Index Foster Alan Dean Tran ky ky 02 Misja do Moulokinu Miller Steve Lee Sharon Wszechswiat Liaden 02 Agent Chalker Jack L Swiaty Rombu 02 Cerber Wilk w owczarni Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo Największa Tajemnica Ludzkoci (tom I) cz. 02 J.R.R. Tolkien 02 The Two Towers czesc 02 rozdzial 03 (3) 311 02 MALYBCHL.TXT 173 12 (8) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . - Nadal brak sygnałów statku idącegowrogom na pomoc - powiedział Andre.- Jego milczenie działa mi na nerwy. - Wsiadać! - zakomenderował Leonid.- Wracamy dogwiazdolotu. Spojrzałem na niebo.Elektra zaszła zahoryzont i nastąpił zmierzch.Nad miastem zapłonęło tysiące latarń.One jednenadal działały.Wstrząsające wrażenie robiła ta wspaniała iluminacja wkrólestwie śmierci i chaosu. .11. Teraz przechodzę do tragedii Andre i na myśl o niejrozpacz ściska mnie za gardło.Nawet teraz, oddzielony od owego strasznegodnia latami i jeszcze straszliwszymi wydarzeniami, nie pojmuję do końcatego; co się wtedy stało.Przede wszystkim nie rozumiem siebie.Jak mogłemokazać się tak lekkomyślny? Czemu wszyscy zachowywaliśmy się jak stadocieląt? Wszak już wtedy wiedzieliśmy, że walczymy z podstępnym, dysponującympotężnymi środkami technicznymi wrogiem, wiedzieliśmy też, iż wróg ten podwieloma względami nas przewyższa.Dlaczego, dlaczego nie pomyśleliśmy onajprostszych, elementarnych wręcz środkach ochronnych? Wróg samoświadczył, że zamierzą nas pokonać.Dlaczego zlekceważyliśmy jego groźby?Czytając po raz któryś z rzędu zapis rozmowy Zływrogów ze swą bazą, przekonałemsię ostatecznie, że ze wszystkich możliwych znaczeń zagadkowego słowa„ekranowany" wybrałem najdalsze od prawdy i nie tylko pomyliłem się, leczrównież przekonałem wszystkich, że mam rację.I Andre! Biedny Andre, który takprzenikliwie domyślił się niewidzialności naszych przeciwników, też z ulgązrezygnował ze swego odkrycia.Znów pytam się, czemu nasze oczy zaćmiła ślepotawówczas, kiedy potrzebna była cała ostrość wzroku? Czy to dlatego, żeujrzawszy jak brzydcy i niezdarni są nasi przeciwnicy i jak łatworozprawiamy się z nimi naszymi słabymi polami, od razu nabraliśmy do nich pełnejzadufania pogardy i nawet nie próbowaliśmy się dowiedzieć, czy wszyscy są tacysami? „Dlaczego nie możecie być przed nocą?" - wołał do swoich ostatni Zływróg.Na Sigmie zapadała noc.Posłana przez wrogów pomoc już zbliżała się doplanety.Od okrutnego ciosu dzieliły nas minuty, a my beztrosko paplaliśmy,ciesząc się z łatwego zwycięstwa! - Tu są pięknenoce! - powiedziałem do Andre.- Nawet ta automatyczna iluminacja nie tłumiblasku gwiazd. Andre uniósł głowę i przez chwilępatrzył w niebo.Powietrze było niezwykle przejrzyste.Ekranowani wrogowiejuż wisieli nad nami, a my spokojnie zachwycaliśmy się gwiazdami Plejad. - Pospieszcie się! - krzyknął gniewnie Leonid.Tylko na was czekamy. Ruszyłem ku planetolotowi iwtedy usłyszałem krzyk Andre, ochrypły i przerywany.Dusili go, a on sięwściekle wyrywał.Czułem pulsację jego pola. - Eli,pomóż! - krzyczał Andre.- Eli! Eli! Rzuciłem się ku niemu.Nie dojrzałem go.Nad ciemną ziemią jaskrawo połyskiwały gwiazdy, powietrze było spokojne iprzejrzyste.Gdzieś obok mnie dławił się i wołał o pomoc Andre.Słyszałemgo zupełnie dokładnie, wiedziałem, że mu kneblują usta, a on się wyrywa i znówkrzyczy: - Eli! Eli! Na pomoc! - Niewidzialni! - wrzasnąłem i rzuciłem swoje pole wkierunku krzyku; nie zdając sobie nawet sprawy, że jest równie niebezpieczne dlaAndre, jak i dla napastników. Wtedy zobaczyłemAndre po raz ostatni.Moje uderzenie odrzuciło któregoś z atakujących goNiewidzialnych.W powietrzu nagle zjawiły się nogi Andre, wścieklewierzgające i zadające komuś ciosy.Widać było tylko nogi! Na miejscu, gdziepowinien być tułów i głowa, spokojnie świeciły gwiazdy.Od tej pory minęłowiele lat, ale ciągle jeszcze widzę ten obraz: same tylko zawieszone wpowietrzu, walczące nogi Andre. Nie zdołałem zewrzećjeszcze całkiem pola, kiedy zadałem nowy cios.Wiedziałem, że koledzy spiesząjuż na pomoc i najważniejszą rzeczą w tej pierwszej minucie bitwy było niepozwolić wciągnąć Andre w całkowitą niewidzialność, zanim reszta ludzi niewłączy się do walki.Chciałem całkowicie odkryć Andre, ale chybiłem.Jakaś nowasiła podrzuciła mnie w powietrze.Rozejrzałem się i pojąłem, że stałem sięniewidzialny.Nie znalazłem swojego tułowia i nóg [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||