Index
Zelazny Roger Amber 07 Krew Amberu
Andrzej Sapkowski Krew Elfow
Saylor Steven Rzymska krew
abc.com.pl 7
10 2sm
Mitologia Greków
wiedza i zycie4
Alex Joe Powiem wam jak zginal (3)
Chalker Jack L Swiaty Rombu 04 Meduza Tygrys w opalach
Nastanie nocy (9)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • acwpower.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Po lewej stronie drzwi windy znajdowa³o siê ma³e okr¹g³e okienko i Luke z zaskoczeniemspostrzeg³ blady owalny kszta³t wygl¹daj¹cej przez nie twarzy - w przedziwny sposóbpodobnej do maski, z oczyma, które œwieci³y jak karaluchy.Drzwi otworzy³y siê i Luke da³krok do ty³u.Po krótkiej chwili z windy wynurzy³ siê okutany w szeleszcz¹cy bia³y letnip³aszcz wysoki mê¿czyzna i ruszy³ szybko przez hol.Luke zmarszczy³ brwi i obejrza³ siê przez ramiê.W mê¿czyŸnie by³o coœ niepokoj¹cego,coœ, co przyci¹gnê³o jego uwagê i kaza³o mu spojrzeæ ponownie.Wydawa³ siê w jakiœ niewyjaœniony sposób rozmazany, nieostry, tak jakby Luke patrzy³ na niego przez zapaækan¹wazelin¹ szybê.A kiedy ów dziwaczny cz³owiek zbli¿y³ siê do drzwi, te najwyraŸniej otworzy³y siê, zanimich dotkn¹³, d¿onk-d¿onk-d¿onk, a potem zaczê³y siê zamykaæ, zanim przez nie przeszed³.Ajednak przez nie przeszed³; przez chwilê widaæ by³o tylko jasn¹ plamê na parkingu, a potemzniknê³a i ona.Luke nie odrywa³ wzroku od wejœcia.Mo¿e by³ przemêczony.Mo¿e potrzebowa³okularów.Ale nie móg³ oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e mê¿czyzna otworzy³ drzwi w ogóle ich niedotykaj¹c i przeszed³ przez nie, kiedy by³y w po³owie zamkniête.Wszed³ w zamyœleniu do windy i nacisn¹³ przycisk szóstego piêtra.Drzwi zatrzasnê³y siê iwinda trzeszcz¹c ruszy³a do góry.Przez okienko widzia³ mijane piêtra.Czu³ zapach chili concarne i s³ysza³ kobietê, która puœci³a na pe³en regulator "Stand By Your Man" i œpiewa³afa³szuj¹c do wtóru.Na nastêpnym piêtrze k³Ã³ci³a siê jakaœ para: - Jesteœ nienormalny! Wieszo tym? Jesteœ po prostu nienormalny! - Piêtro wy¿ej s³ychaæ by³o huraganowy œmiechtelewizyjnej widowni.Winda zwolni³a i z wahaniem pokona³a kilka ostatnich dziel¹cych j¹ od szóstego piêtracentymetrów, tak jakby obawia³a siê, ¿e szóstego piêtra mo¿e w ogóle nie byæ.Luke czeka³bardzo d³ugo, zanim otworzy³y siê drzwi kabiny.Na korytarzu panowa³a kompletna cisza, aoœwietlaj¹ca go jarzeniówka migota³a i gas³a i szeryf mia³ trudnoœci z odcyfrowaniemnumerów i nazwisk na drzwiach.Apartament 601: E.Salzgaber.Luke ruszy³ dalej, skrzypi¹c grubymi podeszwami popod³odze.Apartament 602: Sy W.Moline.Skrêci³ w odnogê korytarza, gdzie by³o jeszczeciemniej.Apartament 603: L.R.Ponican.Nacisn¹³ dzwonek i czeka³.Minê³a bardzo d³uga minuta.Luke nacisn¹³ dzwonek ponownie.- Panie Ponican? - zawo³a³.- Jest pan w domu?Nadal nie by³o ¿adnej odpowiedzi.Luke coraz bardziej siê niecierpliwi³.Gdzie, do diab³a,podziewa³ siê Ponican? Obieca³, ¿e prze³o¿y notatki w ci¹gu trzydziestu szeœciu godzin i jeœliistnia³ jakiœ dowód, ¿e Terence Pearson planowa³ "ocalenie" swoich dzieci na d³ugo przedsobotnim popo³udniem, Luke potrzebowa³ go ju¿ teraz.Nacisn¹³ przycisk i nie zdejmowa³ z niego palca prawie przez trzydzieœci sekund.S³ysza³brzêcz¹cy w œrodku mieszkania dzwonek i wiedzia³, ¿e Ponicana tam nie ma, ale nieprzestawa³ dzwoniæ po prostu, ¿eby wy³adowaæ z³oœæ.Dzwoni³ jeszcze, kiedy nagle otworzy³y siê drzwi s¹siedniego apartamentu i na korytarzwysz³a wysoka barczysta kobieta.Mia³a wielk¹ szopê nastroszonych czarnych w³osów, ustakoloru rozgniecionych malin, neonowo niebiesk¹ satynow¹ bluzkê, czarn¹ mikrospódniczkê isiatkowe rajstopy.U¿ywa³a tych samych perfum, które Sally Ann dosta³a na gwiazdkê odswojej matki, i bynajmniej ich nie ¿a³owa³a.- Przepraszam.czy nie zna pani przypadkiem faceta, który tutaj mieszka? - zapyta³Luke.Kobieta zatrzepota³a rzêsami.- Oczywiœcie, ¿e znam.Jesteœmy s¹siadami od prawie piêciu lat.Wiêcej ni¿ s¹siadami:bratnimi duszami.Dwiema samotnymi duszami w samotnym mieœcie.- Widzia³a go pani dzisiaj wieczorem?- Nie, nie widzia³am.Ale powinien siedzieæ w domu: w poniedzia³ek ma wolny wieczór.Na pana miejscu dzwoni³abym dalej.Pewnie œpi.- Œpi?- Pracuje na trzech etatach, wie pan.Biedny Leos.W ci¹gu dnia uczy angielskiego jakodrugiego jêzyka w Jefferson; wieczorem kelneruje w barze Flamingo; a w weekendyoprowadza wycieczki po Muzeum Czeskim i S³owackim.- Przyg³adzi³a w³osy.- Maj¹bardzo ciekawe zbiory: naprawdê powinien je pan obejrzeæ.- Wygl¹da na to, ¿e Leos jest naprawdê za³atany.Nic dziwnego, ¿e ucina sobie drzemkêw wolny wieczór.- Prawdê mówi¹c, lubi sobie od czasu do czasu goln¹æ.Obchodzi³ prawdopodobnieurodziny Dworzaka, rocznicê œlubu Dubczeka albo coœ w tym rodzaju.Zawsze coœ œwiêtuje.Popijaj¹c œliwowicê.Da³ mi kiedyœ spróbowaæ.Bo¿e œwiêty! Butelkowana amnezja, inaczejnie da siê tego okreœliæ.Jarzeniówka nagle zamigota³a jaœniej, oœwietlaj¹c policzki kobiety.Pokryte by³y grub¹warstw¹ podk³adu - maskuj¹c nie tylko kratery po krostach i pryszczach, ale równie¿nieomylny cieñ wieczornego zarostu.Luke odsun¹³ siê na bok.- Dziêkujê pani za pomoc - powiedzia³, dotykaj¹c skraju kapelusza.- Jestem bardzozobowi¹zany.- Có¿.nie ma za co.Dobrze jest czasem spotkaæ kogoœ zbudowanego jak prawdziwymê¿czyzna.Nie, naprawdê, mówiê serio.Aha.gdyby uda³o siê panu dobudziæ Leosa, czymóg³by mu pan powiedzieæ, ¿e nakarmi³am Skodê?- Skodê?- Jego kota.Prosi³ o to.- Jasne - odpar³ Luke patrz¹c, jak jego rozmówczyni oddala siê ko³ysz¹cym krokiem wstronê windy.Nacisnê³a guzik, a potem obróci³a siê i pos³a³a mu ca³usa.Jezus, pomyœla³Luke.Podrywa mnie mierz¹cy metr osiemdziesi¹t piêæ wzrostu przebieraniec.Chwa³a Bogu,¿e nie ma tutaj Normana; nie darowa³by mi tego do koñca ¿ycia.Nacisn¹³ ponownie dzwonek przy drzwiach Ponicana.- Leos! - zawo³a³.- Panie Ponican! Tu szeryf Friend! Chcê, ¿eby otworzy³ pan drzwi!Niech pan siê obudzi! To pilne!Nadal nie by³o ¿adnej odpowiedzi.Albo Leos Ponican by³ do tego stopnia zalany, ¿e nieobudzi³yby go nawet jerychoñskie tr¹by, albo pomyli³ siê jego zalotny s¹siad.Luke zapisa³sobie, ¿eby po powrocie do domu zadzwoniæ do baru Flamingo i sprawdziæ, czy Leos niepostanowi³ udaæ siê jednak do pracy.- Leos! ObudŸ siê, Leos - zawo³a³ po raz ostatni, wal¹c piêœci¹ w drzwi.Zd¹¿y³ uderzyæ dwa albo trzy razy, kiedy drzwi niespodziewanie otworzy³y siê same.Nieby³y zamkniête na klucz.Nie by³y nawet porz¹dnie zatrzaœniête.Szeryf ujrza³ przed sob¹w¹ski, ciemny korytarz, z tykaj¹cym powoli i tajemniczo austriackim œciennym zegarem,wisz¹cymi na œcianach wyblak³ymi akwarelami i fotografiami oraz wieszakiem, z któregosmêtnie zwisa³ d³ugi, dwurzêdowy br¹zowy deszczowiec zwieñczony filcowym kapeluszem.Po lewej stronie widaæ by³o zamkniête drzwi, spod których pada³a smuga œwiat³a.Lukezgadywa³, ¿e jeœli Ponican wyszed³ z domu, musia³ to zrobiæ bardzo niedawno: s³oñce zasz³otego dnia dopiero o dziewi¹tej siedemnaœcie, a przedtem nie zapala³by przecie¿ lampy.Mo¿eposzed³ coœ zjeœæ albo dokupiæ œliwowicy.Mo¿e nie opuœci³ nawet budynku, ale poszed³z³o¿yæ wizytê jakiemuœ s¹siadowi.To wyjaœnia³oby, dlaczego nie zamkn¹³ za sob¹ drzwi.- Panie Ponican? - zawo³a³ ponownie Luke, wchodz¹c do przedpokoju.Zerkn¹³ nawisz¹ce na œcianach akwarele.Obraz œciêtej lodem We³tawy; i kolejny pejza¿,przedstawiaj¹cy Czeski Las.Na fotografiach widaæ by³o w wiêkszoœci powa¿ne oficjalnegrupy ubranych w czarne palta mê¿czyzn i kobiet.Jedynym wyj¹tkiem by³ portret uderzaj¹copiêknej m³odej dziewczyny w tradycyjnym, udekorowanym piórami, kwiatami i per³amiczeskim czepku.Mia³a jedn¹ z tych nie daj¹cych spokoju twarzy, w jakiej mo¿na siêzakochaæ, nawet kiedy cz³owiek zorientuje siê (jak zorientowa³ siê Luke, spojrzawszy na datêna dole fotografii), ¿e jej w³aœcicielki od ponad piêædziesiêciu lat nie ma ju¿ prawdopodobniewœród ¿ywych.Podpis brzmia³ po prostu "Karolina, Praga, 1941" [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.