Index
w obronie wiary 28.phtml
36 (28)
306 28 (2)
28 (56)
rozdzial 28
28 (100)
28 (182)
28 (87)
28 (81)
28 (111)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typer24.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .   - Nie dlatego, że się nad nimi lituję.Uważam, że moja inwestycja nie tylko się zwróci, ale że na niej nieźle zarobię.Po kilku miesiącach, które wśród was spędziłem, nie mogę już wrócić do megodawnego zawodu.Mam dosyć pieniędzy, więc byłaby to tylko strata czasu.Poza tymnudziłoby mnie to śmiertelnie.Człowieka, który mieszkał na Pyrrusie, o ileprzeżył, muszą nudzić spokojniejsze światy.Chciałbym więc wziąć statek, októrym powiedziałem, i zająć się odkrywaniem nowych światów.Istnieją całetysiące planet, na których ludzie chcieliby się osiedlić, tylko że pierwszekroki na nich są za trudne dla zwykłych osadników.Otóż uważam, że nie ma takiejplanety, na której Pyrrusanie nie daliby sobie rady po treningu, jaki przeszlitutaj.Czy to nie byłaby dla was frajda? Ale idzie nie tylko o frajdę.W tymmieście jesteście cały czas nastawieni na walkę na śmierć i życie.Teraz maciedo wyboru: względnie spokojną przyszłość lub pozostanie w mieście i prowadzenietej niepotrzebnej i niemądrej wojny.Ja zaś proponuję wam wykorzystanie waszychnajlepszych cech w celach jak najbardziej konstruktywnych.Takie oto maciemożliwości.Teraz już tylko od każdego z was zależy, na co się zdecydujecie.Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, ból ścisnął Jasona zagardło żelaznymikleszczami.To Skop, który odzyskał przytomność, zerwał się z podłogi i jednymruchem ściągnął Jasona z fotela pilota, chwytając go za szyję i dusząc.Łucznicypróbowali strzelać, ale nie mogli, ponieważ bali się zranić Jasona.   - Kerku! Meto! - krzyknął Skop chrapliwie.- Chwyćcieza broń! Otwórzcie śluzy.nasi zaraz tu przylecą i pozabijają tych cholernychkarczowników.   Jason mocował się z palcami, które godławiły, ale z takim samym skutkiem, jakby to były stalowe sztaby.Nie mógłwydobyć z siebie głosu, krew łomotała mu w uszach, tracił przytomność.To jużkoniec: przegrał.Wyrżną się teraz wszyscy na tym statku i Pyrrus pozostanienadal planetą śmierci, póki nie zginie ostatni człowiek.   Nagle Meta skoczyła jak sprężyna.Jednocześniebrzęknęły cięciwy.Jedna strzała trafiła ją w nogę, druga przeszyła ramię.Ugodziły ją jednak w ruchu i siła bezwładności przeniosła ją przez pomieszczeniew miejsce, gdzie był Skop i umierający człowiek zza świata.   Dziewczyna uniosła zdrową rękę i uderzyła kantemdłoni.   Cios ugodził Skopa w biceps i ramię podskoczyłospazmatycznie, a dłoń puściła krtań Jasona.   - Co tyrobisz?! - wrzasnął w przerażeniu Pyrrusanin do rannej dziewczyny, która oparłasię o niego całym ciężarem ciała.Odepchnął ją od siebie, jednocześnie duszącJasona drugą ręką.Meta nie odpowiedziała.Natomiast uderzyła drugi raz, mocno,z całej siły, trafiając Skopa w krtań i miażdżąc ją.Pyrrusanin padł na ziemię,chwytając ustami powietrze jak ryba.   Jason przyglądałsię temu wszystkiemu jak przez mgłę, na wpół przytomny.   Skop dźwignął się na nogi i zwrócił pełen bólu wzrokna przyjaciół.   - Jesteś w błędzie - ostrzegł go Kerk.- Nie rób tego! Dźwięk, który się wydobył z gardła Skopa, był na wpół ludzki, nawpół zwierzęcy.Gdy Pyrrusanin skoczył ku leżącej w odległym kącie broni,cięciwy jęknęły jak struny harfy śmierci.Dopadł pistoletów i strącił je ręką napodłogę, już martwy.   Kiedy Brucco podszedł, abyopatrzyć rany Mety, nikt mu nie przeszkadzał.Jason łapał ustami powietrze jakpowracające życie.Baczne oko kamery przekazywało całą tę scenę wszystkimmieszkańcom miasta.   - Dzięki ci, Meto.żezrozumiałaś.i uratowałaś mnie.- wydyszał z trudem Jason.   - Skop był w błędzie, a ty miałeś rację, Jasonie -powiedziała.Jej głos drgnął nieco, gdy Brucco ułamał pierzasty koniec strzały iwyjął grot z jej ramienia.- Nie mogę pozostać w mieście.Tylko ludzie, którzyczują tak samo jak Skop, będą mogli tu zostać.Obawiam się, że też nie zdobędęsię na zamieszkanie w lesie.sam widziałeś, ile miałam szczęścia zżądłopiórem.Jeśli pozwolisz, pojadę z tobą.Bardzo bym chciała z tobą pojechać.   Ból nie pozwolił Jasonowi odpowiedzieć, więc tylko sięuśmiechnął, ale Mecie to wystarczyło.   Kerk patrzył zżalem na ciało zabitego.   - Był w błędzie - rzekł - alewiem, co czuł.Nie mogę opuścić miasta.na razie.Ktoś musi to wszystkotrzymać w garści, gdy będą następowały zmiany.Ten pomysł ze statkiem jestświetny, Jasonie.Nie będziesz narzekał na brak ochotników.Wątpię jednak, czywśród nich znajdzie się Brucco.   - Na pewno nie -odparł Brucco nie podnosząc wzroku znad opatrunku uciskowego, który zakładałMecie.- Znajdę dla siebie dość pracy tutaj, na Pyrrusie.Życie zwierzęce tejplanety wymaga nie lada badań.Niedługo zjadą się tu wszyscy ekolodzy z całejgalaktyki.Ale ja będę pierwszy.   Kerk podszedł powolido ekranu ukazującego panoramę miasta.Nikt nie próbował go zatrzymać.Pyrrusanin patrzył na budynki, dymy unoszące się znad linii obwodu i bezkresnązieloność dżungli w dali.   - Zmieniłeś to wszystko,Jasonie - rzekł.- Jeszcze tego nie widać, lecz Pyrrus już nigdy nie będzie takijak przed twoim przybyciem.Na lepsze czy gorsze.   - Nalepsze, na pewno na lepsze - zaskrzeczał Jason i potarł bolącą krtań: - A terazweźcie się do roboty i skończcie tę wojnę, żeby ludzie mogli w to uwierzyć.   Rhes odwrócił się i po krótkim wahaniu wyciągnął dłońdo Kerka.Siwowłosy Pyrrusanin musiał pokonać podobną niechęć - do karczownika,wywołaną wiekową odrazą.   Ale uścisnęli sobie dłonie,ponieważ byli to mocni ludzie.K O N I E C     [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.