Index
Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni
elektronika praktyczna 09 1997
rozdzial 09 (214)
rozdzial 09 (204)
rozdzial 09 (16)
rozdzial 09 (138)
rozdzial 09 (167)
rozdzial 09 (250)
Pod redakcją Adama Bilikiewicza Psychiatria (podręcznik dla studentów medycyny)
04 (94)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • telenovel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .   Wszystko jednak wskazuje na to, że chyba pdprostu nie był wstanie tego zrobić.   Coś roześmiało się we mgle, nisko i obrzydliwie.Holgerpodskoczył.Hugi zatkał uszy palcami.Usłyszeli szum skórzanych skrzydeł.Wciążjednak mogli zobaczyć tylko przesyconą wilgocią szarość.    - Ten stwór chyba jest przed nami - szepnął Holger.-Jeżeli skręcimy.   - Nie.- Usta Alianory drżały, jednak jej głos byłzdecydowany.- To sztuczka, żeby nas ze ścieżki sprowadzić.Jak zgubimy się wtych chmurach, rzeczywiście możemy pożegnać się z nadzieją.   - Dobrze - powiedział Holger z głębi gardła, nagle pełnegopiasku.- Ja pojadę pierwszy.   To była szarpiąca nerwy jazda, jakieś kształtyprześlizgiwały się i przemykały na granicy wzroku, powietrze było gęste od sykówi mlaskania, jęków, wycia i chichotów.W pewnej chwili przed Holgerem pojawiłasię ślepa, straszliwa twarz.Wisiała, krzywiąc się, w oparach mgły.Holger parłuparcie naprzód i ta twarz wycofała się przed nim.Hugi zacisnął oczy ipowtarzał w kółko:    - Byłem dobrym krasnoludem.Byłem dobrym krasnoludem.Byłem dobrym krasnoludem.Wydawało się, że minęła wieczność zanim mgła siępodniosła.Byli na granicy krainy półmroku.Papillon i jednorożec pierwsiwyczuli słońce.Puścili się galopem i wystrzelili w jasność, witając ją głośnymrżeniem.   Zbliżał się już wieczór.Wyszli w innym miejscu niż to, wktórym weszli.Długie cienie skał i wysokich, iglastych drzew kładły się nawzgórza, porośnięte gęsto ciernistymi krzewami.Zimne powiewy wiatruprześlizgiwały się po twarzy Holgera, gdzieś niedaleko szumiał wodospad.Normalny świat.Po - ilu to dniach? - w Faerie był to widok, który mógł chwycićza serce.    - Po zmroku Faryzeusze nadal mogą nas ścigać - powiedziałaAlianora.- Jednak tutaj ich czary nie będą miały takiej mocy, więc nasze szanserosną.   Jej głos był matowy od zmęczenia.Holger również poczuł,jak bardzo jest wyczerpany.   Zmusili wierzchowce do szybszego biegu, żeby przed zachodemsłońca odjechać najdalej, jak to możliwe.Obóz rozbili wysoko na zboczu wzgórza,gęsto porośniętym sosnami.Holger ściął mieczem dwie proste gałęzie i zrobił znich krzyż.Wbił go w ziemię obok ogniska, które mieli zamiar podsycać przezcała noc.Środki ostrożności, podjęte przez krasnoluda były bardziej pogańskie -krąg kamieni i żelaznych przedmiotów, układany przy wtórze mamrotania jakichśzaklęć.    - Teraz - powiedziała Alianora - chyba uda nam sięprzetrwać nocne godziny.- Uśmiechnęła się do Holgera.- Jeszcze ci niepowiedziałam, jak dzielnie walczyłeś tam w zamku.Ach, to był wspaniały widok!   - Hmm., och.dziękuję - Holger spojrzał na swoje buty,czubami kopiące dołki w ziemi.Nie miał nic przeciwko temu, żeby być podziwianymprzez piękną dziewczynę, tylko.= sam nie wiedział co.Żeby ukryć zmieszanieusiadł i obejrzał sztylet, który odebrał Alfrikowi.Kościana rękojeść inieproporcjonalnie duża, miseczkowa osłona były przymocowane do cienkiegoostrza, wykonanego, jak mu się zdawało, z magnezu.Ten metal w czystej postacibył zbyt miękki, żeby można było z niego zrobić dobrą broń, nie wspominając jużo tym, że łatwo się zapalał.Jednak ponieważ Alfrik wyraźnie sobie ten sztyletcenił, Holger postanowił go zatrzymać.Pogrzebał w jukach i poza całkiemzwyczajnym wyposażeniem, jak na przykład butelka oleju, znalazł zapasowąmizerykordię.Hugi mógł ją nosić nagą.Holger przymocował pochwę po niej do pasaobok swego stalowego noża i schował do niej magnezowy sztylet.W tym czasieAlianora, z tych zapasów, które im jeszcze zostały, przygotowała posiłek.   Zamknęła się nad nimi noc.Holger, na którego wypadłatrzecia warta, wyciągnął się jak długi na miękkim posłaniu z leśnego runa.Ogieńpromieniował ciepłem i czerwienią.Nerwy Duńczyka, jeden po drugim, uspokajałysię.Nie wolno mu usnąć, nie w tych okolicznościach.Szkoda.Sen był mu bardzopotrzebny.   Obudził się gwałtownie.Alianora potrząsała jego ramieniem.Jej oczy w tym niepewnym, migotliwym świetle wydawały się ogromne.Jej głos byłsuchym szeptem.   - Słuchaj! Tam coś jest!   Wstał, biorąc miecz do ręki i wbił wzrok w otaczającą ichciemność.Tak, teraz on także coś usłyszał, lekki tupot wielu stóp, pad - pad -pad, i zobaczył odblask światła w skośnych oczach.   Zawył wilk, niemal prosto w jego ucho.Holger podskoczył ina ślepo machnął mieczem.Odpowie; dział mu śmiech, przenikliwy i wstrętny.    - In nomine Patris.- zawołał i został wyśmiany przezwiele głosów.Albo te stwory były odporne na święte imiona, albo nie znajdowałysię dostatecznie blisko, żeby miały one na nie jakiś wpływ.Prawdopodobnie topierwsze.Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, zobaczył cienie.Przesuwałysię wzdłuż zaczarowanego koła.Były monstrualne.   Hugi przycupnął obok ogniska, głośno szczękając zębami.Alianora jęknęła i skuliła się pod wolnym od miecza ramieniem Holgera.Czuł, jakjej ciało drży.    - Tylko spokojnie - powiedział.   - To wysłannicy Faerie - szepnęła niemal bez tchu.-Mieszkańcy nocy.Są z każdej strony, Holger! Nigdy dotąd nie otaczali mnie w tensposób.Nie mogę na nich patrzeć.- Zanurzyła twarz w jego ramieniu.Zacisnęłapalce na jego ręce, niemal wbijając w nią paznokcie.   - Dla mnie to też jest nowe przeżycie - powiedział.Śmieszne, ale zupełnie nie czuł strachu.Wygląd tych stworów był rzeczywiścieprzerażający, ale po co na nie patrzeć? Szczególnie, jeżeli zamiast tego mógłsię przyglądać Alianorze.Bogu niech będą dzięki, że jestem flegmatykiem!   - Nie mogą do nas podejść, kochanie - powiedział.- Już byto zrobili, gdyby mogli.- Ale.ale.   - Widziałem przegrodzone tamą rzeki, które mogły zatopićcałe doliny.I nikt się nie martwił.Wszyscy wiedzieli, że tama wytrzyma.   W głębi duszy zastanawiał się, jaki był współczynnikbezpieczeństwa ich obozowych czarów.Niewątpliwie tutejsi czarodzieje mielijakiś swój odpowiednik Tablic Wytrzymałości Materiałów, w którym tego rodzajedane mogły być znalezione.A jeśli nie, to z pewnością powinni je sobiezestawić.Musiał się obejść przypuszczeniami; ale z jakiegoś powodu - następnegłęboko pogrzebane wspomnienie? - był pewien, że ochrona obozu jest dostateczniesilna.    - Trzeba po prostu zachować spokój - powiedział.-Wszystko będzie dobrze.Nic nie mogą nam zrobić, najwyżej tym piekielnym hałasemnie dadzą nam spać.   Ciągle drżała, więc ją pocałował.Niepewnie, niewprawnieoddała mu pocałunek.Wyszczerzył zęby w stronę hałastry ze Środkowego Świata.Miał nadzieję, że jeżeli zostaną tutaj i będą obserwować ich pieszczoty, to możesię czegoś nauczą.następny    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.