Index w obronie wiary 28.phtml 36 (28) 306 28 (2) 28 (56) rozdzial 28 28 (100) 28 (182) 28 (81) 28 (216) 28 (111) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale ty powinieneś się cieszyć, że tutrafiłeś.Pamiętam twoją gorącą ciekawość polarnych regionów i twoje spekulacjena ich temat.Byli też inni, podobni do ciebie.Ruszyli Rzeką szukać swegoUlitima Thule, czy też, jeżeli wybaczysz mi to określenie, złota głupców nakrańcu tęczy.Lecz wszyscy albo nie wrócili, albo nie dotarli daleko, zatrzymaniprzez przeszkody nie do pokonania. - Jakie przeszkody? - przerwał Burton ściskając Collopa zaramię. - To boli, przyjacielu.Po pierwsze, znikają kamienieobfitości, nie mają więc gdzie naładować rogów.Po drugie, równiny kończą sięnagle i Rzeka płynie korytem pomiędzy samymi górami, rozpadliną lodowategomroku.Po trzecie, co jest dalej nie wiem, gdyż nikt nie wrócił, żeby o tymopowiedzieć.Lękam się jednak, że spotkał ich zwykły koniec tych, co grzesząpychą. - Jak daleko jest to miejsce, skąd nie ma powrotu? - Z biegiem Rzeki około 25.000 mil.Żeglując pospiesznie możeszsię tam dostać w rok, może trochę dłużej.Tylko Ojciec Wszechmocny wie, ilejeszcze musisz przepłynąć, by dotrzeć do samego końca Rzeki.Zapewne zginieszprzedtem z głodu, gdyż od ostatniego kamienia będziesz musiał żywić sięzapasami. - Istnieje Tylko jeden sposób, by się o tym przekonać -oznajmił Burton. - Nic więc cię nie powstrzyma, Richardzie Burton? - zapytałCollop.- Nie zrezygnujesz z bezowocnego pościgu za tym, co fizyczne, kiedypowinieneś podążać za metafizycznym? Burton znów ścisnął go za ramię. - Powiedziałeś B u r t o n ? - Istotnie.Twój przyjaciel Goring powiedział mi jakiś czastemu, że tak się naprawdę nazywasz.Opowiadał mi o tobie także inne rzeczy. - Goring jest tutaj? Collop kiwnął głową. - Już prawie dwa lata.Mieszka jakąś milę stąd.Jutro możemysię z nim zobaczyć.Będziesz zdumiony zmianą, jaka w nim zaszła.Przezwyciężyłszaleństwo spowodowane gumą snów i uformował odłamki swej jaźni w nowego,lepszego człowieka.Jest nawet przywódcą Kościoła Jeszcze Jednej Szansy na tymterenie.Podczas gdy ty, przyjacielu, szukałeś jakiegoś nieważnego, zewnętrznegograala, on we własnej duszy znalazł Święty Graal.Szaleństwo prawie go zabiło,niewiele brakowało, by powrócił do zła swego ziemskiego żywota.Lecz z łaskiBoga, poprzez swe prawdziwe pragnienie okazania się godnym daru kolejnegożycia.zresztą jutro sam się przekonasz.I modlę się, byś wyniósł korzyść ztego przykładu. Collop przesadzał.Goring zginął prawie tyle razy co Burton,zwykle śmiercią samobójczą.Niezdolny wytrwać wśród koszmarów i odrazy do samegosiebie, raz za razem zdobywał tym sposobem krótki okres spokoju.tylko po to,by następnego dnia znów spotkać własne ją.Dopiero kiedy pojawił się w tymregionie i otrzymał pomoc Collopa, człowieka, którego kiedyś zamordował, udałomu się zwyciężyć. - Jestem zdumiony - oświadczył Burton.- I cieszę się wraz zGoringiem.Ja mam jednak inne cele.Chciałbym, byś mi obiecał, że nikomu niezdradzisz mojego prawdziwego nazwiska.Pozwól mi pozostać Abdulem ibn Harun. Collop przyrzekł dochować tajemnicy, choć był rozczarowany; żeBurton nie zobaczy Goringa i nie przekona się, co miłość i wiara potrafiąuczynić nawet z beznadziejnego na pozór grzesznika: Zaprowadził Burtona do swejchaty i przedstawił żonie, niewysokiej, drobnej brunetce.Była uprzejma iprzyjazna, upierała się też, by towarzyszyć obu mężczyznom podczas wizyty ututejszego przywódcy valkotukkainena.Słowo to oznaczało w miejscowym dialekciebiałowłosego chłopca lub kogoś ważnego. Ville Ahonen był potężnym, spokojnym mężczyzną.Cierpliwiewysłuchał Burtona, który wyjawił mu tylko część swego planu.Powiedział, żepragnie zbudować łódź, by ruszyć w podróż do końca Rzeki.Nie wspomniał, że chcepopłynąć dalej.Ahonen jednak najwyraźniej spotykał już podobnych ludzi. Uśmiechnął się chytrze i oświadczył, że Burton może budowaćłódź.Ludzie w okolicy byli jednak konserwatystami i nie uznawali odbieraniaziemi jej drzew.Dęby i sosny musiały pozostać nienaruszone, lecz bambus był dozdobycia.Nawet bambus jednak musiał kupić za papierosy i alkohol, zebraniektórych zajmie mu trochę czasu. Burton podziękował i odszedł.Później położył się do łóżka wchacie, stojącej niedaleko domostwa Collopa.Nie mógł zasnąć. Zbliżała się pora deszczu.Burton postanowił wyjść z chaty, iśćw stronę gór, ukryć się pod jakąś skałą i przeczekać, aż minie ulewa, rozpłynąchmury i wieczne choć słabe słońce pojawi się znowu.Teraz, kiedy był już takblisko celu, nie chciał, by Tamci go zaskoczyli.A wydawało się prawdopodobne,że Etycy umieścili tu wielu swych agentów.Nawet żona Collopa mogła być jednym zNich. Zanim przeszedł pół mili runęła ulewa, a piorun uderzył wpobliżu.W krótkim blasku dostrzegł, jak coś pojawia się w pustce wprost przednim, około dwudziestu stóp nad ziemią. Zawrócił i pognał w stronę kępy drzew.Miał nadzieję, że go niezauważyli i - zdoła się ukryć.Gdyby się to powiodło, mógłby przedostać się dogóry.A kiedy Oni uśpią tu wszystkich, znów się przekonają, że już go nie ma.'.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||