Index Adam Smith An Inquiry Into The Nature And Causes Of The Wealth Of Nations MacDONALD, George The Portent Teby Lackey Mercedes Przesilenie drapieżcy 14 (2) 141 17 (5) Feliks W Kres Polnocna Granica Vonda McIntyre Opiekun Snu (8) 453 04 (2) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Co jeszcze? Móg³ sobie zorganizowaæ drugie ¿ycie, które wiód³ w tajemnicy pod innym nazwiskiem.Albo te¿ w strachu przed publicznym upokorzeniem pope³ni³ samobójstwo.Albo te¿, jak sugerowa³a Blanche, ktoœ móg³ go zamordowaæ, licz¹c na spore korzyœci.Mo¿e zrobi³ to, ¿eby zatuszowaæ znacznie powa¿niejsz¹ sprawê.Nic innego nie przychodzi³o mi do g³owy.No nie, w grê wchodzi³y jeszcze dwie ewentualnoœci.Amnezja, choæ przypomina³o to fabu³ê kiepskiego filmu z lat trzydziestych, i napad rabunkowy dokonany przez zwyk³ego bandytê, który potraktowa³ doktora zbyt ostro, a potem pozby³ siê cia³a.Pozostawa³a jeszcze mo¿liwoœæ, ¿e doktora zaaresztowano i osadzono w wiêzieniu, ale zgodnie z opini¹ detektywa Odessy jego nazwisko nie pojawi³o siê w ¿adnym systemie komputerowym policji.Dosz³am wiêc do wniosku, ¿e nie zosta³ zidentyfikowany jako sprawca przestêpstwa ani te¿ jako ofiara zbrodni pope³nionych przez innych.Przygl¹da³am siê uwa¿nie sporz¹dzonej liœcie.Pewnych ewentualnoœci nie by³am w stanie sprawdziæ.Jeœli na przyk³ad Dow nagle zachorowa³ lub zosta³ ranny albo zabity w jakimœ tragicznym wypadku, nie by³o mowy, ¿ebym siê o tym dowiedzia³a, jeœli ktoœ nie przeka¿e stosownych informacji.Policja zbada³a ju¿ wszystkie szpitale w okolicy.W tego typu przypadkach praca detektywa z ma³ego miasteczka (na dodatek dzia³aj¹cego w pojedynkê) jest wyj¹tkowo trudna.Nie mia³am dostêpu do informacji udzielanych przez linie lotnicze, urz¹d imigracyjny i celników, nie mog³am wiêc stwierdziæ, czy Purcell wsiad³ na pok³ad samolotu (poci¹gu lub statku) pod w³asnym nazwiskiem lub te¿ przybranym (pos³uguj¹c siê fa³szywym prawem jazdy lub paszportem).Jeœli nadal by³ w kraju, móg³ pozostawaæ w ukryciu, dopóki nie skorzysta³ z kart kredytowych, nie kupi³ ani nie wynaj¹³ nieruchomoœci, nie zwróci³ siê z proœb¹ o zainstalowanie telefonu, nie prowadzi³ samochodu z niewa¿n¹ rejestracj¹ lub te¿ w jakikolwiek inny sposób nie zwróci³ uwagi na siebie b¹dŸ swój pojazd.Nie móg³ g³osowaæ, wykonywaæ pracy, która wymaga³aby podania numeru ubezpieczenia, nie móg³ otworzyæ konta w banku.No i oczywiœcie nie móg³ praktykowaæ jako lekarz, a tak przecie¿ zarabia³ na ¿ycie przez ostatnie czterdzieœci lat.Oczywiœcie, jeœli uda³o mu siê sfabrykowaæ fa³szyw¹ to¿samoœæ, móg³ robiæ, co mu siê tylko ¿ywnie podoba³o, tak d³ugo, jak jego historia wydawa³a siê prawdopodobna, a podane przezeñ informacje nikomu nie wyda³y siê podejrzane.Jeœli tak by³o w istocie, to odnalezienie go po zaledwie dziewiêciu tygodniach graniczy³o z niemo¿liwoœci¹.Nie up³ynê³o po prostu doœæ czasu, by jego nazwisko mog³o siê gdziekolwiek pojawiæ.Jedynym wyjœciem z tej trudnej sytuacji by³y systematyczne rozmowy i wêdrówki od przyjaciela do przyjaciela, od kolegi do wspólnika, od by³ej ¿ony do obecnej, od córki do córki.Wszystko to w nadziei, ¿e wpadnê gdzieœ na jakiœ najmniejszy choæby œlad.Potrzebowa³am tylko maleñkiego pêkniêcia w materiale jego ¿ycia, które powoli zaprowadzi mnie do miejsca jego pobytu.Postanowi³am skoncentrowaæ siê na obszarach, nad którymi mia³am pe³n¹ kontrolê.Niedziela mija³a leniwie.Udzieli³am sobie jednodniowego urlopu i krêci³am siê po mieszkaniu, wykonuj¹c drobne prace.W poniedzia³ek rano wsta³am jak zwykle wczeœnie, w³o¿y³am dres i sportowe buty i tak wystrojona przebieg³am szeœæ kilometrów.Nad miastem wisia³y ciê¿kie chmury, a ocean mia³ barwê b³ota.Deszcz przesta³ ju¿ padaæ, ale chodniki by³y nadal wilgotne, i biegn¹c do domku na pla¿y, gdzie zazwyczaj zawraca³am, rozpryskiwa³am ka³u¿e.Wszêdzie pe³no by³o d¿d¿ownic, które le¿a³y na chodnikach niczym resztki zu¿ytego mopa.Miêdzy nimi snu³y siê œlimaki, przechodz¹c przez chodnik z ca³ym typowym dla niewini¹tek optymizmem.Musia³am ci¹gle patrzeæ pod nogi, ¿eby ¿adnego nie rozdeptaæ.Po powrocie do domu wziê³am torbê z rzeczami i pojecha³am do si³owni.Zaparkowa³am samochód na jedynym dostêpnym miejscu, wsuwaj¹c siê miêdzy pick-upa i furgonetkê.Ju¿ na parkingu s³ysza³am szczêk metalowych przyrz¹dów i pojêkiwania si³aczy mocuj¹cych siê z ciê¿arami.W œrodku dobiegaj¹ca z g³oœników muzyka rockowa walczy³a o pierwszeñstwo z porannymi wiadomoœciami migaj¹cymi na ekranie telewizora zawieszonego pod sufitem.Dwie kobiety æwiczy³y pracowicie na steperach, a trzecia oraz dwóch mê¿czyzn cierpliwie walczy³o z ruchom¹ bie¿ni¹ ustawion¹ na podwójn¹ szybkoœæ.Wszyscy patrzyli uwa¿nie w ekran.Wpisa³am siê na listê i spyta³am pracuj¹cego w recepcji Keitha, czy zna Clinta Augustine’a.Keith jest m³odym mê¿czyzn¹ po dwudziestce, z br¹zowym w¹sikiem i lœni¹c¹, ogolon¹ na zero g³ow¹.- Jasne, ¿e znam.Ty te¿ na pewno go tu widzia³aœ.Potê¿ny facet z jasnoblond w³osami.Pracuje zwykle o pi¹tej, tu¿ po otwarciu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||