Index
Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni
elektronika praktyczna 09 1997
rozdzial 09 (214)
rozdzial 09 (204)
rozdzial 09 (16)
rozdzial 09 (138)
rozdzial 09 (167)
rozdzial 09 (250)
Henryk Sienkiewicz Rodzina Połanieckich
bigmanual
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Czy tak to właśnie wyglądało?    - On był moim ojcem.Ona o tym wiedziała.- I po chwili: -Porzuciła stację, żeby pójść za nim.Niewielu się na to zdobędzie.    Nigdy go o to nie prosiła.Ta myśl nigdy mu wyraźnie nieprzyszła do głowy.Prosić Konstantina, żeby opuścił Pell.spytał w duchu samsiebie, czyby to zrobił i poczuł głęboki niepokój.Zrobiłbym to, pomyślałniepewnie.Może bym tak zrobił.    - Trudno by było - przyznał głośno.- Tobie też było trudno.    Poczuł, jak jej głowa ociera się potakująco o jego ramię.    - Żałujesz, Eleno?    Potrząsnęła lekko głową.    - Trochę późno na rozmowę o takich sprawach - powiedział.-Chciałbym.Chciałbym, żebyśmy poznali się na tyle, aby ze sobą rozmawiać.Takwielu rzeczy o sobie nie wiemy.    - Dręczy cię to?    Przytulił ją do siebie, pocałował poprzez gąszcz włosów iodgarnął je na bok.Chciał już powiedzieć nie, ale rozmyślił się i pominąłpytanie milczeniem.    - Obejrzałaś sobie Pell.A czy wiesz, że moja noga nigdy niepostała na statku większym od promu? Że nigdy nie opuszczałem tej stacji? Niemam pojęcia, jak patrzeć na niektóre sprawy, a nawet jak formułować pytania.Rozumiesz mnie?    - Ja też nie wiem, jak cię pytać o niektóre rzeczy.    - A o co byś chciała spytać?    - Właśnie spytałam.    - Nie wiem, czy odpowiedzieć tak, czy nie.Eleno, nie wiem, czypotrafiłbym opuścić Pell.Kocham cię, ale nie wiem, czy byłoby mnie na tostać.po tak krótkim czasie.I to właśnie mnie dręczy.Zastanawiam się, czytkwi we mnie coś, co nigdy nie dopuszczało do mnie takiej myśli.cosprowadzało moje plany na przyszłość do rozważań, jak uczynić cię szczęśliwą naPell.    - Łatwiej mnie zostać tu jakiś czas.niż Konstantinowi wyrwaćswe korzenie x Pell; wyczekiwanie jest łatwe, cały czas to robimy.Tylko ja nieprzewidziałam straty Estelle.A ty nie przewidywałeś tego, co się tu terazwyprawia.Odpowiedziałeś mi.    - Jak to, odpowiedziałem?    - Zwierzając mi się ze swojej rozterki.    To go zastanowiło.C a ł y c z a s t o r o b i m y.Przestraszył się.Ale ona mówiła dalej, leżąc u jego boku, mówiła nie tylko ofaktach, ale i o głębokich uczuciach; o tym, czym jest dla kupca dzieciństwo; otym, jak w wieku dwunastu lat po raz pierwszy postawiła nogę na stacji i bałasię nieokrzesanych jej mieszkańców, którzy zakładali, że każdy kupiec to łatwazdobycz.O tym, jak przed laty zginął na 1Vlarinerze kuzyn zasztyletowany wbójce z mieszkańcem stacji, nie rozumiejąc do końca, że zabija go zazdrośćtamtego człowieka.    Rzecz niewiarygodna.wraz ze stratą Estelle ucierpiała dumaEleny; duma.ta myśl uderzyła go tak, że leżał przez jakiś czas wpatrzony wsufit i rozmyślał.    Gasło, przepadało nazwisko.własność taka sama jak statek.Ktoś przyczynił się do zatarcia i to tak anonimowo, że nie znała wroga, odktórego mogłaby je odzyskać.Przypomniała mu się Mallory, nieugięta arogancjaelitarnej kasty, uprzywilejowanej arystokracji.Hermetycznie zamknięte światyrządzące się własnymi prawami, gdzie nikt nie posiadał nic własnego i każdy byłwłaścicielem: statku i wszystkich, którzy do tego statku należeli.Kupcy, którzykpili w żywe oczy z komendanta doku, wycofywali się, choć niechętnie, na rozkazMallory lub Quena.Czuła żal po stracie Estelle.Musiało tak być.Ale było jejteż wstyd.że zabrakło jej tam, kiedy to się zdarzyło.Że Pell "uziemiła" ją wbiurach doku, gdzie mogła wykorzystywać reputację, jaką cieszyli się Quenowie;ale teraz nie miała już żadnego oparcia, nic oprócz tej reputacji, na którąsobie nie zapracowała.Martwe nazwisko.Martwy statek.Być może wyczuwaławspółczucie u innych kupców.To byłoby najprzykrzejsze ze wszystkiego.    Prosiła go tylko o jedno, a on wykręcił się sianem niepodejmując żadnej dyskusji.Nie rozumiał.    - Pierwsze dziecko - wymruczał odwracając głowę na poduszce,aby na nią spojrzeć - będzie nosić nazwisko Quen.Słyszysz, Eleno? Na Pell jestdosyć Konstantinów.Ojciec może się zżymać, ale zrozumie.Matka też.Uważam, żetakie postawienie sprawy ma duże znaczenie.    Rozpłakała się.Nigdy dotąd nie płakała w jego obecności, niehamując nawet łez.Otoczyła go ramionami i pozostała tak aż do rana.następny     [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.