Index
Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu
rozdzial 08 (15)
rozdzial 08 (191)
rozdzial 08 (58)
rozdzial 08 (19)
rozdzial 08 (52)
rozdzial 08 (222)
rozdzial 08 (237)
rozdzial 08 (203)
Saylor Steven Ramiona Nemezis
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • onisia85.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Dalej ukażą siękolejne inkarnacje tej postaci.Proszę zwrócić uwagę na wzrastającą złożonośćkulturową.   (Co czujniejsi przedstawiciele prasy, widząc, do czego towszystko prowadzi, wysyłali rozpaczliwe wołania o antropologów, etnologów ikogokolwiek, kto mógłby zinterpretować to, co się działo.)   - Tu oto - powiedział jeden z nich, gdy po czerwonymdywaniku zaczęła się przesuwać procesja jeszcze wyższych i imponujących bóstwAnglów - mamy ich odpowiedniki ziemskiego poziomu Asztarte lub Isztar.   Przechodząca bogini obróciła swe wielkie oko i rzuciładziennikarzowi takie spojrzenie, że ten upuścił swój notatnik.Wówczas już dlawszystkich stało się jasne, z postury i zachowania przybyszów, że nie są to poprostu zwykli Anglowie poprzebierani w kostiumy, nie mówiąc już o nieruchomychczy poruszanych wizerunkach bożków.Nie: mieliśmy do czynienia z zupełnie nowąkategorią istot ukazujących się nocą przed oczyma tłumu, który dziwnie umilkł.Nawet dziś nie wiemy, kim oni byli.Wiemy tylko, że widzieliśmy bogów.   Ostatnia postać w tej grupie nawet oczom Ziemian ukazałasię jako promienna sylwetka; ona jedna zdawała się mieć świadomość obecnościdostojników religijnych zebranych na podwyższeniu.Olśniewający blask, jejpołyskliwe, iskrzące się szaty sprawiały, że raz zdawała się ona (wszyscy bowiemZiemianie obserwujący tę scenę zgadzali się, że jest to "ona") osobliwieuwodzicielską Kosmitką, kiedy indziej zaś olśniewającą ziemską pięknością.Kiedystąpała wdzięcznie po dywanie, uniosła jedno ramię-mackę, a z mroku spłynął nanie jastrząb.Rozległy się dochodzące skądś dźwięki muzyki.   Z pewnym lekceważeniem pozwoliła się zaprowadzić naodgrodzone miejsce; kiedy się obracała, jej umalowane oko przesłało JegoŚwiątobliwości wyraźne mrugnięcie.Następnie się pochyliła, by przyjąć naręczekwiatów od oszołomionego dziecka, podeszła do olbrzymiej sofy i wyciągnęła sięna niej.   Niepotrzebny był żaden komentator, by oznajmić, że otoprzeszła wielka Afrodyta.   Za nią pojawiła się olbrzymia, posiwiała postać, którautykała, podobnie jak ziemski Wulkan.A jeszcze później ukazał się potężnyosobnik o rozkazującym wyglądzie, który kroczył złowieszczo, spoglądającpogardliwie dookoła i wymachując obcym orężem.Oko jednak miał jasne i młode,choć cała reszta zwiastowała wojnę i gniew; tak właśnie Mars musiał wyglądać woczach jego matki.   Wbiegły następnie grupki i gromadki oszałamiająco odzianychi zdobionych klejnotami figurek, niektóre z instrumentami muzycznymi -odpowiedniki muz, nereid, oread czy driad z greckiego panteonu albo peri, elfówczy algerytów - z innych.Tańczyły one pod łukami tęczy, grając i śpiewając,wieszcząc nadejście majestatycznego, posiwiałego boga, owego starca onieograniczonej potędze czy władzy, obojętnie czy nazwalibyśmy go Zeusem,Jowiszem, Wotanem czy Jehową.Choć nocne niebo było czyste, jego nadejściutowarzyszyły odległe dźwięki grzmotów.   Kiedy ci wszyscy bogowie przechodzili obok Anglów, wśródtych ostatnich zerwały się śpiewy.Po raz pierwszy ludzie słyszeli śpiewającychAnglów, a pieśni te zdały się im zarówno osobliwe, jak i przyjemne dla ucha.   I wciągi nadchodziły: bóstwa nieznane oczom przedstawicielikultury Zachodu, ale znacznie bardziej znajome Persom, Hindusom czy Chińczykom:niektóre w dziwacznych, rozbudowanych kostiumach i serpentynowych ozdobach, zwielkimi zaplecionymi w loki i przetykanymi piórami konstrukcjami na głowach,przedstawiającymi ponure uśmiechy lub oczy powiększone do nadnaturalnychrozmiarów.W uroczystej postawie wszyscy zmierzali na wyznaczone miejsce, a wrazz nimi zwierzęta będące ich atrybutami.Także w powietrzu pojawiały się iskryczy płomyki, które czasem wyglądały jak kwiaty, czasem jak płatki śniegu, a wogóle zdawały się żyć własnym życiem, gdy tak tańczyły tu i tam.   W końcu pośród grupy bóstw plemiennych czy narodowychstanęło jedno o wyraźnie wielkiej potędze, odziane w długie białe szaty.Asystowały mu.zrazu zdawało się, że są to małe mechaniczne zabawki okształcie młodych Anglów, o słodkich, błyszczących oczach.Ale istotki te byłyżywe.   - Kulminacja bóstwa ojcowskiego - wyjaśnił komentator.Wielokrotnie wcielał się w nowo narodzonego syna.Najwyraźniej pozostało mujeszcze trochę wyznawców.A teraz.- komentator wdał się w dysputę ze swymikonsultantami spośród Anglów.   W ciszy, jaka nastała, wszyscy mogli zobaczyć, że jedna zmałych postaci synowskich zatrzymała się i przystanęła, wyraźnie zdezorientowanalub chora.Jednak pobliski Anglo poklepał ją troskliwie i wkrótce postać ożyła,po czym pobiegła za ojcem.   Wstrząśnięty komentator wziął Anglów w ogień pytań.-Dlaczego wozicie ze sobą tych, hm.żyjących bogów starych, martwych jużreligii? Wydawałoby się, że jeden prawdziwy bóg by wystarczył.   - Tak - odparł jeden z Anglów (spośród których wielu umiałojuż się dobrze posługiwać licznymi ziemskimi językami) - ale widzisz, umysły iduchy tych, którzy czcili tych bogów, są nadal w nas, pod powierzchniącywilizacji.A cywilizacja może zakończyć się fiaskiem.Kiedy stwierdzamy, żektóreś z tych starych bóstw nabiera wigoru i żywotności, stanowi to dla nasostrzeżenie.Zbyt wielu spośród nas nieświadomie czci te wartości.I wtedy -uderzył tylną macką o ziemię - dławimy to, o tak, póki jeszcze zarzewie tli sięsłabo.Rozumiesz? Ale teraz.   Śpiew ucichł i przez kilka chwil nikt się nie poruszał;cisza zwiastowała, że zbliża się coś ważnego.   W tę oto ciszę wstąpiła, czy też zmaterializowała się wniej wysoka, spowita szatami i zawojami postać dwukrotnie wyższa niż te, którekroczyły przed nią.Była wyraźnie płci żeńskiej.Kiedy posuwała się wyznaczonądrogą, twarzą zwróconą ku podium fila dygnitarzy, nie uczyniła żadnego gestu,ale z podium rozległ się dźwięk równoczesnych wdechów, prawie wspólny jęk.Napojedyncze oko postaci nałożona była maska balowa; w głębi za jej otworem widaćbyła ciemną iskrę roztopionego czerwonego złota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.