Index
czesc 01 rozdzial 01
czesc 04 rozdzial 04
czesc 02 rozdzial 03 (3)
rozdzial 07 (91)
rozdzial 02 (20)
rozdzial 09 (214)
rozdzial 01 (289)
rozdzial 17 (56)
rozdzial 12 (52)
rozdzial 03 (108)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • urodze-zycie.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Regis, swoimzwyczajem, zjawił się nie wiadomo kiedy, nie wiadomejak i nie wiadomo skąd.    - Pozwól - powiedział, wyciągając ze swej przepastnejtorby medyczne utensylia i instrumenty.- Ja się tym zajmę.    Gdy cyrulik odrywał opatrunek od rany, Jaskierzajęczał boleśnie.    - Spokojnie - rzeki Regis, przemywając ranę.- To nic.Trochę krwi.Tylko trochę krwi.Ładnie pachnie twojakrew, poeto.    I właśnie wówczas Wiedźmin zachował się w sposób,jakiego Milva nie mogła oczekiwać.Podszedł do konia iwyciągnął z przypiętej pod tybinką pochwy długi nilfgaardzki miecz.    - Odejdź od niego - warknął, stając nad cyrulikiem.    - Ładnie pachnie ta krew - powtórzył Regis, niezwracając na wiedźmina najmniejszej uwagi.- Nie wyczuwamw niej zapachu zakażenia, które w ranie głowy mogłobymieć fatalne skutki.Arteria i żyła nie naruszone.Terazzaszczypie.    Jaskier zajęczał, gwałtownie wciągnął powietrze.Mieczw dłoni wiedźmina zadrgał, zalśnił światłem odbitym odrzeki.    - Założę kilka szwów - powiedział Regis, nadal niezwracając uwagi ani na wiedźmina, ani na jego miecz.-Bądź mężny.Jaskier.    Jaskier był mężny.    - Już kończę - Regis zabrał się za bandażowanie.- Dowesela, trywialnie mówiąc, zagoi się.Rana w sam raz dlapoety.Jaskier.Będziesz chodził jak wojenny bohater, z dumnymbandażem na czole, a serca patrzących na ciebiepanien topić się będą jak wosk.Tak, iście poetyczna rana.Nie to, co postrzał w brzuch.Rozwalona wątroba, rozdartenerki i jelita, wylana treść i kał, zapalenie otrzewnej.No, gotowe.Geralt, już jestem do twojej dyspozycji.    Wstał, a wówczas Wiedźmin przystawił mu miecz dogardła.Ruchem tak szybkim, że aż umykającym oczom.    - Cofnij się - warknął do Milvy.Regis nie drgnąłnawet, choć sztych miecza delikatnie opierał się o jego szyję.Łuczniczka wstrzymała oddech, widząc, jak oczy cyrulikarozpalają się w mroku dziwnym, kocim światłem.    - No, dalejże - powiedział spokojnie Regis.- Pchnij.    - Geralt - stęknął z ziemi Jaskier, całkiem przytomnie.- Czyś ty do reszty zwariował? On uratował nas spodszubienicy.Opatrzył mi łeb.    - Ocalił w obozie dziewczynę i nas - przypomniała cichoMilva.    - Milczcie.Nie wiecie, kim on jest.    Cyrulik nie poruszył się.A Milva nagle z przerażeniemdostrzegła to, co powinna była dostrzec już dawno,Regis nie rzucał cienia.    - W samej rzeczy - powiedział wolno.- Nie wiemkim jestem.A pora, byście wiedzieli.Nazywam się EmielRegis Rohellec Terzieff-Godefroy.Żyję na tym świecieczterysta dwadzieścia osiem lat według waszego rachunku,sześćset czterdzieści dwa lata według rachuby elfów.Jestem potomkiem rozbitków, nieszczęsnych istot uwięzionychwśród was po kataklizmie, który wy nazywacieKoniunkcją Sfer.Uchodzę, delikatnie mówiąc, za potwora.Za krwiożercze monstrum.A teraz trafiłem na wiedźmina,który zawodowo para się eliminowaniem takich jakja.To wszystko.    - I wystarczy - Geralt opuścił miecz.- Aż nadto.Zmykajstąd, Emielu Regisie Coś Tam Jakoś Tam.Wynoś się.    - To niebywałe - zadrwił Regis.- Pozwolisz mi odejść?Mnie, będącemu zagrożeniem dla ludzi? Wiedźmin powinienwykorzystywać każdą okazję do eliminowania takichzagrożeń.    - Zjeżdżaj.Oddal się, i to szybko.    - W jak dalekie strony mam się oddalić? - spytałwolno Regis.- W końcu, jesteś wiedźminem.Wiesz o mnie.Gdy uporasz się już z twoim problemem, gdy załatwiszco masz do załatwienia, zapewne wrócisz w te strony.Wiesz, gdzie mieszkam, gdzie bywam, czym się zajmuję.Będziesz mnie tropił?    - Nie wykluczam.Jeśli będzie nagroda.Jestemwiedźminem.    - Życzę powodzenia - Regis zapiął torbę, rozwinąłpłaszcz.- Bywaj.Ach, jeszcze jedno.Jak wysoka musiałabyby być nagroda za moją głowę, byś zechciał się fatygować?Jak mnie wyceniasz?    - Cholernie wysoko.    - Łechczesz moją próżność.A konkretnie?    - Spieprzaj, Regis.    - Już.Ale przedtem wyceń mnie.Proszę.    - Za zwykłego wampira brałem równowartość dobregokonia pod wierzch.A ty przecież zwykły nie jesteś.    - Ile?    - Wątpię - głos wiedźmina był zimny jak lód.- Wątpię,by kogokolwiek było stać.    - Rozumiem i dziękuję - wampir uśmiechnął się, tymrazem odsłaniając zęby.Na ten widok Milva i Cahir cofnęlisię, a Jaskier stłumił krzyk przestrachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.