Index
przedwiosnie2 przedwiosnie zeromski
przedwiosnie4 wiatr zeromski
przedwiosnie3 nawlosc zeromski
Bogdanowicz Marta Psychologia kliniczna dziecka w wieku przedszkolnym (10)
gospodarka polska w xiii wieku
914 (4)
741 07 (2)
Pod redakcjÄ… Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (5)
19 (350)
www nie com pl 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .W sercu zostaje pusta ciemnica, miejsce, sk¹d odszed³ nawet ¿al, nawet wyrzut, niby miejsce w domu, z którego wciêto na barki i wyniesiono trumnê.Nie jest ju¿ wichrem, lecz topielcem wywleczonym za d³ugie mokre w³osy z niezg³êbionego odmêtu.Rêce ma zimne jak woda, nogi zdrêtwia³e, oczy z lodu, serce nieruchome i obojêtne bardziej ni¿ podwodny kamieñ, przez który spienione skacz¹ fale.G³owa spoczywa jakoby na czyjejœ d³oni dobrotliwej, zaznaj¹c ciszy i nicoœci.Tymczasem drzwi siê dawno otwar³y i dozorca wiêzienny, przest¹piwszy próg kaŸni, postawi³ obok Rafa³a posi³ek i wodê.By³ to.ch³op barczysty, w jakimœ wyszarzanym urzêdniczym kostiumie.Skoro tylko stan¹³ w progach, wiêzieñ przykuty zacz¹³ go o coœ b³agaæ jêcz¹c i skaml¹c.Dozorca przez czas pewien œmia³ siê oschle.Miamla³ przy tym ró¿ne wyrazy niemieckie i wêgierskie, polskie i s³owackie:- Die schwerste! Jo.Die schewerste! Die Kerkerstrafe des dritten Grades.: Ne mohu.Wiêzieñ znowu zaskomla³ jak pies.Stra¿nik ruszy³ ku niemu i kluczem ¿elaznym odemkn¹³ obrêcz, która w po³owie korpusu obejmowa³a skazañca.Zbój, spuszczony z ³añcucha, stan¹³ na nogi i zawy³ radoœnie.Wyci¹gn¹³ rêce do góry i rozprostowa³ zgiêty krzy¿.Dozorca cofn¹³ sil do drzwi i zapar³ je swoj¹ osob¹.Wtedy uwolniony zacz¹³ biegaæ w kó³ko po izbie, dzwoni¹c kajdanami rêcznymi i no¿nymi.Zawraca³ w miejscu i skaka³ a¿ do sufitu, zwinnie, pomimo kajdan, wyrzucaj¹c nogi.Splót³ rêce i za³o¿y³ je na ty³ g³owy.- No, Mocarny, potañcuj.Zbójnickiego!-mrucza³ dozorca œmiej¹c siê po swojemu.Góral puœci³ siê w tan.Przegina³ siê w ty³, ciska³ naprzód, wywija³ rêkoma i skaka³ w prawo, skaka³ w lewo, od jednej œciany do drugiej.Jego nogi w mgnieniu Ÿrenicy dokonywa³y b³yskawicznych skurczów i wygiêæ nie do uwierzenia.To elastycznie ginê³y, to znowu, jak doskona³a stal, ku³y kamienne p³yty posadzki.Prêdko, coraz wœcieklej miota³a siê jego oszala³a g³owa.By³a i pod stropem, i nad ziemi¹, lecia³a ko³em.Czarna koszula miga³a to tu, to tam.Z piersi wypada³ ob³¹kany krzyk, ptasie czy zwierzêce pogwizdywanie, pochutnywanie sylabowe, wilcze czy rysie.W pewnej chwili ten ogromny ch³op jednym skokiem znalaz³ siê we framudze okna.Nim dozorca zd¹¿y³ s³owo rzec, gest uczyniæ, wdrapa³ siê po murze, wszczepiaj¹c bose stopy w szczeliny miêdzy g³azami.Uchwyciwszy siê rêkoma ¿elaznych prêtów ma³ego okienka, zawis³ pod sufitem jak pantera.Jego wychud³a twarz, obwieszona pozlepianymi kud³ami, przywar³a do ¿elaznej kraty, a ca³e cia³o znieruchomia³o nagle i zastyg³o.- Mocarny! Halt! Mocarny, ja tobie mówiê! Nieder!-rycza³ dozorca chwytaj¹c go za bary.Góral nie poruszy³ siê i nie odpowiada³.Oczy jego by³y wlepione w widne na niebie, dalekie polskie góry.D³ugi, czarny policzek przywar³ do zardzewia³ych krat, w³osy zwis³y w tyle zadartej g³owy d³ugimi strzêpami jak nastroszone ptasie pióra.Tak wisz¹c w oknie zaœpiewa³, zakl¹³, zaszlocha³:Ej, wirsycku, wirsycku, ej, da³byk ciê oz³ociæ,E, kieby mi siê mog³a, ej, moja wola wróciæ!.By³ to krzyk przeci¹g³y, prawdziwy krzyk z g³êbi duszy, wo³aj¹cy na góry, które ¿yj¹ i czuj¹.Ca³e podziemie, ca³y zamek nape³ni³ ten g³os.Zdawa³o siê, ¿e zatrz¹s³ jego podmurowaniami i sufitem kowanym w skale.Dozorca siepa³ siê z wiêŸniem.Ten jakby zapomnia³, gdzie jest i co siê z nim dzieje, œpiewa³ jeszcze mocniej:Ej, wirsycku, wirsycku, ej, da³byk ciê oz³ociæ.- Mocarny! - wrzasn¹³ dozorca bij¹c go kluczami.Ej, wirsycku, wirsycku.Uda³o siê wreszcie stra¿nikowi grodu chwyciæ zbója za ko³nierz i zwlec na dó³.Stanêli obaj w smudze œwiat³a, tu¿ nad g³ow¹ Rafa³a.Góral wstrzyma³ pilnowacza i pokazuj¹c le¿¹cego spyta³ szeptem:- Có¿ to za cz³owiek?- A kto jego wie? Taki sam pewnie zbój z gór jako i ty.- To ta nie zbójnik.- No?- To jakisi sponiewierany ceper.Ka ta takiemu!.- A sk¹d¿e na nim cyfrowane portki zbójnickie, cucha i pas?- Czy ja wiem sk¹d? Moze kany ukrad.- Zbójom ukrad! To musi byæ chwat!- Chwaty som ta jest wselnijakie.Za chwilê góral, wt³oczony w obrêcz, przykuty do haka, na swoim miejscu siedzia³ ju¿ w kucki.Podbite obcasy stra¿nika zadŸwiêcza³y na chropawych g³azach, zgrzytnê³a zasuwa we drzwiach.Ucich³ odg³os kroków na schodach.Rafa³ od dawna ockn¹³ siê ju¿ by³ ze swego upadku, widzia³ taniec i s³ysza³ rozmowê.Wszystko, co przecierpia³, ca³e nieszczêœcie, którego udŸwign¹æ ju¿ nie móg³, zwali³ na g³owê towarzysza kaŸni.Gniew osobniczy wilka skupia³ siê w nim.Poczu³ w duszy now¹ si³ê, jakoby w mocnej d³oni poczu³ nagle jedlca ciê¿kiego miecza.Z wolna przez jego g³owê wali³a siê olbrzymia myœl, ¿e to jest mo¿e jeden z tych, którzy siê powa¿yli na ni¹, na tê, której ju¿ nie by³ w stanie wspomnieæ.Z³a krew zala³a mu mózg i ogniem dymi¹cym nape³ni³a ¿y³y.Wsta³ ze swego bar³ogu i twardymi krokami zbli¿y³ siê do górala.Czu³ w garœciach dzik¹ si³ê do zduszenia gardzieli, która przed chwil¹ nape³ni³a to miejsce pod³ym krzykiem.- S³uchaj! - rzek³ stoj¹c nad zbójem - zaduszê ciê jak psa! Jesteœ skuty.Nie ruszysz siê.Zaduszê ciê.Mów prawdê.Góral skuli³ siê, zwin¹³ w siebie.Patrza³ weñ z mroku stalowymi oczyma.Milcza³.- Dawno tu siedzisz?- Musi dawno!- Ile czasu?- Od siedmi roków siedzem.- Od siedmi.- powtórzy³ Rafa³ g³osem szyderczym, który siê z niego samego natrz¹sa³ jako wróg.Spyta³ jeszcze:- Za co siedzisz?- Za co? A tobie na co wiedzieæ?- Nie powiesz?- Co mi ta! C³eku! Powim.Za cóz byk mia³ siedzieæ, kiek dezenterowa³!- Kiedy?- He! Kie ja z wojska! Kês czasu, bracie.Wzieni me w halak.Kiecki nam ko³o usy pozaplatowali, portecki cyrwone dali i hybaj! Do pandurów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.