Index w obronie wiary 28.phtml 36 (28) 306 28 (2) 28 (56) rozdzial 28 28 (100) 28 (182) 28 (87) 28 (81) 28 (216) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . - To wtedy planeta będzie miała jasno określony tytułwłasności! - wykrzyknął triumfująco Dries, wchodząc mu w słowa.- A pan będziemógł zorganizować dla nas spotkanie, na którym wręczymy wam ten dokument i całasprawa zostanie załatwiona! - Zwycięski rząd - odezwał się lord Voraz - będzie miał wieledni na przedyskutowanie tego i zastanowienie się, skąd wziąć pieniądze. - A wy nie moglibyście nam pożyczyć? - zapytał Jonnie. - Och nie, mój Boże! Już je przecież pożyczyliśmy. - A kto mógłby wykupić tę planetę? - znów zapytał Jonnie.- No,wie pan, każdy z obecnych na konferencji byłby rad, gdyby mu się ją udałozdobyć.Oni, odwrotnie niż wy, mają przemysł, kredyty i dodatkowe gwarancjefinansowe. - A zatem wygrawszy tę wojnę - jeżeli ją wygramy możemy jątotalnie przegrać nawet z Tolnepami - powiedział Jonnie. - Trudno!- rzekł Dries Gloton, akcentując słowa jednoznacznymgestem rąk - bankowość to bankowość.Interes jest zawsze interesem.6 Stormalong, rozwalony bezwładnie na jednym ze stołów wpomieszczeniu operacyjnym, został wyrwany z kamiennego snu.Mocno osłabiony powielu dniach kierowania walką, z trwogą spoglądał na Jonnie'ego. - Obudź się! - wołał nagląco Jonnie. Próbował potrząsnąć byddyjską Komunikatorką Tinny, aby wydobyćz niej jakąkolwiek oznakę życia. - Co się dzieje? - zerwał się Stormalong.- Czyżby znów naszaatakowali? - Gorzej! - powiedział Jonnie.- Ci niewielcy szarzy ludzie!.Trony, obudź się, proszę! Jednakże po ciężkich dniach przekazywania rozkazów bojowych,bez chwili snu, dziewczyna była prawie nieprzytomna. Jonnie, kiedy pożegnał gości niskim ukłonem, chcąc niecoochłonąć, wyszedł z sali bankietowej i zrobił rundę wokół pokrytej nocnymmrokiem doliny.MacAdam! Wiedział, że musi koniecznie szybko złapać MacAdama zZiemskiego Banku Planetarnego.Nie będzie organizował żadnego spotkania zrządem.Ale na pewno zorganizuje spotkanie z kimś, kto zna się na bankowości! Tinny powoli przychodziła do siebie. - MacAdam! - zawołał Jonnie.- Połącz się przez radio zMacAdamem! - Co się stało? - zapytał Stormalong.Jonnie był zwyklespokojny i opanowany.- W czym mogę pomóc? Jonnie wcisnął mu w rękę parę płyt z nagraniem rozmowy zszarymi ludźmi. - Zrób mi kopie! To jest nagranie z przyjęcia wieczornego.DlaStormalonga nie miało to żadnego sensu, ale podszedł do kopiarki płyt i zacząłje powielać. Tinny usiłowała przywołać Luksemburg, wyśpiewując zaspanymgłosem kodowy sygnał wywoławczy w pali. - Jeśli wywołujesz Luksemburg - zauważył Stormalong - to tamnikogo już nie ma. I wtedy dopiero uświadomił sobie, że Jonnie nie jestwprowadzony w ogólną sytuację. - To z powodu Rosji - zaczął wyjaśniać.- Dotarli tam ludzie zSingapuru, lecz nawet nie mogli się zbliżyć do bary.Cała stoi w ogniu. Jonnie nie mógł tego pojąć: podziemna baza w ogniu? - Byłeś tam przecież - kontynuował Stormalong.- Nie wiem poco, zgromadzili w niej jakiś czarny surowiec palny.Czy wiesz, co to byłó' Węgiel! Rosyjska baza gromadziła węgiel na zimę. - To węgiel - oznajmił Jonnie.- Czarna skała, która się pali!- Otóż, ktokolwiek budował tę bazę, zbudował ją tuż przy kopalni i w czasie walkmusiał się zapalić węgiel.Załoga Singapuru nie mogła się nawet zbliżyć do bazy.Było ich za mało i nie zabrali ze sobą pomp górniczych, a gdyby je nawet mieli,to i tak w pobliżu nie było wody.Zaczęli więc wzywać pomocy.Musieli stłumićogień, by dostać się w pobliże bazy.Luksemburg był jedynym rejonem obronnym,który nie był atakowany, i miał latające cysterny.Przed około dwiema godzinaminapełnili te cysterny i polecieli do Rosji.Nie mamy żadnych dalszych raportówna temat losów rosyjskiej bazy.A w Luksemburgu nie została żadna grupa obronna. - Ale przecież Ziemski Bank Planetarny na pewno ma swojąradiostację! - zawołał Jonnie. - Chyba tak.- powiedział z powątpiewaniem Stormalong - alenie przypuszczam, by o tej porze ktoś przy niej dyżurował.Oni nie są częściąsystemu obronnego. - No to muszę tam polecieć - rzekł Jonie.- Jakie samolotyzostały tu. - Prrr! - wszedł mu w słowa Stormalong.- Mam bezpośrednierozkazy od Sir Roberta, że masz zostać tutaj! - Ale MacAdam nie może tu przylecieć, jeśli nie ma tam pilotów.Czy w Luksemburgu nie zostawiono ani jednego pilota? - Ani jednego. Jonnie poczuł ogarniającą go rozpacz. - A gdybyśmy tak ściągnęli pilota z Edynburga i wzięli. - Żadnej szansy - odparł Stormalong.- Po przybyciu zastali tamprzeraźliwy rozgardiasz.Zawalił się cały system tunelowy pod skałą [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||