Index Bertin Joanne Ostatni Lord Smok Terry Pratchett 19 Ostatni Bohater Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia Jeschke Wolfgang Ostatni dzien stworzenia (2) C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 7 Ostatnia Bitwa 12 (7) CH54 12 (503) Jordan Robert Kolo Czasu t 6 cz 2 Czarna Wieza 21 02 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Wszystko zrozumiałeś? Wszystko, co ci powiedziałem? Haladdin tylko skinął głową - w gardle ugrzęzło mu coś chropowatego.- Nic więcej nie mogę ci dać.Wybacz.Tylko jeszcze ten pierścień.- Czy to przeze mnie? Przez to, że pan.dla mnie?- Nic nie jest za darmo, Haladdinie.Poczekaj.Pozwól, że się o ciebie oprę.O tak.Czas już się skończył, ale zdążyłem.Mimo wszystko zdążyłem.Nic więcej nie jest ważne.Dalej pójdziesz sam.Sharha-Rana jakiś czas milczał, gromadząc siły, potem zaczął mówić, a jego mowa niemal odzyskała poprzednią płynność:- Teraz zdejmę zaklęcia ze swego pierścienia, i.Jednym słowem - nie będzie mnie już.A ty weźmiesz go i Otrzymaszprawo, w razie potrzeby, działania w imieniu Kapituły.Pierścień Nazgula jest odlany z inoceramium: to bardzo rzadki metal szlachetny, o jedną trzecią cięższy od złota.Nie da się go z niczym pomylić.Ludzie boją się tych pierścieni i słusznie.Twój, natomiast, będzie czysty - żadnej magii, ale wiedzieć o tym będziesz tylko ty.Nie będziesz się bał?- Nie.Dobrze zapamiętałem twoje słowa: "Człowiekowi, który niczego się nie boi, nic nie może się stać".Czy to naprawdęstarożytna magia?- Najstarsza, starszej już nie ma.Nagle zrozumiał, że Sharha-Rana usiłuje się uśmiechnąć i nie może: ciemność pod jego kapturem, niedawno jeszcze zmiennai żywa jak nocny strumień, stała się podobna do brykietu z pyłu węgłowego.- Żegnaj, Haladdinie.Pamiętaj: masz w ręku wszystko, czego potrzebujesz do zwycięstwa.Powtarzaj to sobie jak zaklęcie i niczego się nie bój.A teraz trzymaj i.Odwróć się.- Żegnaj Sharha-Rana.Wszystko będzie dobrze, niech się pan nie obawia.Ostrożnie przyjął od Nazgula matowo połyskujący ciężki pierścień, posłusznie odszedł na bok i nie widział już, jak jego gość odrzuca kaptur.Dopiero gdy usłyszał za plecami jęk, przepełniony taką męką, że serce jego niemal się zatrzymało - oto co znaczy:"Cały ból Świata, cały strach Świata, cała rozpacz Świata"! - odwrócił się, ale w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Sharha-Rana, nie było już nic, prócz topniejących w oczach łachmanów czarnego płaszcza.- Czy to ty krzyczałeś?Haladdin obejrzał się.Błyskawicznie podrywający się na nogi przyjaciele - baron jeszcze odruchowo wodził dokoła siebie złowieszczo połyskującym Usypiaczem - ponuro wpatrywali się w niego, oczekując wyjaśnień.19Zapewne specjalista od tajnych operacji działałby inaczej, ale on takowym nie był i dlatego po prostu opowiedział im wszystko, nie obciążając, to jasne, umysłu orokuena wszelkimi "światami równoległymi".Tak więc, odwiedził go Nazgul - oto na dowód pierścień - i powiedział, że niby on, Haladdin, jest jedynym człowiekiem, który może przeszkodzić elfom planującymzamianę całego Sródziemia w swoją posiadłość, a ludzi w niewolników.W tym celu musi zniszczyć Zwierciadło Galadrieli.Termin - sto dni.Postanowił podjąć się tej misji - skoro tak się złożyło, że poza nim nie ma kto tego uczynić.Jak zacząć misję, nie ma pojęcia, ale może coś się wymyśli.Cerleg obejrzał dokładnie pierścień, ale do ręki - czy ja głupi?! - nie wziął.Strzeżonego Jedyny strzeże.Niewątpliwie lekarz wzniósł się teraz w jego oczach na niebotyczną wysokość.A Nazgule odwrotnie - spadły: posłać człowieka na pewną śmierć, to nic dziwnego, to naturalne, to wojna, ale postawić przed podwładnym z góry niewykonalne zadanie.Krótko mówiąc, prawdziwy frontowy oficer tak by nie postąpił.To szereg niewykonalnych zadań.Raz - przedostać się do Lorien, do którego nigdy jeszcze nie przeniknął żaden człowiek.Dwa - znaleźć w ostoi wroga, nie wiadomo gdzie, ukryty i zapewne dobrze chroniony obiekt, którego nie da się zniszczyć na miejscu.Trzy - wykraść obiekt, o wadze i wymiarach wykluczających kradzież, i cztery - taszczyć go na sobie, diabli wiedzą gdzie.W każdym razie, póki on, dowódca plutonu zwiadu kirithungolskiego pułku, Cerleg, nie otrzyma wyraźnego zadania, do tego czasu nawet palcem nie kiwnie.W te głupie zabawy: "Idź nie wiadomo dokąd, przynieś - nie wiadomo co" bawić się nie zamierza.To są pańskie problemy, panie konsyliarzu polowy drugiego stopnia - to pan, nawiasem mówiąc, jest starszy rangą.Tangorn rzucił krotko:- Jestem dwukrotnym pańskim dłużnikiem, Haladdinie.Tak więc jeśli "trzeci miecz Gondoru" może w czymś pomóc w tej misji, to jest on do pańskiej dyspozycji.Ale kapral ma rację: pchać się do Lorien, to zwyczajne samobójstwo.Odbierze nam to wszystkie szansę, co do jednej.Trzeba wymyślić jakiś manewr maskująco-mylący, a to, jak zrozumiałem, pańska domena.Wyszło więc tak, że położył się spać pod koniec nocy, jako dowódca trzyosobowego oddziału, przy czym obaj jego podwładni byli znakomitymi zawodowcami, nie to, co on, i oczekiwali od niego wyraźnie postawionego zadania, jakiego - niestety! - nie potrafił przed nimi postawić.Cały następny dzień Haladdin przesiedział w obozie przy strumyku; zauważył, że towarzysze nie nachalnie, ale skutecznie odsuwają go od wszelkich prac gospodarczych ("Twoje zadanie to myślenie"), i bardzo niezadowolony odnotował, że nie potrafi "myśleć na zamówienie" - żeby pękł.Kapral co nieco opowiedział mu o Lorien - miał przyjemność brania udziału w rajdzie po obrzeżu Złotego Lasu - o ścieżkach starannie obsadzonych słupkami, na których suszyły się czerepy nieproszonych gości; o śmiercionośnych pułapkach i lotnych oddziałach łuczników, zasypujących deszczem zatrutych strzał i natychmiast znikających bez śladu w nieprzebytych gęstwinach; o ruczajach, których wody wywołują u człowieka nieodpartą senność, i o złocisto-zielonych ptakach, które zbierają się stadami nad każdą żywą istotą i bezbłędnie demaskują ją swym cudownym śpiewem.Zestawiwszy to wszystko z tym, co opowiedział mu o upodobaniach i obyczajach leśnych elfów Sharha-Rana, zrozumiał, że społeczność elfów jest szczelnie zamknięta dla obcych, a próba przeniknięcia do Złotego Lasu bez miejscowego przewodnika skończy się na pierwszej mili.Przez jakiś czas obracał w myślach inny wariant, z wykorzystaniem szybowca, który, jak pamiętał Sharha-Rana, zostawił w DolGuldur skąd właśnie Mordorczycy dokonywali wcześniej rzadkich patrolowych lotów nad Lorien.No dobrze, doleci, niech nawet nie on sam, a ktoś, kto ma pojęcie o pilotowaniu do elfickiej stolicy i zdoła wylądować tam na jakiejś polanie.Niech nawet ukradnie, czy po walce porwie Zwierciadło.Przypuśćmy przez chwilę, że to się uda.Ale co dalej? Jak je stamtąd wyciągnąć? Szybowcowej katapulty tam nie ma, bo i skąd by się miała wziąć, poza tym, kto by ją uruchomił? Na dodatek nie ma na świecie takiego szybowca, który uniósłby ciężar dziesięciu cetnarów.Tak, od tej strony też nic nie wychodzi.Może wziąć do niewoli jakiegoś elfickiego notabla i zmusić go, by przeprowadził ich przez wszystkie pułapki Złotego Lasu? A ten zapewne wprowadzi ich natychmiast w zasadzkę.Spośród tego, czego dowiedział się o mieszkańcach Lorien, pewnikiem było, że elf przedłoży śmierć nad zdradę.Nie pominął również zapisków znalezionych wśród bagaży Eloara.Przeważały w nich zwyczajne notatki z podróży, jedynym treściwym tekstem był nie wysłany list, zaczynający się od słów "Kochana Mateńko!" i zaadresowany do "Lady Eornis, klofoeli Władczyni" [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||