Index
rozdzial 14 (25)
25 (36)
400 25
62 (25)
25 (254)
25 (58)
25 (37)
25 (191)
25 (154)
27 (25)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typer24.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .    Niewielki szary człowiek westchnął.Nie był detektywem.Takoczywisty dowód rzeczowy nie został dotychczas zauważony? Ludzie na dole w bazienie mogli korzystać z instalacji transfrachtu.Mieli przecież w powietrzurównież własne samoloty.A zarówno strzelanina, jak i obecność w powietrzusamolotów uniemożliwiały jakąkolwiek teleportację.Cała instalacja rozleciałabysię na strzępy wskutek odkształcenia przestrzeni.    Wojskowi zwrócili teraz uwagę na jezioro przy zaporzehydroelektrowni i próbowali je bombardować, by pozbawić bazę kopalnianą dopływuprądu.Dało to nieco wytchnienia samej bazie, więc niewielki szary człowiekzajął się bliższą inspekcją konsoli.Spojrzał na ślady minerałów w analizatorze.    Węgiel! To załatwiało sprawę.Ta rzecz tam w dole była spalonąkonsolą.Był bardzo rozczarowany.Odsunął się nieco od ekranu i przez momentobserwował ogólną sytuację.Samoloty "połączonych sił" nie odnosiły zbytnichsukcesów w atakowaniu jeziora z powodu rozciągającego się nad nim pancerzaatmosferycznego, więc się zainteresowały znajdującymi się pod nimi samolotamiosłony powietrznej.Rozpętała się gwałtowna walka powietrzna i niewielki szaryczłowiek zobaczył, że dwa samoloty bojowe Jambitchów zostały rozniesione nastrzępy.    Polecił zwiększyć wysokość lotu swego statku.W dole, napołudnie od niego, bombowce "połączonych sił" zaczęły zrzucać bomby naopuszczone ruiny starożytnego Singapuru.W górę buchnął płomień pożaru.A potemnastępny.Wciąż zadziwiała go mentalność wojskowych, którzy bombardowali niebronione miasto, nie mające żadnego znaczenia militarnego, ale w którym mogłybyć jakieś - tak przez nich cenione - łupy.Ale oni zawsze tak postępowali.    Znów zaczęła mu dokuczać niestrawność.To były okropne czasy.Wydawało się, że w ogóle nie ma już żadnej nadziei.Niewielki szary człowiekwiedział, że na północnym kontynencie, zwanym kiedyś przez ludzi "Rosją",również znajdowała się baza, więc polecił kapitanowi swego statku, by tam sięudał.    Jeden ze statków wojennych "połączonych sił" wypuszczał swesamoloty właśnie nad tą bazą.Były to samoloty desantowe.Niewielki szaryczłowiek zauważył oddział piechoty kosmicznej Hawvinów złożony z około pięciusetżołnierzy, który szykował się do natarcia na równinie przed bazą.Osłaniając siętarczami przeciwogniowymi, żołnierze zaczęli posuwać się do przodu.Odnosiło sięwrażenie, że baza w ogóle nie jest broniona.Nie otworzono żadnego ognia donacierających wojsk.Oddział coraz bliżej podchodził do bary.Rozbłysło paręstrzałów.Potem zaś oddział zaczął się wspinać w górę stoku, zdążając ku czemuś,co musiało być podziemnym stanowiskiem obronnym.Był już od niego oddalony o stojardów, zasypując go gradem pocisków energetycznych, kiedy nagle ziemia podstopami atakujących wojsk zaczęła wybuchać.    Miny! Cały teren zamienił się w morze ognia.    Z bazy zaczęły błyskać płomienie ognia broni maszynowej.Atakujący oddział pośpiesznie wycofywał się poza miasteczko.Oficerowiekrzyczeli, przegrupowując żołnierzy.Ale ponad stu rannych lub zabitych Hawvinówpozostało na terenie przed bazą.    Oddział znów sformował się do ataku i zaczął zmierzać wkierunku bazy.Przez otwarte drzwi hangaru bazy zaczęły śmigać za zewnątrzsamoloty i szturmować atakujące wojska.    Niewielki szary człowiek nie zauważył na swych ekranachwizyjnych żadnych śladów odpalania.Prawdę mówiąc, to nie spodziewał sięodpalenia w tej strzelaninie.Polecił kapitanowi statku, by przeleciał nadamerykańską bazą górniczą na wysokości czterystu mil.Zajęło to nieco czasu,więc niewielki szary człowiek trochę sobie podrzemał.Brzęczyk oznajmił mu, żeznaleźli się już nad bazą, więc znów spojrzał na ekrany wizyjne.    Daleko w dole rozciągała się zupełnie zniszczona baza górnicza.Nad rzeką trwały w bezruchu porzucone ciężarówki i pompy górnicze.Co zabezludna, pozbawiona życia sceneria! Pokrywająca konsolę kopuła nadal tamleżała, podczepiona do haka dźwigu, ale pochylona teraz na bok.Miasto napółnocy wciąż się paliło.Jego analizator minerałów wskazywał, że cały rejon byłmocno skażony promieniowaniem.Polecił kapitanowi tak zmienić kurs orbity, byprzelecieć nad Szkocją.Miał zamiar zatrzymać się tam i sprawdzić, czy starakobieta już wróciła, ale potem czujniki jego statku wychwyciły daleko nahoryzoncie najpierw promieniowanie cieplne, a potem wyraźny zarys statkuwojennego Drawkinów.Spojrzał na mapy.Nie były dokładne, gdyż wyjął je poprostu ze szkolnych podręczników, ale miasto zidentyfikował bardzo łatwo.Był to"Edynburg".Miasto się paliło.    Jego radio trzeszczało, więc oficer łączności je wyregulował.Odezwało się mnóstwo różnych głosów.Niektóre głosy rozbrzmiewały językiemDrawkinów, lecz niewielki szary człowiek nie rozumiał ich mowy, choć mieliwładzę na dwudziestu planetach.Mowa ta była czymś w rodzaju histerycznychwrzasków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.