sarah otworzy³a teczkê i wyjê³a z niej plik planów parteru i komputerowych wydruków przedstawiaj¹cych koncepcjê architektoniczn¹ hotelu.- Zajmijmy siê napierw harmonogramami — powiedzia³a.-Nast¹pi prawdopodobnie opóŸnienie prac nad pionem konferencyjnym w zwi¹zku z pewnymi trudnoœciami natury technicznej.Chodzi o zawieszenie stropów.Budowlañcy przedstawili oko³o siedmiu stron druku z zastrze¿eniami technicznymi.- Rozumiem, ¿e po polsku.- Nie w ³amanym holenderskim! A coœ ty myœla³?— Rozmawia³aœ z nimi o tym? Zdaj¹ sobie sprawê z tego, ile kosztuj¹ wszelkie zmiany?48— Tê sprawê postawi³am jasno.- Postaw j¹ zatem jeszcze jaœniej.Jesteœ w tym dobra.- Nie s¹dzê, ¿eby ust¹pili.Nie kosztem bezpieczeñstwa konstrukcji.- Chyba nie utwierdza³aœ ich w tym postanowieniu?- Ben.rozmawiamy o betonowym stropie, który wa¿y czterysta ton i ma byæ zawieszony nad pomieszczeniem, gdzie przebywaæ bêdzie do tysi¹ca oœmiuset osób.- A czy ty s¹dzisz, ¿e nasi architekci tego nie przewidzieli? Budynek zosta³ tak zaplanowany, ¿e postoi nawet dwieœcie lat.Kto zajmuje siê przepisami budowlanymi?- Niejaki Gawlak.Ale nie s¹dzê.Ben przerwa³ jej machniêciem rêki.— Zostaw to mnie, dobrze? Poka¿ê im nasze analizy statyki budowli.- Ju¿ je przegl¹dali.— Nie obra¿aj siê, ale uwa¿am, ¿e o szczegó³ach technicznych bardziej przekonuj¹co umie mówiæ mê¿czyzna.A raczej facet.Faceci nie przejmuj¹ siê tak uci¹¿liwymi drobiazgami jak przepisy budowlane.Sarah mia³a w³aœnie daæ mu ciêt¹ odpowiedŸ, kiedy zadzwoni³ jej przenoœny telefon.— S³ucham? — powiedzia³a, spogl¹daj¹c na Bena wzrokiem wymowniejszym ni¿ jakiekolwiek s³owa.— Tu Brzezicki.Mam problem.Policja pozwoli³a na wznowienie prac, ale ludzie nie kwapi¹ siê do roboty.- O czym pan mówi?- Odmawiaj¹.Twierdz¹, ¿e tam mieszka diabe³.Rozdra¿niona Sarah przymknê³a oczy.— Diabe³? Mówi pan powa¿nie?- Utrzymuj¹, ¿e Kamiñskiego zabi³ diabe³, i nie chc¹ nawet zbli¿aæ siê do placu budowy.- W porz¹dku.Za chwilê u was bêdê.Niech nikt nie wa¿y siê odejœæ.— O co chodzi? — zainteresowa³ siê Ben.— Pewne k³opoty z robotnikami.Idziesz ze mn¹?Ben zerkn¹³ na kelnerkê, która w³aœnie schyla³a siê, by podnieœæ srebrn¹ tackê.- No, nie wiem.Pozwól mi dokoñczyæ drinka.Niebawem do ciebie dojdê.4 — Dziecko ciemnoœci49Na placu budowy trzydziestu piêciu robotników wyleg³o przed baraki i prowadzi³o z kierownikiem, Józefem Brzezickim, za¿art¹ k³Ã³tniê.Brzezicki by³ potê¿nie zbudowanym, siwiej¹cym mê¿czyzn¹ o twarzy przypominaj¹cej wyschniêt¹ rzepê.Mia³ na sobie workowaty niebieski kombinezon z poupychanymi po kieszeniach kluczami, œrubokrêtami i metrówkami, a na g³owie obt³uczony czerwony kask.Sarah stanê³a poœrodku uformowanego przez mê¿czyzn krêgu i popatrzy³a na nich z wyraŸnym niepokojem.Dwóch czy trzech robotników chrz¹knê³o i odwróci³o wzrok.Tylko jeden, niski, ze zniszczon¹ twarz¹, ubrany w kraciast¹ koszulê i d¿insy, odda³ jej harde spojrzenie.- W porz¹dku, o co chodzi? — zapyta³a.- Tu jest zbyt niebezpiecznie -- wyjaœni³ ten w kraciastej koszuli.— Nie bêdziemy pracowaæ, dopóki ktoœ siê z tym nie upora.— Jak pan siê nazywa?— Tadek.— Wiêc, Tadek, czego siê boicie?— To coœ ur¿nê³o g³owê temu nieszczêsnemu Kamiñskiemu.— Tak, wiem.Ale policja przeszuka³a kana³y i ktokolwiek w nich by³, dawno siê ju¿ stamt¹d wyniós³.Chyba nie myœlicie powa¿nie, ¿e ktoœ tam jeszcze siê czai? A ponadto jest was ponad trzydziestu ch³opa, a on tylko jeden.- Z tym, ¿e to nie „on" - odpar³ Tadek i splun¹³.— Uwa¿asz, ¿e to „ona"?Rozleg³y siê œmiechy.Ludzie Brzezickiego lubili Sarah, ale œwiadomoœæ, ¿e kieruje nimi kobieta, budzi³a w nich mieszane uczucia.Poza jej plecami mówili o niej Ajatolah.— Mia³ na myœli „to" — wyjaœni³ mê¿czyzna stoj¹cy obok Tadka.— Mówi o diable [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||