Index
Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wartoœciach baœni (10)
Bogdanowicz Marta Psychologia kliniczna dziecka w wieku przedszkolnym (10)
Dodziuk Anna Psychologia podręczna Częœć III Pokochać (10)
Kratochvil Stanisław Psychoterapia Kierunki metody badania (10)
bigmanual
Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (8)
lex polonica 4
Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem
imie
C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 6 Srebrne Krzeslo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kubawasala.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .    Nie, kawalerzysta Bill nie był zdolny do takich rozważań.Wjego sercu było miejsce tylko dla Irmy.Doktor Delazny dobrze wybrał, gdyż w tymzamroczonym stanie Bill był idealnym zakochanym durniem.    Dlatego, kiedy doktor Delazny postawił swój naprędce zebranyoddział na baczność, Bill usłuchał bez wahania.    - Prosto tędy - rzekł dobry doktor, gestem polecając im, żebyszli za nim.- Wyrwa w paradygmacie znajduje się w pokoju na końcu korytarza.Rzucimy wam broń, kiedy przejdziecie przez portal.Nie chcemy tu żadnychwypadków, prawda?    Bgr Chinger w swoim stroju satyra pogonił ich do wskazanegopokoju, chichocząc entuzjastycznie i opowiadając im, jak zamierza spędzić resztężycia po układzie pokojowym, jaki niechybnie zostanie zawarty w wyniku tejwspaniałej misji.Wróci do swych badań - co za intelektualna radość! Opisałkilka odrażających gatunków obcych, jakie badał i cieszył się na myśl o jeszczenie odkrytych paskudztwach, a Bill skręcał się z obrzydzenia.Na szczęście, tenwykład z egzobiologii skończył się, gdy weszli do ogromnej sali, zastawionejkomputerami oraz innymi ekstrawagancko kulistymi i kanciastymi maszynami.Nadtym wszystkim gigantyczny generator Van der Graafa z trzaskiem sypałelektrycznymi wyładowaniami w wyrwę, smażąc zabłąkane moskity, ćmy lub muchy,którym udało się przelecieć przez ziejący pod nią portal.    - Aaa! - szepnął Bill.    Pozostali poszli w jego ślady.I trudno się dziwić.Przejściebyło okrągłe, o krawędziach obsadzonych mrugającymi czerwonymi, zielonymi iniebieskimi światłami.Raz po raz szponiasta łapa energii przemykała poinkrustowanym miedzią metalu lub sięgała i chwytała powietrze z krainy podrugiej stronie.    Przypominało to spoglądanie przez okno na odległy fragmentkrajobrazu.Ten podobny był do proscenium rokokowego spektaklu kiepskiejtragedii.W oddali chyliły się podupadłe zamczyska, a za nimi tu i ówdziesterczały ostre szczyty gór.Smagane wiatrem pustkowie spowijały pasma mgłynajeżonej skręconymi, nagimi konarami drzew, kolczastymi krzewami i wrzosamisterczącymi wokół bulgoczących bagien jak zasieki wokół okopów.Zimny wiatrdostawał się przez otwór, niosąc słaby zapach gnijącej roślinności i silny odórrozkładających się zwłok.Doktor Delazny zaśmiał się.    - Nuże, do roboty, trudy i kłopoty, chłopcy! Teraz ruszajcieszukać Fontanny Hormonów!    Zespół loszków i piwniczek odpowiedział zbiorowym gulgotem.    Potem znów rozległo się gulgotanie, gdy raczyli się sporymiilościami trunków dla wzmocnienia podupadłego ducha.    Jeden po drugim przeszli przez portal.Billowi włosy ztrzaskiem zjeżyły się na głowie pod wpływem energii przyczajonej w przejściu.Amoże był to po prostu zwyczajny strach, przesuwający mu po plecach swojelodowate palce? Nogi zapadały mu się po kostki w błoto.Smród był corazokropniejszy, jakby wleźli w cuchnące siarką smocze trzewia.Kiedy wszyscyprzeszli przez bramę, Bgr i doktor Delazny rzucili za nimi obiecaną broń.    Miecze, sztylety.Łuki i strzały.Puginały i noże.Proce iharcerskie finki.    - Co to za dziadostwo, do cholery? - wrzasnął Rick BoskiBohater, daremnie usiłując wydobyć miecz z błota.- Potrzebuję blastera!    - Obawiam się, że taka nowoczesna technologia nie działa w tejczasoprzestrzeni, Rick - zawołał doktor Delazny przez kurczący się portal.- Narazie, chłopcy! Będziemy was obserwować!    - Protestuję! - rzekł Rick, ruszając z powrotem.- Nie takabyła umowa!    Jednak zanim zdołał dopaść bramy, ta zamknęła się sycząc iiskrząc, tak że przeszedł przez pustą przestrzeń, potknął się i runął jak długiw szarawozielony budyń.    W tym momencie okropny, nieludzki pisk przeciął powietrze,odgłos przypominający drapanie paznokciami po tablicy.    - Chyba wiem, o co chodzi - rzekł Ottar, podnosząc miecz jakszczególnie długą wykałaczkę i rozglądając się wokół spod krzaczastych brwi.-Polubię to miejsce.Co mam zabić najpierw?następny    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.