Index czesc 01 rozdzial 01 czesc 04 rozdzial 04 czesc 02 rozdzial 03 (3) rozdzial 07 (91) rozdzial 02 (20) rozdzial 09 (214) rozdzial 01 (289) rozdzial 17 (56) rozdzial 12 (52) rozdzial 03 (108) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Idź tędy.      Ruchem głowy wskazała kierunek.Poszedłem w tamtą stronę - co i tak zamierzałem - do miejsca, gdzie korytarz się rozszerzał.Czułem, jak drży na moim ramieniu i mruczy ledwie słyszalnie, jak to czasem czyniła.      Nagle zesztywniała i uniosła głowę, kołysząc nią lekko.      - Co się stało? - zapytałem.      - Myszy - odparła.- Myszy niedaleko.Muszę zapolować.kiedy już ci pokażę.tę rzecz.Śniadanie.      - Jeśli chcesz najpierw coś zjeść, zaczekam.      - Nie, Merlinie.Nie wolno ci się sspóźnić na to.co cię tu ssprowadziło.Czuję, że to ważne.Później.będę jadła.szkodniki.      Dotarliśmy do szerokiego, wysokiego fragmentu oświetlanego przez okna w stropie.Cztery wielkie elementy metalowej rzeźby - głównie z brązu i miedzi - wznosiły się wokół nas, ustawione asymetrycznie.      - Dalej - poleciła Glait.- Nie tu.      Na najbliższym rogu skręciłem w prawo i ruszyłem dalej.Po chwili trafiliśmy na kolejną ekspozycję.Przypominała metalowy las.      - Powoli teraz, sspokojnie.Wolno, ssłodki demonku.      Zatrzymałem się i przyjrzałem drzewom, jasnym i ciemnym, lśniącym i zmętniałym.Żelazne, aluminiowe, brązowe, wywierały niezwykłe wrażenie.Tej ekspozycji nie było, gdy szedłem tędy ostatnim razem, wiele lat temu.Nic dziwnego, naturalnie.Zmiany nastąpiły też w innych miejscach, które dziś mijałem.      - Teraz.Tutaj.Sskręć.Zawróć.Zagłębiłem się w las.      - Na prawo.Do tego wyssokiego.Stanąłem przed wygiętym pniem najwyższego drzewa po prawej stronie.      - To?      - Tak.Wpełznij.do góry.Proszę.      - Mam na nie wejść?      - Isstotnie.      - Dobrze.      Sympatyczną cechą stylizowanego drzewa.a przynajmniej tego stylizowanego drzewa.było, że wyginało się, nabrzmiewało, skręcało się tak, by łatwiej trafić na oparcie dla nóg i rąk, niż się z początku wydawało.Znalazłem chwyt, podciągnąłem się, oparłem stopę, podciągnąłem się znowu, pchnąłem.      Wyżej.Jeszcze wyżej.Zatrzymałem się jakieś trzy metry nad podłogą.      - Hm.Co mam robić, skoro już tu jestem? - spytałem.      - Wejdź wyżej.      - Po co?      - Sspokojnie.Dowiesz się wkrótce.      Podciągnąłem się jeszcze pół metra i wtedy je wyczułem.Nie tyle mrowienie, ile rodzaj ucisku.Bywa, że czuję tylko mrowienie, jeśli prowadzą do jakiegoś niebezpieczeństwa.      - Tu w górze jest przejście - oznajmiłem.      - Isstotnie.Leżałam zawinięta wokół gałęzi niebiesskiego drzewa, kiedy cieniomisstrz je otworzył.Zabili go potem.      - A zatem musi prowadzić do czegoś ważnego.      - Tak ssądzę.Nie umiem dobrze oceniać.ludzkich sspraw.      - Przeszłaś tam?      - Isstotnie.      - A więc jest bezpiecznie?      - Isstotnie.      - Dobrze.      Wspiąłem się jeszcze kawałek.Opierałem się sile, póki nie ustawiłem obu stóp na tym samym poziomie.Wtedy poddałem się ciągowi i pozwoliłem, by przejście mnie przeniosło.      Wyciągnęłem przed siebie ręce na wypadek, gdyby powierzchnia była nierówna.Ale nie była.Podłogę pokrywała przepiękna mozaika z kafelków czarnych, szarych, srebrnych i białych.Po prawej stronie był jakiś geometryczny wzór, po lewej wizerunek Otchłani Chaosu.      Jednak tylko przez moment kierowałem wzrok w dół.      - Boże wielki! - zawołałem.      - Miałam rację? To ważne? - spytała Glait.      - To ważne - potwierdziłem.Strona główna Indeks [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||