Index Norton Andre Czarodziejskie miecze Sienkiewicz Henryk Listy z podróży do Ameryki 19 (111) chip 5 www nie com pl 3 1 (49) 23 (274) Andrzej Sapkowski Ostatnie Życzenie Daniken Erich Z powrotem do gwiazd ENTER.1996 2001 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Twarz Bohuna powlok³a siê purpur¹, bo w tej chwili pozna³ Wo³odyjowskiego.Wstyd i zraniona duma zagra³ynaraz w nieustraszonym wata¿ce.Wspomnienie to ucieczki pali³o go jak ogieñ.By³a to jedyna nie starta plama najego s³awie mo³ojeckiej, któr¹ nad ¿ycie i nad wszystko kocha³.A nieub³agany Zag³oba ci¹gn¹³ dalej z zimn¹ krwi¹:– Ledwieœ i hajdawerków nie zgubi³, a¿ litoœæ tego kawalera tknê³a, i ¿ycie ci darowa³.Tfu! moœci mo³ojcze!bia³og³owsk¹ masz twarz, ale i bia³og³owskie serce.By³eœ odwa¿ny ze star¹ kniaziow¹ i z dzieciuchem kniaziem,ale z rycerzem dudy w miech! Listy tobie woziæ, panny porywaæ, nie na wojnê chodziæ.Jak mnie Bóg mi³y, naw³asne oczy widzia³em, jak hajdawerki oblatywa³y.Tfu, tfu! Ot i teraz o szabli gadasz, bo list wieziesz Jak¿e to namsiê z tob¹ potykaæ, gdy tym pismem siê zas³aniasz? Piasek w oczy, piasek w oczy, moœci mo³ojcze!.Chmiel dobry¿o³nierz, Krzywonos dobry, ale wielu jest miêdzy kozactwem drapichrustów!Bohun posun¹³ siê nagle ku panu Zag³obie, a pan Zag³oba zasun¹³ siê równie¿ szybko za panaWo³odyjowskiego, tak ¿e dwaj m³odzi rycerze stanêli przed sob¹ oko w oko.– Nie od strachu ja przed waæpanem ucieka³, ale by ludzi ratowaæ! – mówi³ Bohun.– Nie wiem, dla jakich tam przyczyn umyka³eœ, ale wiem, ¿eœ umyka³ – rzecze pan Micha³.– Wszêdy dam waœci pole, choæby tu zaraz.– Wyzywasz mnie? – pyta³ przymru¿aj¹c oczy Wo³odyjowski.– Ty mnie s³awê mo³ojeck¹ wzi¹³, ty mnie pohañbi³! mnie twojej krwi potrzeba.– To i zgoda – rzek³ Wo³odyjowski.– Volenti non fit iniuria – doda³ Zag³oba.– Ale któ¿ królewiczowi list odda?– Niech¿e was g³owa o to nie boli; to moja sprawa!– Bijcie siê tedy, kiedy nie mo¿e byæ inaczej – mówi³ Zag³oba.– Gdyby ci siê te¿ poszczêœci³o, moœci wata¿ko, ztym oto kawalerem – bacz, ¿e ja drugi stajê.A teraz chodŸ, panie Michale, przed sieñ, mam coœ pilnego powiedzieæ.Dwaj przyjaciele wyszli i odwo³ali Kuszla spod okna alkierza, po czym Zag³oba rzek³:– Moœci panowie, z³a nasza sprawa.On naprawdê ma list do królewicza – zabijemy go, to krymina³.Pomnijcie,¿e kaptur propter securitatem loci w dwóch milach od pola elekcji s¹dzi – a to wszak¿e quasi pose³! Ciê¿ka sprawa!Musimy siê chyba potem gdzie schowaæ albo mo¿e ksi¹¿ê nas os³oni – inaczej mo¿e byæ Ÿle.A znowu puszczaæ gowolno – jeszcze gorzej.Jedyna to sposobnoœæ oswobodzenia naszej niebogi.Gdy go nie bêdzie na œwiecie, ³atwiejjej odszukamy.Bóg sam widocznie chce jej i Skrzetuskiemu pomóc – ot, co jest! RadŸmy, moœci panowie.– Waœæ przecie znajdziesz jaki fortel? – rzek³ Kuszel.– Ju¿ to przez mój fortel sprawi³em, ¿e on sam nas wyzwa³.Ale trzeba œwiadków, obcych ludzi.Moja myœl jest,aby na Char³ampa zaczekaæ.Biorê to na siebie, ¿e on pierwszeñstwa ust¹pi i w potrzebie bêdzie œwiadczy³, jakoœmyzostali wyzwani i musieliœmy siê broniæ.Trzeba siê te¿ i od Bohuna wywiedzieæ lepiej, gdzie dziewczynê ukry³.Jeœli ma zgin¹æ, nic mu po niej – mo¿e powie, gdy go zaklniemy.A nie powie – to i tak lepiej, by nie ¿y³.Trzebawszystko przezornie i roztropnie czyniæ.G³owa pêka, moœci panowie.– Któ¿ siê bêdzie z nim bi³? – pyta³ Kuszel.– Pan Micha³ pierwszy, ja drugi – rzek³ Zag³oba.– A ja trzeci.– Nie mo¿e byæ – przerwa³ pan Micha³ – ja siê jeden bijê, i na tym koniec.Po³o¿y mnie, to jego szczêœcie –niech¿e jedzie zdrów.– O! jam mu ju¿ zapowiedzia³ – rzek³ Zag³oba – ale jeœli tak waszmoœciowie postanowicie, to ust¹piê.– No, jego wola, czy i z waæpanem ma siê biæ, ale wiêcej z nikim.– ChodŸmy tedy do niego.– ChodŸmy.Poszli i zastali Bohuna w g³Ã³wnej izbie, popijaj¹cego miód.Wata¿ka ju¿ by³ spokojny zupe³nie.– Pos³uchaj no, waæpan – rzek³ Zag³oba – bo to s¹ wa¿ne sprawy, o których chcemy z tob¹ pomówiæ.Waæpanwyzwa³eœ tego kawalera – dobrze, ale trzeba ci wiedzieæ, ¿e skoro pos³ujesz, to ciê prawo broni, boœ dopolitycznego narodu, nie miêdzy dzikie bestie przyjecha³.Owó¿ nie mo¿emy ci daæ pola inaczej, chyba przyœwiadkach zapowiesz, ¿eœ sam z w³asnej ochoty wyzwa³.Przyjedzie tu kilku szlachty, z którymi mieliœmy siêpojedynkowaæ – przed nimi to oœwiadczysz; my zaœ damy ci kawalerski parol, ¿e jeœliæ siê poszczêœci z panemWo³odyjowskim, tedy odjedziesz wolno i nikt ci nie bêdzie stawia³ przeszkód, chyba ¿e jeszcze ze mn¹ zmierzyæ siêzechcesz.– Zgoda – rzek³ Bohun – powiem przy owej szlachcie i ludziom moim zapowiem, aby list odwieŸli iChmielnickiemu powiedzieli; jeœli zginê, ¿em ja sam wyzwa³.A poszczêœci mnie Bóg z tym kawalerem s³awêmo³ojeck¹ odzyskaæ, tak i waæpana jeszcze potem na szabelki poproszê.To rzek³szy spojrza³ Zag³obie w oczy, a Zag³oba zmiesza³ siê nieco, kaszln¹³, splun¹³ i odrzek³:– Zgoda.Gdy siê z tym moim uczniem popróbujesz, poznasz, jak¹ ze mn¹ bêdziesz mia³ robotê.Ale mniejsza ztym.Jest drugie punctum, wa¿niejsze, w którym do sumienia twego siê odwo³ujemy, gdy¿ luboœ Kozak, chcemyciê jako kawalera traktowaæ.Waæpan porwa³eœ kniaziównê Helenê Kurcewiczównê, narzeczon¹ naszego towarzyszai przyjaciela, i trzymasz j¹ w ukryciu.Wiedz, ¿e gdybyœmy ciê o to zapozwali, nic by ci nie pomog³o, ¿e ciêChmielnicki pos³em swoim kreowa³, bo to jest raptus puellae, gard³owa sprawa, która by tu wnet s¹dzona by³a.Alegdy do bitwy masz iœæ i mo¿esz zgin¹æ, wejdŸ w siebie: co siê z t¹ niebog¹ stanie, gdy zginiesz? zali jej z³a i zgubychcesz ty, który j¹ mi³ujesz? zali j¹ pozbawisz opieki? na hañbê i nieszczêœcie wydasz? zali katem jej i po œmiercijeszcze chcesz zostaæ?Tu g³os pana Zag³oby zabrzmia³ niezwyk³¹ mu powag¹, a Bohun poblad³ – i pyta³:– Czego wy ode mnie chcecie?– Wska¿ nam miejsce jej uwiêzienia, abyœmy na wypadek twojej œmierci mogli j¹ odnaleŸæ i narzeczonemuoddaæ.Bóg bêdzie mia³ litoœæ nad twoj¹ dusz¹, jeœli to uczynisz.Wata¿ka wspar³ g³owê na d³oniach i zamyœli³ siê g³êboko, a trzej towarzysze pilnie œledzili zmiany w tejruchliwej twarzy, która nagle obla³a siê takim smutkiem tkliwym, jakby na niej nigdy gniew ani wœciek³oœæ, ani¿adne srogie uczucia nie gra³y i jakby ten cz³owiek tylko do kochania i têsknoty by³ stworzony.D³ugi czas trwa³omilczenie, a¿ wreszcie przerwa³ je g³os Zag³oby; który dr¿a³, mówi¹c nastêpne s³owa:– Je¿eliœ zaœ j¹ ju¿ pohañbi³, niech¿e ciê Bóg potêpi, a ona niech choæ w klasztorze znajdzie schronienie.Bohun podniós³ oczy wilgotne, roztêsknione i tak mówi³:– Jeœli ja j¹ pohañbi³? Ot, nie wiem, jak wy mi³ujecie, panowie szlachta, rycerze i kawalery, ale ja Kozak, ja j¹ wBarze od œmierci i hañby obroni³, a potem w pustyniê wywióz³ – i tam jak oka w g³owie pilnowa³, palca na ni¹ nieskrzywi³, do nóg pada³ i czo³em bi³ jak przed obrazem.Kaza³a precz iœæ, tak poszed³ – i nie widzia³ jej wiêcej, bowojna-matka trzyma³a.– Bóg to waœci na s¹dzie policzy! – rzek³ odetchn¹wszy g³êboko Zag³oba.– Ale zali ona tam bezpieczna? TamKrzywonos i Tatary!– Krzywonos pod Kamieñcem le¿y, a mnie do Chmielnickiego pos³a³ pytaæ, czy pod Kudak ma iœæ – i ju¿ pewnoposzed³, a tam, gdzie ona jest, nie ma ni Kozaków, ni Lachów, ni Tatarów – ona tam bezpieczna [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||