Index Lackey Mercedes Sluga magii Lackey Mercedes Cena magii Lackey Mercedes Obietnica magii Lackey Mercedes Lot strzaly Lackey Mercedes Strzaly krolowej Norton Andre Odrzucona korona 921 00 (3) Sejm RP Kodeks karny search (10) dzien (21) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Jestem tchórzem i g³upcem, nie rozumiem prawie nic z tego, co Œpiew Ognia usi³uje mi przekazaæ."- Teraz, kiedy wreszcie nabra³eœ w³aœciwego dla adepta koloru w³osów i przyzwoicie siê ubierasz, nie przynosisz wstydu k'Sheyna - mówi³ Œpiew Ognia do Mrocznego Wiatru, kiedy An'desha wci¹ga³ na mokr¹ skórê koszulê i spodnie, co okaza³o siê nie³atwe.- Nie wiem, co wtedy przyci¹gnê³o do ciebie Elspeth - twoje w³osy ufarbowane na kolor b³ota? Wygl¹da³eœ jak szalony pustelnik, nie Sokoli Brat.- Czy¿by? - Mroczny Wiatr podniós³ brwi i wykrzywi³ twarz, a potem prysn¹³ wod¹ na maga.- A kto powiedzia³ Elspeth, ¿e chcia³by wpleœæ w moje w³osy pióro? Chyba podoba³ ci siê wygl¹d.naturalny.Myœla³em, ¿e trafi³em w twoje upodobania.- Hm.- Œpiew Ognia odrobin¹ magii odes³a³ krople z powrotem do Mrocznego Wiatru.- Rzeczywiœcie tak jej powiedzia³em, gdy¿ mia³em nadziejê w ten sposób zachêciæ ciê do wiêkszej dba³oœci o swój wygl¹d.Mroczny Wiatr wyd¹³ wargi.- A ja ca³y czas wierzy³em, ¿e ci na mnie zale¿y!- Có¿, teraz, kiedy przypominasz wreszcie cz³owieka, a nie leœnego stwora.- Œpiew Ognia zamruga³ d³ugimi, srebrzystymi rzêsami do szczup³ego, umiêœnionego adepta k'Sheyna, który odpowiedzia³ pow³Ã³czystym spojrzeniem.An'desha patrzy³ przera¿ony, oszo³omiony i upokorzony.Wiedzia³, ¿e Sokoli Bracia nie krêpowali siê zbytnio okazywaæ uczuæ, ale.ale jak mog¹ to robiæ tutaj! Tu¿ przed nim! Jakby umyœlnie chcieli go zraniæ.Nie zas³u¿y³ na takie traktowanie!Poczu³ zimno i gor¹co na przemian, ¿o³¹dek zwin¹³ mu siê w supe³, a w gardle zasch³o.W mgnieniu oka zaskoczenie przemieni³o siê w coœ gorszego, mimo ¿e ci¹gle próbowa³ siê opanowaæ.Zaczerwieni³ siê gwa³townie.Jak mog¹? Jak œmi¹!Zacisn¹³ piêœci i szczêki, przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e wy³amie sobie zêby.Zd³awi³ okrzyk wœciek³oœci i bólu.Œpiew Ognia ci¹gn¹³ zabawê, nawet na niego nie spojrza³.An'desha poczu³, jak serce t³ucze mu siê w piersi, a¿ ca³e cia³o dygocze, szczêki bola³y od kurczowego zaciskania, krew szumia³a w uszach.Œpiew Ognia pochyli³ siê do Mrocznego Wiatru i wyszepta³ coœ, wywo³uj¹c wybuch œmiechu adepta.Po³o¿y³ rêkê na jego ramieniu.¯al i zazdroœæ wybuch³y ¿¹dz¹ mordu."Zabijê go!"Jeszcze nie wiedzia³, kogo, walczy³ ze œlep¹ furi¹, usi³uj¹c nie poddaæ siê jej, nie daæ siê ow³adn¹æ uczuciom.G³êboko w œrodku poczu³, ¿e budzi siê w nim coœ groŸnego, jak w¹¿ - p³ynie ¿y³ami i dociera do nerwów.Przez krótk¹ chwilê nie umia³ znaleŸæ celu dla ¿¹dzy zemsty, rozdarty miêdzy Œpiewem Ognia a Mrocznym Wiatrem.Jednak kiedy Mroczny Wiatr poruszy³ siê, jakby chcia³ wyrwaæ pióro z ogona swego ptaka, by je daæ Œpiewowi Ognia, ca³a z³oœæ zwróci³a siê w kierunku intruza.Jak on œmie!Nagle, kiedy znalaz³ cel, furia przekszta³ci³a siê w gotowoœæ do czynu.Wype³ni³a go ciemnoœæ, ¿¹daj¹c wypuszczenia na wolnoœæ, poczu³, jak budzi siê w nim moc, p³ynie na wezwanie - tak jak w czasie wœciek³ych magicznych ataków Zmory Soko³Ã³w, zatruta moc, która ka¿e mu wydrzeæ wnêtrznoœci Mrocznemu Wiatrowi i rzuciæ je prosto w twarz zdrajcy.wydrzeæ wnêtrznoœci.wydrzeæ.Nag³e olœnienie osadzi³o go tam, gdzie sta³, akurat w chwili, kiedy mia³ uwolniæ moc."Co ja robiê!"Zatrzyma³ siê przera¿ony, zdusi³ poryw emocji, rozproszy³ moc, pozwalaj¹c jej uciec tak szybko, i¿ pozosta³ dr¿¹cy - ju¿ nie z gniewu, ale z przera¿enia."Omal go nie zabi³em.""Omal.""O bogowie!"Wœciek³oœæ po¿ar³a sam¹ siebie, ze zduszonym szlochem An'desha odwróci³ siê i pobieg³ przez ogród.Wpad³ na drugie piêtro ekele, oœlepiony panik¹, d³awi¹c siê ³zami wstydu.W g³owie ko³ata³a mu tylko jedna myœl:"Mog³em go zabiæ.Mog³em.Prawie to zrobi³em."Rozpacz doda³a mu si³.Musi uciec daleko od ludzi, zanim stanie siê coœ gorszego.Czym by³? Czym siê sta³?"Potwór.Jestem potworem.Besti¹."Zmora Soko³Ã³w mia³ siê dobrze, ¿y³ w nim, czekaj¹c na okazjê, by wydostaæ siê znów na wolnoœæ - lub przeobraziæ An'deshê w takiego samego przera¿aj¹cego, wœciek³ego potwora, jak on sam.Nagle us³ysza³ za sob¹ szybkie kroki i u szczytu schodów odwróci³ siê, by odes³aæ natrêta, kimkolwiek by siê okaza³ - nikt nie powinien przebywaæ w pobli¿u, skoro kr¹¿y nad nim widmo Zmory Soko³Ã³w.Tylko tyle wiedzia³, niezdolny na razie do pozbierania myœli.Jednak nie zdo³a³ siê nawet odezwaæ - to Elspeth go goni³a, prawie depcz¹c po piêtach.Zmyli³y go ciche kroki jej bosych stóp, nie wiedzia³, ¿e by³a tak blisko.Nie zatrzyma³a siê, lecz przeskoczy³a ostatnie trzy stopnie i chwyci³a w ramiona, nie zwa¿aj¹c na mokr¹ tunikê.Ten prosty gest dokona³ reszty.O bogowie.An'desha opar³ g³owê na ramieniu Elspeth i rozp³aka³ siê, Elspeth trzyma³a go mocno, g³adz¹c po g³owie, jak dziecko, które obudzi³o siê z koszmarnego snu.Po chwili jej tunika nasi¹k³a ³zami, An'desha wtuli³ siê w mocne, przyjazne ramiona, szukaj¹c schronienia i oparcia, bezskutecznie próbuj¹c powstrzymaæ ³kanie.- An'desha, nic siê nie sta³o - powiedzia³a cicho.- Kochanie, to nie to, co myœla³eœ! Mroczny Wiatr i ja jesteœmy zwi¹zani wiêzi¹ ¿ycia i Œpiew Ognia o tym wie, zaœ Mroczny Wiatr wie o uczuciach Œpiewu Ognia do ciebie! To tylko przekomarzanie, nigdy by tego nie uczynili, gdyby wiedzieli, jak ciê rani¹! Myœleliœmy, ¿e jesteœ zmêczony i chcesz zostaæ sam.Œpiew Ognia od rana dokucza wszystkim wokó³.- Ale ty.- wychrypia³ przez œciœniête gard³o.- Ty.Jak odgad³a, o co chcia³ zapytaæ - nie wiedzia³.Ale odgad³a i odpowiedzia³a.- Pobieg³am za tob¹, gdy¿ siedzia³am na tyle blisko, by widzieæ twoj¹ twarz, ke'chara.To tylko zabawa.Teraz znêcaj¹ siê nad Kero.Nic nie mówi³eœ, spodziewaliœmy siê, ¿e kiedy odpoczniesz, do³¹czysz do nas.Nikt nie zauwa¿y³ twojego odejœcia.Nie pozwól, by takie drobiazgi tak ciê drêczy³y.Trzyma³a go w ciep³ym uœcisku, czu³, jak otacza go jej ¿yczliwoœæ.Pragn¹³ siê poddaæ jej dobroczynnemu dzia³aniu, chcia³, by go pocieszy³a.Jednak¿e g³êboko utajony strach nie stopnia³.Gorzej, ona wziê³a go za ura¿onego kochanka, a jego ucieczkê za wyraz zazdroœci, jak w g³upawej balladzie.Nie mia³a pojêcia, co siê naprawdê z nim dzia³o.Musi siê dowiedzieæ.Trzeba jej powiedzieæ.Przyczajony w nim Zmora Soko³Ã³w mo¿e przecie¿ zagroziæ jej ¿yciu - zagrozi, jeœli wydobêdzie siê na wolnoœæ.- To nie tak.- Powstrzymywa³ ³zy nap³ywaj¹ce znów do oczu.- Els.peth, to nie o to chodzi, nie czujesz? Rozgniewa³em siê, a wtedy.moc przejê³a nade mn¹ kontrolê i prawie go uderzy³em! Omal go nie zabi³em.Mrocznego Wiatru! - Odsun¹³ siê od niej, boj¹c siê, ¿e j¹ zarazi z³em, które nosi³ w sobie.- To Zmora Soko³Ã³w! - wyrzuci³ z siebie.- On ci¹gle tam jest, musi byæ, ci¹gle ma nade mn¹ w³adzê, a ja [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||