Index 116 01 (6) appc (2) www nie com pl 3 105 05 (5) Koontz Dean Mroczne sciezki serca Two Towers Jordan Robert Kolo Czasu t 5 cz 1 Ognie Niebios pyl 208 04 (2) 2 (5) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Jeœli nawet wasi potomkowie przetrwaj¹ tak d³ugi czas, ponaszej wizycie z pewnoœci¹ pozostan¹ wówczas tylko niejasne legendy.Niemusimy pope³niaæ masowego mordu, nawet zak³adaj¹c, ¿e potrafilibyœmyzdobyæ siê na tak straszliwy uczynek, choæby i z najpowa¿niejszychpowodów!Po raz pierwszy Lark ujrza³ Ling bez maski cierpkiej ironii.Albo g³êbokowierzy³a w wypowiadane s³owa, albo te¿ by³a bardzo dobr¹ aktork¹.— Jak wiêc planujecie dokonaæ adopcji przedrozumnych gatunków, któreewentualnie tu znajdziecie? Z pewnoœci¹ nie mo¿ecie siê przyznaæ, ¿ezabraliœcie je z zamkniêtego œwiata.— Nareszcie inteligentne pytanie.— Chyba poczu³a ulgê.— Muszêwyznaæ, ¿e to nie bêdzie ³atwe.Na pocz¹tek trzeba je bêdzie umieœciæ winnym ekosystemie, wraz ze wszelkimi symbiontami, jakich mog¹potrzebowaæ, a tak¿e innymi dowodami, które wska¿¹, ¿e ¿y³y tam ju¿ odjakiegoœ czasu.Potem trzeba odczekaæ pewien okres.— Milion lat?Na twarz Ling powróci³ blady uœmiech.334— Nie a¿ tak d³ugo.Widzisz, istniej¹ dwa czynniki dzia³aj¹ce na asz¹korzyœæ.Jednym z nich jest fakt, ¿e na wiêkszoœci planet bioreje-:rystanowi¹ chaos filogenetycznych anomalii.Mimo zasad maj¹cychminimalizowaæ szkodliwy przep³yw krzy¿owy za ka¿dym razem, gdy owyklan gwiezdnych wêdrowców zdobywa prawa dzier¿awne do tkiegoœ œwiata,nieuchronnie sprowadza ze sob¹ swe ulubione roœliny zwierzêta, a tak¿eca³y zastêp paso¿ytów i innych pieczeniarzy.Na rzyk³ad glawery —wskaza³a g³ow¹ na poddawane badaniom zwierzê.- Jestem pewna, ¿e znajdziemy œwiadectwa z miejsc, w których ' przesz³oœciprzep³ywa³y podobne geny.Teraz Lark móg³ siê przelotnie uœmiechn¹æ.Nie wiesz nawet po³owy.— Widzisz wiêc — ci¹gnê³a Ling — ¿e nie ma wiêkszego znacze-ia, czyresztkowa populacja zostanie na Jijo, pod warunkiem, ¿e bê-ziemy mieliczas, by zmodyfikowaæ po¿yczon¹ grupê, sztucznie wiêkszaj¹c pozornetempo dywergencji genetycznej.To zreszt¹ i tak iê stanie, kiedyrozpoczniemy proces wspomagania.Jeœli wiêc nawet piraci przekonaj¹ siê wreszcie, ¿e glawery siê nie iadaj¹,mog¹ odlecieæ z jakimœ innym obiecuj¹cym gatunkiem i mieæ dez³y zysk zeswej zbrodni — Lark wszystko ju¿ teraz rozumia³.Lecz oni sprawiali wra¿enie ca³kowicie z siebie zadowolonych, jak ;dybyw ¿adnym wypadku nie uwa¿ali tego za zbrodniê.— A ten drugi czynnik? — zapyta³.— Ach, to jest prawdziwa tajemnica.— W ciemnych oczach kobie-ypojawi³ siê b³ysk.— Widzisz, tak naprawdê ca³a sprawa polega naimiejêtnoœciach.— Umiejêtnoœciach?— Umiejêtnoœciach naszych b³ogos³awionych opiekunów — w jej•³owach pojawi³ siê ton uszanowania.— Widzisz, Rotheni s¹ nieprze-Scignionymi mistrzami tej sztuki.Spójrz tylko na ich najwiêkszy dot¹dsukces.Ludzkoœæ.i Znowu wspomnia³a o tajemniczym klanie otaczanym najwy¿sz¹ czci¹przez ni¹.Ranna i pozosta³ych.Ludzie z gwiazd z pocz¹tku byliiowœci¹gliwi.Ling powiedzia³a nawet kiedyœ jasno, ¿e „Rotheni" to nie estprawdziwa nazwa.Z czasem jednak i ona, i pozostali okazali siê ardziejrozmowni, ca³kiem jakby nie potrafili ukryæ dumy.B¹dŸ te¿ nie obawialisiê, ¿e wieœci siê rozejd¹.335— WyobraŸ to sobie.Zdo³ali wspomóc ludzkoœæ w ca³kowitej tajemnicy,zmieniaj¹c subtelnie rejestry Instytutu Migracji w ten sposób, ¿eby naszojczysty swat.Ziemia, pozosta³ nietkniêty, le¿¹cy od³ogiem przezniewiarygodnie d³ugi okres pó³ miliarda lat! Ukrywali swe dyskretneprzewodnictwo nawet przed naszymi przodkami, pozwalaj¹c im wierzyæ wfantastyczn¹, lecz u¿yteczn¹ iluzjê, ¿e wspomagaj¹ siê sami!— To zdumiewaj¹ce — zauwa¿y³ Lark.Nigdy dot¹d nie widzia³, by Lingby³a tak o¿ywiona.Mia³ ochotê j¹ zapytaæ: „Jak mo¿na dokonaæ czegoœpodobnego?" Sugerowa³oby to jednak, ¿e w¹tpi w jej s³owa, a chcia³, bypozosta³a otwarta.— Oczywiœcie, samowspomaganie jest niemo¿liwe —powiedzia³.— Absolutnie.Wiadomo o tym ju¿ od legendarnych dni Przodków.Ewolucja mo¿e doprowadziæ gatunek do stadium przedrozumnoœci, ale tenostatni skok wymaga pomocy innych istot, które ju¿ go dokona³y.Ta zasadajest fundamentem cyklu ¿yciowego wszystkich tlenodysz-nych gatunków wPiêciu Galaktykach.— Dlaczego wiêc nasi przodkowie wierzyli, ¿e sami wznieœli siê nawy¿szy poziom?— Och, najbardziej domyœlni zawsze podejrzewali, ¿e otrzymaliœmypomoc z zewn¹trz.T³umaczy to g³êbiê uczuæ le¿¹cych u podstaw wiêkszoœcireligii.Ale prawdziwe Ÿród³o naszego daru rozumnoœci pozostawa³otajemnic¹ przez wiêksz¹ czêœæ okresu, w którym nasz¹ wêdrówk¹ kierowa³yukryte d³onie.Jedynie Dakkinowie — pierwotni prekursorzy naszej grupy —przez ca³y czas znali prawdê.— Nawet Rada Tergeñska.— Rada Terrageñska —jej g³os zabrzmia³ kwaœno.— Idioci kieruj¹cyZiemi¹ i jej koloniami w tych niebezpiecznych czasach? Ich upór nie mawiêkszego znaczenia.Nawet ta afera ze „Streakerem", przez któr¹ po³owafanatyków we wszechœwiecie wpad³a w sza³, domagaj¹c siê z g³oœnymwyciem krwi Ziemian, nawet to zakoñczy siê dobrze, bez wzglêdu nag³upców z Rady Terrageñskiej.Rotheni wszystkiego dopilnuj¹.Nie przejmujsiê.Lark siê nie przejmowa³.Nie wydarzeniami o takiej skali.Nie do tejchwili.Jej s³owa jednak bynajmniej go nie uspokoi³y.Mêdrcy odgadli ju¿ z wypowiadanych przez intruzów aluzji, ¿e jakiœpotê¿ny kryzys wywo³a³ chaos w Piêciu Galaktykach.Mog³o to nawet336t³umaczyæ, dlaczego genowi rabusie przybyli akurat teraz.Wykorzystalizamieszanie, by dopuœciæ siê drobnego w³amania.Co móg³ zrobiæ s³abiutki klan Ziemian, by wywo³aæ podobne poruszenie?— zastanowi³ siê Lark.Z pewnym wysi³kiem odepchn¹³ tê myœl od siebie.Temat by³ zbyt szeroki,by zastanawiaæ siê nad nim w tej chwili.— A kiedy Rotheni objawili prawdê tym.Dakkinom?— Dawniej, ni¿ mog³oby ci siê zdawaæ, Lark.Zanim jeszcze wasiprzodkowie odlecieli swym rozklekotanym, nabytym po cenie z³omugwiazdolotem, by podj¹æ g³upie, szalone ryzyko przybycia na ten œwiat.Wkrótce po tym, jak ludzkoœæ dotar³a w przestrzeñ miêdzygwiezdn¹, Rotheniwybrali garstkê mê¿czyzn i kobiet, by przekazaæ im swe s³owo.Tych, którzyju¿ przedtem dochowywali wiary i pe³nili niezachwian¹ stra¿.Niektórzy znich pozostali na Ziemi, by pomagaæ z ukrycia w kierowaniu gatunkiem, innizaœ odlecieli, by zamieszkaæ w radoœci wœród Rothenów i wspieraæ ich w ichpracy.— A na czym polega ta praca?Jej twarz przybra³a wyraz, jaki Lark czasem widywa³ u tych, którzywracali z pielgrzymki do Jaja, w tych b³ogos³awionych chwilach, kiedyœwiêty kamieñ wyœpiewywa³ swe pogodne harmonie.Wyraz twarzy tych,którzy doœwiadczyli czegoœ wspania³ego.— Na ratowaniu zaginionego, rzecz jasna.I pielêgnowaniu tego, co mo¿ejeszcze zaistnieæ.Lark obawia³ siê, by nie popad³a w kompletny mistycyzm.— Czy zobaczymy kiedyœ jakichœ Rothenów? Jej oczy zasz³y mg³¹, gdyduma³a o rozleg³ych po³aciach przestrzeni i czasu.Teraz zwróci³y siê kuniemu i zalœni³y ostro.— Niektórzy z was mog¹ ich zobaczyæ, jeœli im siê poszczêœci.W gruncierzeczy, niektórych z was mo¿e spotkaæ szczêœcie, o jakim nie œnili [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||