Index Król Fijewska Maria Psychologia podręczna Częć I Stan (3) abc.com.pl 8 biblia sat Strugaccy Arkadij i Borys Miliard lat przed koncem swiata glos (2) rozdzial 07 (286) Rice Anne Sluga kosci Krotoschin Huna Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 4 Smok na wojnie Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .A czyż nie muszą byćuznani za chorych ci, którzy działając przeciw Systemowi, podcinają gałąź, naktórej siedzi całe społeczeństwo? - A zatem -podsumowałem - Otianin o normalnym, zu nifikowanym wyglądzie, może byćpotraktowany jako nie mieszczący się w ramach definicji, jeśli odbiega od normypsychicznej? - Tak, lecz na pewno System nie może goskrzywdzić ani zlik widować.Podobnie dzieje się, gdy Otianin, psychiczniestandard owy, odbiega od normy fizycznej.W obu jednakże przypadkach, wnormalnym mieście osobnicy tacy nie znajdą warunków do życia.Wszystkie drzwibędą przed nimi zamknięte.Osobników, znaj dujących się na pograniczunormy, od czasu do czasu także spo tykają tego rodzaju szykany, choć kiedyindziej traktowani są normalnie.Jest to kwestia doskonałości urządzeńidenty fikujących. - Teraz, gdy wiesz już o nastyle, przybyszu - dodał inny Otianin - może potrafisz spojrzeć na naszącywilizację chłodnym okiem obcego, może wskażesz nam drogę wyjścia z tegoimpasu.Bo jeśli będzie to trwać dłużej, Otianie przestaną być istotamirozumnymi i staną się hodowlą zwierząt w idealnej, zautomaty zowanejoborze! - Czy inni, ci żyjący w miastach, nie zdają sobie z tego sprawy? Czy niemożna zaagitować ich, by po prostu zaczęli żyć inaczej, odzwyczajając sięstopniowo od do brodziejstw Systemu - spytałem dość naiwnie. - Oni się boją stracić to, co mają.Niektórzy możenawet podzielają nasze poglądy, ale są już tak rozleniwieni, że nie potrafią się niczemu przeciwstawić.Mają pełne zaufanie do Syste mu, bowszak nie zawiódł ich w gruncie rzeczy nigdy.Zlikwidował wszystkie plagi iniedostatki, stworzył idealne warunki bytowa nia! Oni po prostu nie chcąniczego zmieniać! - A gdyby tak.podważyć tozaufanie? - rzuciłem nagle, tknięty genialną myślą. -Jak? Jak to zrobić? - pytali jeden przez drugiego. -System musi ich zawieść.Przynajmniej pozornie.Możecie to zaaranżować w bardzoprosty sposób.Czy wszyscy na plancie znają, na przykład, wygląd waszychnajbardziej zaciętych wrogów sprzed lat, przybyszów, którzy chcieli was podbić? - Oczywiście.Każdy tu od dziecka straszony jestobrazkami z przeszłości.Najstraszniejsi byli dzicy Hinnowie z planety Mo. - Potraficie przebrać się za nich? - Przebrać? - No, włożyć nasiebie maski i stroje, jakie nosili? - Co to znaczy"stroje"? - To, co mam na sobie, na przykład. - Więc to nie jest tworem twojego organizmu? - Nie, to kombinezon! Bylizaszokowani.Okazało się bowiem, że to, co brałem za ich ubiór, stanowiłozewnętrzną powłokę ich ciał.Otianie nigdy nie znali odzieży! - Musicie zatem - tłumaczyłem im skwapliwie - przebraćsię za Hinnów i dużą gromada wtargnąć do paru miast, aby zobaczyło was jaknajwięcej obywateli.Reszta dokona się sama: plotką wyol brzymi wasząliczebność i wszyscy Otianie uwierzą, że System ich zdradził, wpuszczając naplanetę hordy dzikich Hinnów.Raz pod ważona wiara w niezawodność Systemunie da się odbudować.Tłumy Otian w popłochu opuszczą miasta, zaatakowane przezrzekomego wroga, przed którym nikt nie będzie ich bronił! Bo przecież każdyelement Systemu zidentyfikuje w was, mimo przebrania, najprawdzi wszychOtian, i żaden robot nie śmie podnieść na was łapy, a cały System zgłupieje, bona pewno nie jest w stanie zadecydować po czyjej stronie stanąć w wewnętrznejrozgrywce między Otianami! - Przybyszu! Głosisz namrzecz ogromnie ważką i cenną! Ratu jesz nas! Wypłoszywszy naszychotępiałych współbraci z ich wygod nych legowisk, zmusimy ich do prawdziwegożycia! A potem, gdy opuszczą miasta, wyłączymy System.Ogłupiałe,niekontrolowane roboty wytłuką się wzajemnie! - entuzjazmowali się Otianie,jeden przez drugiego.- Jesteś geniuszem. - Samibyście na to wpadli - powiedziałem skromnie.- Cała trudność polegała na tym, żenie znacie pojęcia ubioru, a tym samym pojęcia maskarady. - Ale.- zafrasował się nagle jeden z moichrozmówców.- W jaki sposób mamy straszyć naszych współbraci, gdy za atakujemymiasta? Czy mamy strzelać do nich z miotaczy? Chyba nie! Więc jak.? - Jak? - powiedziałem, zrywając się z miejsca.- Niewiecie? Ułamałem sporą, sękatą gałąź z pobliskiegodrzewa. - A tak, a tak! - krzyczałem, wymachującprzed sobą grubym kijem.- To jedyne, co zdolne jest obudzić śpiącą inteligencjęw rozumnej istocie! A walić, lać, tłuc! Po łbach, po łbach! powrót [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||