Index
Bertin Joanne Ostatni Lord Smok
Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia
Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia (2)
C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 7 Ostatnia Bitwa
ENTER.1996 2001
Rosenberg Nancy Taylor Sedzia w matni
Zaburzenia psychosomatyczne w praktyce lekarskiej
chip 5
skycan
function.sprintf
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kubawasala.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .— Uwa­żam, że ko­niecz­niepotrze­bujemy nazwy.Tego.czy rze­czywi­ście potrafi pan kiero­wać tymczymś, Le­onar­dzie?— Wła­ściwienie, ale zamie­rzam szybko się na­uczyć.— Ito dobrej nazwy — uznał Rince­wind.Eks­plozjarozja­śniła mroczny od burzy hory­zont przed dzio­bem.Sza­lupy ude­rzyły wObwód i wy­buch­nęły gwał­tow­nym, jasnym pło­mie­niem.— Ito zaraz — dodał Rince­wind.— La­tawiec,praw­dziwy lata­wiec, to takie śliczne zwie­rzątko, jakby wie­wiórka.Potrafilatać, a wła­ściwie szybo­wać.My­ślałem o niej,kiedy.— Azatem „Lata­wiec” — zdecy­dował Mar­chewa.Spoj­rzał na przy­piętą przedfotelem listę i posta­wił ha­czyk przy jednym ele­mencie.— Czymam teraz odrzu­cić za­kotwi­czenie plan­deki?— Tak.Ehm.tak, proszę odrzu­cić — zgodził się Le­onard.Mar­chewa szarp­nąłdźwi­gnię.Pod nimi i z tyłu rozległ się gło­śny plusk, a po­temszum bardzo szybko sunącej liny.— Rafaprzed nami! Widzę skały! — Rince­wind pode­rwał się i wycią­gnąłrękę.Pło­mienielśniły na czymś niskim i nieru­cho­mym, oto­czo­nym pianą przy­boju.— Nie maod­wrotu — stwier­dził Le­onard, gdy to­nąca ko­twica ze­rwała z „La­tawca”plan­dekę niczym bre­zen­tową sko­rupkę z ogromnego jaja.Uniósłręce i zaczął ciągnąć za rozma­ite uchwyty i gałkijak or­ganista grający fugę.— KlapkiNa­oczne nr 1.zrzu­cone.Pęta.zrzu­cone.Pano­wie, kiedy po­wiem,każdy z was niech pocią­gnie za tę dużą dźwi­gnię obok siebie.Skały zbli­żałysię szybko.Biała woda na krawę­dzi nie­skoń­czo­nego wodo­spadu po­czer­wie­niałaod ognia i lśniła od bły­skawic.Po­szar­pane kamie­nie wy­rastałyjuż o kilka sążni, żar­łoczne niby zęby kroko­dyla.— Te­raz!Lustra.w dół! Dobrze! Mamy pło­mień! Teraz.co to było.Aha! Złapcie się czegoś mocno!Wśród trzaskurozkła­dają­cych się skrzy­deł, w ogniu smo­ków „Lata­wiec” uniósłsię z pękają­cej barki w burzę, ponad krawę­dziąświata. Jedy­nymdźwię­kiem był ci­chy szept rozci­nanego powie­trza.Rince­wind i Mar­chewawsta­wali z dygo­czącej podłogi.Ich pilot wpa­trywał się wokno.— Spójrz­ciena ptaki! Och, spójrz­cie na ptaki!W spo­kojnym,rozja­śnio­nym słoń­cem powie­trzu poza linią sztormu ptaki tysią­cami szybo­wałyi krążyły wokół latają­cego statku.Przy­wo­dziły na myśl wróblepróbu­jące atako­wać orła.I rze­czywi­ście statek wyglą­dał jakorzeł, który po­chwy­cił w wodo­spadzie gigan­tycz­nego łososia.Le­onard stałjak ocza­rowany, łzy ście­kały mu po policz­kach.Mar­chewadeli­katnie stuknął go w ramię.— PanieLe­onar­dzie.— Sąpiękne.Takie piękne.— PanieLe­onar­dzie, mu­simy piloto­wać to urzą­dzenie.Pa­mięta pan? Drugi stopień?— Słu­cham?— Arty­sta drgnął i frag­ment świa­domo­ści powró­cił do jegociała.— A tak, dobrze, oczy­wiście.— Usiadł ciężko w fo­telu.— Tak.żeby mieć pew­ność.Tak.Teraz, no, te­raz spraw­dzimy przy­rządy.Położyłdrżącą dłoń na dźwi­gni i oparł stopy na pe­dałach.„Lata­wiec”zato­czył się w bok w po­wietrzu.— Ojoj.Aha, teraz chyba mam.Prze­pra­szam.tak.Aj, prze­pra­szam.ojej.No, te­raz.Rince­wind,przez kolejne szarp­nięcie rzu­cony na okno, spoj­rzał na szeroką strugę wodo­spadu.Tu i tam,do samego dołu, ze ściany białej wody ster­czały wyspy wiel­kości gór.Lśniły wsłońcu.Między nimiprze­suwały się białe ob­łoczki.Wszę­dzie były ptaki — krążyły, szy­bowały, sie­działyw gniaz­dach.— Tam sąlasy.Te skały wyglą­dają jak malut­kie kraje.Są lu­dzie! Widzę domy!„Lata­wiec”skręcił w jakąś chmurę i Rin­cewind pole­ciał dotyłu.— PozaKra­wędzią żyją ludzie — powie­dział.— Pew­nierozbit­kowie — domy­ślił się Mar­chewa.— Tego.Chyba już wiem, o co w tym chodzi — ode­zwał się Le­onard,patrząc nieru­chomo przed siebie.— Rin­cewin­dzie, bądź tak miły i pocią­gnijza ten le­warek, dobrze?Rince­windspełnił prośbę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.