Index C. J. Cherryh Region węża Region węża (2) mcdeveloper Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (3) Jordan Robert Kolo Czasu t 4 cz 2 Ten Ktory Przychodzi Ze Switem wiedza i zycie3 net23 Deaver Jeffery Kolekcjoner kosci abc.com.pl 6 Eddings Dav |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Krzywi¹c siê dopi³a kawê, poprawi³a sobie smak kieliszkiem likieru i usiad³a, zas³uchana w grzmoty burzy.—- Sera — g³os Jima przestraszy³ j¹.Spojrza³a w stronê drzwi.— IdŸ do ³Ã³¿ka — poradzi³a mu.— Odpocznij.Zrobi³eœ, co tylko mog³eœ.Nie chcia³ odejœæ, ale pos³ucha³.S³ysza³a, jak cichn¹ na schodach jego kroki.Przez chwilê siedzia³a nieruchomo, zas³uchana w pieœñ majat, potem wsta³a i zesz³a na dó³ w ciemnoœæ piwnic.Otoczyli j¹ azi majat.Odepchnê³a ich i cierpliwie znios³a dotyk Robotnic i Wojowników.Znalaz³a strze¿one przez Wojowników drzwi.Otworzy³a je i dwóch stra¿ników azi podnios³o siê z krzese³ wewn¹trz pomieszczenia.Trzeci mê¿czyzna, zawiniêty w koce, le¿a³ skulony w k¹cie.— Rozmawia³am z Tallenem — poinformowa³a.— Jest bardzo zdenerwowany.Czy mogê coœ dla ciebie zrobiæ, ¿ebyœ mia³ tu wygodnie?Potrz¹sn¹³ g³ow¹.Nie chcia³ na ni¹ patrzeæ.Rozwi¹zali go.Sznury nie by³y potrzebne, gdy przy drzwiach sta³a podwójna warta.— Pracowa³eœ w ochronie transportu.Czy jesteœ na tyle rozs¹dny, by zrozumieæ, ¿e to, co widzia³eœ na tym œwiecie, nie jest normalne, ¿e sprawy wypad³y ze zwyk³ego biegu?Nadal nie odpowiada³, co w jego sytuacji by³o najrozs¹dniejszym wyjœciem.Usiad³a, oplot³a rêkami kolana i przyjrza³a mu siê uwa¿nie.— Zaryzykujê hipotezê, ser 113-489-6798, ¿e wszystkie wasze przedsiêwziêcia skoñczy³y siê pora¿k¹.Gdyby siê wam uda³o,Tallen by mnie rozpozna³ przy pierwszym spotkaniu.Rozrzuciliœcie azi po tym œwiecie i osi¹gnêliœcie tyle, ¿e zablokowa³o ich embargo, jeœli nie tutaj, to na Pedrze albo Jinie.A wiesz, co siê z nimi dzieje? Trafili do klatek, tak jak ty.Zamknêli ciê, kiedy przesta³y pracowaæ magazyny, jakieœ pó³ roku temu.Jak myœlisz, co siê stanie z tymi, którzy tkwi¹ tam od lat? Dla niektórych to ju¿ dwa lata.Co z nimi bêdzie? S¹dzisz, ¿e pozostan¹ zdrowi na umyœle? W¹tpiê.A wiesz, ilu azi ma156C.J.Cherryhdostêp do transmisji informacji poprzez interkomp? Ani jeden.Zmarnowaliœcie tylko ludzi.Jak ciebie.Wpatrzone w ni¹ oczy pod ogolon¹ czaszk¹.Chude d³onie przyciskaj¹ce kolana do piersi.Ju% nigdy, pomyœla³a, nigdy nie bêdzie cz³owiekiem, jakim móg³by byæ.M³odoœæ utracona w, takim przedsiêwziêciu.i nie tylko on jeden.Za³ama³by siê.Jak wiêkszoœæ, gdyby to majat stawiali pytania.Ale nie s¹dzi³a, by wiedzia³ cokolwiek o innych.— Majat zabili azi, którego miejsce zaj¹³eœ — odezwa³a siê znowu.— Czy trudno by³o eskortowaæ ³adunki?— Oni s¹ wszêdzie — szepn¹³ chrapliwie.— Farmy.to warowne obozy.Przez nich.Poczu³a ch³Ã³d.Kiwnê³a g³ow¹.— Widzia³eœ ich kiedyœ na otwartej przestrzeni?— Raz.Na polach.Odjechaliœmy tak szybko, jak tylko siê da³o.— Jak myœlisz, co by zrobili?— Czasem ginê³y transporty.Potem znajdywali ciê¿arówki.Nic wiêcej.Wolno kiwn¹³ g³ow¹.— To siê zgadza, ser Mundy.Wszystko pasuje.Dziêkujê ci.Teraz odpocznij.Przeœpij siê.Nikt ci nie bêdzie przeszkadza³.Je¿eli zostaniesz w tym pokoju, odwiozê ciê do Tallena ca³ego i zdrowego.Nie próbuj szczêœcia z moimi stra¿nikami.Zwyk³e draœniêcie przez majat jest równie œmiertelne jak uk¹szenie.Ale tutaj nie wejd¹.Wsta³a i wysz³a, przechodz¹c miêdzy Wojownikami.Drzwi zamknê³y siê za ni¹.Wyszuka³a jednego z wiêkszych majat, dotknê³a go, pog³adzi³a.— Wojowniku, du¿o azi w niebieskim kopcu? Broñ?— Tak.— Kopce zabiera³y azi i ¿ywnoœæ?Poruszy³ kleszczami, jakby zaniepokojony pytaniem.— Zabiera³y, tak.Czerwony kopiec zabiera, z³oci zabieraj¹, zieloni zabieraj¹, niebieski kopiec, tak.Zbieraæ du¿o, du¿o.Matka mówi bierzcie, chowajcie, nie dajcie innym kopcom.— Wojowniku, czy niebieski kopiec zabija³ ludzi?— Nie.Zabiera azi.Trzyma.— Du¿o azi.— ,Du¿o — zgodzi³ siê Wojownik.Jim siedzia³ na ³Ã³¿ku, rozciera³ sobie skronie i próbowa³ st³umiæ pulsuj¹cy ból g³owy.Nie wpadaj w panikê.Nigdy nie wpadaj w panikê.Stañ.Pomyœl.Myœlenie to dobra s³u¿ba.Dobrze jest dobrze s³u¿yæ.Rzadko pamiêta³ taœmy dos³ownie.Myœli po prostu tkwi³y w jego mózgu.Tej nocy pamiêta³ i walczy³ o tê pamiêæ.By³ niewyobra¿alnie zmêczony.Dziwne sprawy, dziwny œwiat.dr¿a³ pod ciê¿arem prze¿yæ.Region Wê¿a157Ten drugi Kontrin odszed³, odlecia³ na drugi koniec œwiata; przynajmniej tyle.Ale majat nie odejd¹, tak samo jak ten t³um azi.On jeden pozosta³ wyj¹tkowy.Wyczuwa³ to i z wysi³kiem trzyma³ siê tej myœli.Mia³ tutaj coœ swojego; oni nie.Mia³ ten pokój, to miejsce, które z ni¹ dzieli³.Inni tego nie mieli.Wsta³ w koñcu i podj¹³ odpowiednie dzia³ania — dzia³ania urodzonego cz³owieka.Wprawdzie na Klejnocie obowi¹zywa³y bardzo ostre przepisy dotycz¹ce osobistej higieny, to jednak nawet na górnych pok³adach nie by³o takich mo¿liwoœci jak tutaj.Wszed³ pod prysznic, namydli³ siê obficie raz, drugi, trzeci.ch³on¹³ z rozkosz¹ zapach, tak ró¿ny od gorzkiej woni detergentu p³yn¹cego automatycznie z kurków na pok³adzie azi, szczypi¹cego w oczy i nos.Dba³ o wygl¹d; uwa¿a³ to za swój obowi¹zek wobec niej, by nie odbijaæ siê zbyt mocno od tych wszystkich piêknych rzeczy, które posiada³a i z których pozwala³a mu korzystaæ.Ona by³a miar¹ dla ca³ego szerokiego œwiata, przez który ci¹gnê³a go za sob¹.Widzia³ bogatych ludzi, potê¿nych ludzi dr¿¹cych przed ni¹ ze strachu,' widzia³, jak boj¹ siê jej majat i jak s¹ jej pos³uszni.I ten drugi Kontrin, który traktowa³ j¹ z szacunkiem.A on by³ jej najbli¿szy.Poczucie w³asnej wa¿noœci uderza³o mu do g³owy jak wino.Na statku przera¿a³a go reakcja innych na jej obecnoœæ; nie wiedzia³, jak to jest: ¿yæ po drugiej stronie, wewn¹trz ochronnego pancerza.By³ w domu, wewn¹trz, a inni nie byli.Widzia³ nowe rzeczy, których szczegó³y wci¹¿ by³y dla niego zagadk¹, dla których nie mia³ nawet s³Ã³w, by je nazwaæ lub wspomnieæ, nie mia³ porównañ, prócz tych z taœm, jakie mu da³a.Odwiedzi³ z ni¹ miejsca, gdzie nie bywali nawet ci bogaci i potê¿ni ludzie, których widywa³ w salonie Klejnotu, ukazuj¹cy mu jedynie strzêpki w³asnego ¿ycia, os³oniêtego przedtem i potem kurtyn¹ mroku.Odszed³ stamt¹d w ten niewyobra¿alnie szeroki œwiat, w którym ¿yli urodzeni ludzie.A ona by³a przy nim, by siê nigdy nie zagubi³.Znów sta³ ponad klatkami azi, na wpó³ zapomnianymi, gdy¿ ca³y okres sprzed Klejnotu rozmywa³ siê w jego pamiêci, nieosi¹galny z teraŸniejszoœci, poniewa¿ by³ pozbawion¹ szczegó³Ã³w pustk¹.Dzisiaj spojrza³ w dó³, tak jak patrzy³ za dawnych czasów, lecz wiedz¹c, ¿e tym razem nie wraca po gimnastyce do swojej celi, do pó³-œwiata taœm szepcz¹cych w jego umyœle.Tym razem przyszed³, by spojrzeæ i odejœæ, za ni¹, a œwie¿e powietrze i œwiat³o usunê³y odór klatek.Lêk przed tym miejscem znikn¹³ na zawsze.Dziêki niej,By³a obok niego noc¹, kiedy œni³ o samotnoœci miêdzy œcianami celi, gdy widzia³ tylko jaskrawy blask reflektorów i spl¹tan¹ metalow¹ pajêczynê pomostów nad g³ow¹.gdy kuli³ siê w k¹cie, poniewa¿ tylko œcian móg³ dotkn¹æ, tylko o œciany móg³ siê oprzeæ i uspokoiæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||