Index George Orwell Folwark zwierzęcy (18) rozdzial 18 (55) 143 18 (11) rozdzial 18 (27) 18 (360) 18 (409) 52 (18) 18 (116) 18 (402) Isaac Asimov Nastanie nocy |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jeszcze jednego nadrogę, co? - Napełnił Billowi szklaneczkę.- Ona czeka na ciebie, bohaterze! - Pewnie! - zawołał Bill, po czym opróżnił szklankę, obróciłsię i na niepewnych nogach ruszył w kierunku hotelu po drugiej stronie ulicy. - Baw się dobrze, Bill! - krzyknął za nim Chinger.- Ja zostanętutaj, zjem słomkę czy dwie i pogadam z Dzikim Willem! - Blee - rzekł Bill, ledwie go słysząc i tocząc się do drzwi. - Irma! - mówił.- I r m a! Jakże jej pragnął, tęsknił do jej oczu, chciał szeptać słodkiegłupstwa do uszka.Bill jeszcze nigdy, w całym swoim życiu, nie czuł się tak,jak teraz. A więc to tak wygląda, myślał, otoczony czerwonym oparemalkoholu. Był zakochany! (Westchnienie!) Nie wiedział, czy to z miłoścido Irmy, czy pod wpływem alkoholu, ale był szczęśliwy jak altairański dzikpiaskowy w rui.Życie jednak miało sens, a cały sens życia mieścił się w sarnichoczach, słodkim uśmiechu, zgrabnym nosku i nazywał się Irma! I - o cudzie! - ona również go kochała! GalaktyczniKawalerzyści nie zakochują się.Nie pozwala na to regulamin.Jednak oszalały zeszczęścia Bill nie dbał o przepisy.Czyżby w końcu, po tak długim oczekiwaniu,coś drgnęło w jego zatwardziałym żołnierskim sercu? Jakieś ciepłe, delikatneuczucie? Ach, słodka, droga Irma! Z szumem w głowie, śpiewem na ustach, alkoholem w żyłach iniechybną marskością wątroby Bill wdrapał się na schody hotelu.Recepcjonista znajwyższą przyjemnością powiedział mu, że panna Irma zajęła pokój 122 inajwidoczniej oczekuje go, ponieważ właśnie zamówiła dwie butelki szampana istek z polędwicy. Bill uśmiechnął się z satysfakcją.Z sercem bijącym w rytmienamiętności potoczył się korytarzem, szukając pokoju.W końcu rozgorączkowaneoczy dojrzały cyfry 1-2-2.Pchnął drzwi.Były zamknięte.Zapukał.Nikt nieodpowiedział.Jednak cóż to? Bill usłyszał w środku namiętne westchnienia. - Irma, kochanie! - zawołał chrapliwie.- To ja, Bill, twójukochany.Wpuść mnie, kochanie. W środku rozległ się przeraźliwy krzyk i trzask łamanych mebli.Bill poczuł dreszcz niepokoju.Czy tam działo się coś złego? Irma miała kłopoty. - Nie bój się, Irmo! - zawołał.- Uratuję cię! Cofnął się,skoczył naprzód i wytrenowanym w obozie imienia Leona Trockiego uderzeniemrąbnął barkiem w drzwi.Wystarczył jeden raz, żeby rozbić cienkie drewno.Wpadłdo ciemnego pokoju, rycząc: - Irma! Gdzie jesteś? W następnej chwili nadepnął na pustą butelkę po szampanie i złomotem runął na twarz.Leżąc na podłodze głupawo zamrugał oczami i ujrzał dwietwarze patrzące nań z pościeli wielkiego, mosiężnego łoża.Jedna należała doIrmy.Druga twarz w łóżku należała do paskudnego doktora Latexa Delazny'ego!następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||