Index
62217 1
K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia (2)
Stefan Żeromski PrzedwioÂśnie
Tolkien J. R. R. hobbit
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu
Kuraszkiewicz Magowie
abc.com.pl 7
Berling Peter Dzieci graala (4)
polityka bałtycka
Rekomendacje postępowania w medycynie perinatalnej
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Jack! - wrzeszcza³a Karen, lecz jej g³os by³ ledwie s³yszalny w tymog³uszaj¹cym ha³asie.Zasypuj¹c trzymaj¹ce go d³onie kopniakami prawej nogi, Jack zdo³a³ siê uwolniæ.Przekozio³kowa³ po pod³odze, potykaj¹c siê dopad³ schodów i skoczy³ w górê,ostro uderzywszy siê w kolano.Karen otoczy³a go ramionami i wyszarpnê³a poza drzwi piwnicy.Chcia³a rzuciæ siêdo biegu i uciec z domu, ale Jack powiedzia³:- Wstrzymaj siê, zaczekaj, stój! - Zatrzasn¹wszy drzwi do piwnicy przekrêci³klucz w zamku.- To powinno je powstrzymaæ - wydysza³.- Ale one wylaz³y prosto z pod³ogi! - zaskowyta³a Karen.- Wylaz³y prosto zpod³ogi!Jackiem wstrz¹sa³y dreszcze.Nie wiedzia³, czy zostaæ na miejscu, czy rzuciæ siêdo ucieczki.Nie by³ pewien, czy bêdzie w stanie pobiec, nawet jeœli zechce.Jego cia³o utraci³o zdolnoœæ koordynacji ruchów.Karen sta³a nieco dalej odniego, ciasno obejmuj¹c swe piersi d³oñmi i patrz¹c na niego z niepewnoœci¹ iprzestrachem.- To musia³o byæ to, o czym mówi³ Randy - powiedzia³ Jack.Nawet jego g³osbrzmia³ jak g³os kogoœ obcego.- Wiesz, ten Lester.- Ale jak mog³o wyleŸæ z pod³ogi? Jak potrafi³o coœ takiego zrobiæ? Jackpotrz¹sn¹³ g³ow¹.- Nie wiem.Po prostu nie wiem.Ale i mnie do niej wci¹ga³o.A przynajmniejpróbowa³o.Czu³em to nogami, to znaczy ten ból.Nigdy jeszcze nie odczuwa³emtakiego bólu.Chcê ci powiedzieæ, ¿e ono naprawdê próbowa³o wci¹gn¹æ mnie w g³¹bpod³ogi.- To niemo¿liwe! - zaprotestowa³a Karen.- Oczywiœcie.To niemo¿liwe! Logicznie i naukowo niemo¿liwe.Ludzie nie mog¹przechodziæ przez lite œciany i ludzie nie mog¹ wynurzaæ siê z litych pod³Ã³g.- Co zrobimy? - spyta³a Karen.- Czy myœlisz, ¿e to schwyta³o Randy'ego?Jack opar³ siê plecami o drzwi piwnicy i zacisn¹³ powieki.Widzia³ tylko ow¹zielonkawoszar¹ twarz koloru cementu.Nie chcia³ nawet myœleæ, co mog³a zrobiæRandy'emu.- Jack, jeœli to schwyta³o Randy'ego.- powtórzy³a Karen.Otworzy³ oczy.- Mogê tylko modliæ siê, by tak nie by³o.Czy ty zdajesz sobie sprawê, jak tarzecz by³a silna? On nie mia³by ¿adnych szans.- Wiêc co zrobimy?- Nie wiem.Chyba wezwiemy policjê.- Bardzo chcia³ przestaæ siê trz¹œæ.Randy,mój biedny Randy! Spraw, Bo¿e, by to ciê nie z³apa³o; spraw, Bo¿e, byœ niecierpia³, jeœli to zrobi.Po chwili uda³o mu siê uspokoiæ.- ChodŸmy -powiedzia³ do Karen.Poci¹gn¹³ nosem i odchrz¹kn¹³.- Poszukajmy tego telefonu.O w³asnych si³ach niczego wiêcej dokonaæ nie mo¿emy.Przeszli przez hol w œwietlicy, kieruj¹c siê ku oran¿erii.Gdy przeciskali siêmiêdzy stolikami w œwietlicy, Jackowi wyda³o siê, ¿e znów s³yszy ów ci¹gn¹cy siêdŸwiêk.Szszszszsz.szszszszsz.szszszszsz wzd³u¿ œcian.- Pos³uchaj - powiedzia³, k³ad¹c rêkê na ramieniu Karen.Popatrzy³a na niegoszeroko otwartymi oczami.DŸwiêk umilk³, jakby ktoœ ich tropi³, a terazzatrzyma³ siê, czekaj¹c, co zrobi¹.Czekaj¹c, przygl¹daj¹c siê, wstrzymuj¹coddech.- Tylko siê st¹d wydostañmy - nalega³a Karen.- Nie, zaczekaj, Karen.Czy s³yszysz coœ?- Nic nie s³yszê i niczego nie chcê s³yszeæ.O, Bo¿e, Jack, jestem przera¿ona.Ale Jack stan¹³ absolutnie nieruchomo.Deszcz kapa³ przez pot³uczone szybkioran¿erii i szeleœci³ w krzakach laurowych ciemnego ogrodu.Ale by³ te¿ innydŸwiêk: cichy, sypki, jak starego gipsu, osuwaj¹cego siê za zesztywnia³¹ zestaroœci tapet¹; jak kogoœ ukrywaj¹cego siê za kotar¹ i nie œmiej¹cego nawetodetchn¹æ.Powoli, powoli Jack siê odwróci³.Œwietlicê zalega³ taki cieñ, ¿e prawie niczegonie by³o widaæ.Plecione fotele, przewrócone stoliki.Pó³ki na czasopisma, pe³nepo¿Ã³³k³ych gazet.Ale wyda³o mu siê, ¿e miêdzy szaf¹ na ksi¹¿ki i drzwiamidostrzeg³ coœ guzowatego na kremowo pomalowanej œcianie.- Jack - b³aga³a Karen.By³a ju¿ tak przera¿ona, ¿e niemal w szoku.Ale Jack bez s³owa zrobi³ parê kroków z powrotem, w stronê drzwi, niespuszczaj¹c z oka wypuk³oœci w œcianie.Odda³by wszystko za dzia³aj¹c¹ latarkê.- Jack, proszê - b³aga³a go Karen.- Czy masz mo¿e zapa³ki? - spyta³ Jack.Usta mia³ tak wyschniête, ¿e mówi³szeptem.- Zapa³ki?- Wiesz, o czym mówiê: zapa³ki.Takie do zapalania papierosów.- Zdaje siê, ¿e mam je w torebce.Ale zostawi³am j¹ w samochodzie.Jack zrobi³ jeszcze krok w kierunku drzwi.Nie chcia³ zbli¿yæ siê za bardzo.Ci¹gle bola³y go kostki od uœcisku d³oni, które z³apa³y go w piwnicy.Karen grzeba³a w kieszeniach p³aszcza.- Mam jakieœ ksi¹¿eczki zapa³ek.- To œwietnie, to znakomicie.- Jack siêgn¹³ rêk¹ za siebie, by wzi¹æ zapa³ki,ale nie spuszcza³ oka ze œciany.Otworzy³ ksi¹¿eczkê, przygi¹³ zapa³ki ikciukiem zapali³ wszystkie naraz.Wybuchnê³y jasnym p³omieniem.Podniós³ksi¹¿eczkê tak wysoko, jak tylko zdo³a³.W jej dr¿¹cym, krótkotrwa³ym œwietle ujrza³, ¿e pomalowana na kremowo œcianauwypukli³a siê w p³askorzeŸbê w kszta³cie m³odej, nagiej kobiety.Mia³a szerokiebiodra, du¿e piersi, w¹skie ramiona i twarz typu negroidalnego.W³osy stercza³yjej z g³owy, jakby promienie s³oñca.- O, mój Bo¿e - szepnê³a Karen.- O, mój Bo¿e, ona jest wprost w œcianie.Rzeczywiœcie, wygl¹da³o to tak, jakby œciana by³a zaledwie cienkim arkuszemb³yszcz¹cej, kremowej gumy, na któr¹ z drugiej strony napiera³a dziewczyna.Rozwarte oczy kremowej barwy patrzy³y na Jacka nieruchome; nie oddycha³a.- Kim jesteœ? - wyszepta³.Przez ca³e ¿ycie nie wyobra¿a³ sobie, ¿e mo¿na taksiê baæ.Dziewczyna nadal na niego patrzy³a, bez mrugniêcia, bez s³owa.- Kim jesteœ? - powtórzy³ Jack.By³a ¿ywa, bez ¿adnych w¹tpliwoœci.By³a ¿ywa i patrzy³a na niego.Ale jak mog³aznajdowaæ siê w œcianie?Jack z wahaniem podszed³ o dwa kroki bli¿ej.P³omyk ksi¹¿eczki zapa³ek dogasa³.- Kim jesteœ?! - krzykn¹³ do niej.- Gdzie jest mój syn? Nagle odwróci³a siê zlekkim dŸwiêkiem szszszszsz.Jack odskoczy³ przera¿ony.Ale nie próbowa³a goschwytaæ.Po prostu odwróci³a siê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.