Index Rice Anne Godzina czarownic Tom 4 Rice Anne Godzina czarownic Tom 1 Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 Rice Anne Godzina czarownic Tom 2 Ziemkiewicz, Rafał Godzina Przed Œwitem 52 (18) Patterson James Roze sa czerwone 129 02 (4) Follet Ken Wejsc miedzy lwy (3) 119 12 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Czu³em, ¿e jest niespokojny jak kot przeskakuj¹cy przez mur ogrzany s³oñcem.Nadal okazywa³ wyraŸny brak zaufania.- Porucznik lotnictwa, Scott Williams - przedstawi³ siê ch³odnym tonem.- Abymnie zdegradowaæ i zdymisjonowaæ, musia³by pan byæ admira³em.Wdrapa³em siê na pok³ad maszyny, usiad³em w fotelu i zatrzasn¹³em drzwi.Niepoda³ mi rêki.W zamian za to zapali³ ma³¹ sufitow¹ lampê i wykrzykn¹³:- Co pan ma na twarzy?- Nie podoba siê panu moja twarz?- Jest ca³a we krwi, setki ma³ych zadrapañ.- To pewnie szpilki sosnowe.Opowiedzia³em mu, co siê sta³o.- Po co przys³ano mi tak¹ wielk¹ maszynê? - spyta³em.- Mo¿na ni¹przetransportowaæ ca³y batalion!- Dok³adnie czternastu ludzi.Robiê ró¿ne zwariowane rzeczy, Calvert, ale nielatam na ma³ych helikopterach przy takiej pogodzie.Zbiorniki paliwa s¹ pe³ne.- Czy to znaczy, ¿e mo¿e pan lataæ przez ca³y dzieñ?- Mniej wiêcej.To zale¿y od szybkoœci.Czego pan ode mnie ¿¹da?- Trochê grzecznoœci.Przede wszystkim.A mo¿e pan po prostu nie lubi lotów oœwicie, co?- Jestem pilotem w ratunkowej s³u¿bie lotniczo-morskiej, Calvert.Ta maszynajest jedyn¹ jednostk¹ w bazie zdoln¹ do zwiadu podczas takiej pogody i doskonalezdajê sobie sprawê, ¿e w tej chwili, w tym rejonie, znajduj¹ siê ludzie, którzyton¹.I ¿e moim obowi¹zkiem powinno byæ odnalezienie ich i udzielenie pomocy.Tow³aœnie powinienem robiæ.Otrzyma³em jednak inny rozkaz.No wiêc, czego pansobie ¿yczy?- Czy pan myœli o „Moray Rose”?- Ach, wiêc pan o tym s³ysza³.Tak, w³aœnie o tym myœlê.- „Moray Rose” nie istnieje i nigdy nie istnia³a.- Sk¹d¿e znowu! Sam s³ysza³em komunikat.- Powiem panu tyle, ile konieczne.Muszê zbadaæ te okolice bez zwrócenia nasiebie uwagi.Dlatego w³aœnie wymyœli³em tê katastrofê morsk¹.- Czy to na pewno blaga?- Tak.- I móg³ pan nadaæ tê wiadomoœæ w programach radiowych i telewizyjnych.Dodiab³a! Zaczynam wierzyæ, ¿e móg³by mnie pan wyrzuciæ z marynarki!Uœmiechn¹³ siê i wyci¹gn¹³ do mnie rêkê.- Proszê mi wybaczyæ, panie Calvert.Scott Williams, Scotty dla przyjació³, dopañskiej dyspozycji.Co robimy?- Czy zna pan wybrze¿e i wyspy?- Jak w³asn¹ kieszeñ.Pe³niê tu s³u¿bê od osiemnastu miesiêcy.Akcje ratunkowe,naturalnie jeœli s¹ potrzebne, poza tym æwiczenia z armi¹ l¹dow¹ i marynark¹,poszukiwania zaginionych alpinistów itd.Du¿o pracujê z piechot¹ morsk¹.- A wiêc dobrze.Szukam miejsca, w którym mo¿na by by³o ukryæ du¿¹ motorow¹szalupê.Dwunasto - albo piêtnastometrow¹.W wielkim hangarze, pod drzewami wzatoce czy te¿ w przesmyku, w jakimœ dyskretnym miejscu, gdzie mo¿na rzuciækotwicê.Miêdzy wyspami Islay i Skye.Gwizdn¹³ przeci¹gle.- Piêkna odleg³oœæ.Te dwie wyspy dzieli od siebie kilkaset kilometrów wybrze¿a,nie licz¹c ma³ych wysepek.Trasa ta liczy sobie pewnie kilka tysiêcy kilometrów.Ile mi pan daje na to czasu? Miesi¹c?- Dziesiêæ godzin.A¿ do zachodu s³oñca.Mo¿emy z góry wyeliminowaæ wszystkiemiejsca zamieszkane, wszystkie miejsca nadaj¹ce siê do po³owu ryb i wszystkieszlaki regularnych po³¹czeñ morskich.To chyba zmienia sytuacjê?- Tak.A czego pan w³aœciwie szuka?- Powiedzia³em panu.Ukrytej szalupy.- Dobrze.Zreszt¹, to pañska sprawa.Sk¹d zaczniemy?- Polecimy na wschód, a¿ do wybrze¿a, nastêpnie na pó³noc.Po trzydziestukilometrach zawrócimy, tak by siê znaleŸæ w odleg³oœci trzydziestu kilometrów napo³udnie od miejsca startu.Potem zbadamy przesmyk Torbay oraz wyspy na zachód ipó³noc od Torbay.- Przez przesmyk prowadzi regularny szlak statków pasa¿erskich - zauwa¿y³.- Tak, ale p³ywaj¹ one tylko dwa razy w tygodniu.Eliminujê wy³¹cznie szlaki, poktórych statki kursuj¹ codziennie.- W porz¹dku.Proszê zapi¹æ pas i w³o¿yæ kask ze s³uchawkami.Porz¹dnie naswytrzêsie.Czy pan jest przyzwyczajony do morza?- Naturalnie.Po co s³uchawki? - Jeszcze nigdy w ¿yciu nie widzia³em takiegonakrycia g³owy, a tym bardziej takich s³uchawek.Dziesiêæ centymetrów œrednicy,trzy centymetry gruboœci, sporz¹dzone z porowatej gumy.Maleñki mikrofonzamontowany na stalowej sprê¿ynie przymocowany by³ do he³mu na wysokoœci ust.- Aby ochroniæ uszy - powiedzia³ porucznik.- Huk silników móg³by spowodowaæpêkniêcie bêbenków i by³by pan g³uchy przez co najmniej osiem dni.Proszê sobiewyobraziæ, ¿e znajduje siê pan w kuŸni, a dooko³a bije tuzin pneumatycznychm³otów.W³aœnie coœ takiego bêdzie pan s³ysza³.I rzeczywiœcie huk by³ w³aœnie taki, jak zapowiada³.Kiedy silniki siê obraca³y,i to z normaln¹ szybkoœci¹, straszliwy ³oskot dociera³ we wszelkie zakamarkimojego mózgu, przenika³ poprzez ka¿d¹ koœæ twarzy i czaszki, mimo ¿e za³o¿y³ems³uchawki.Wydawa³o mi siê, ¿e to po prostu s³uchawki s¹ do niczego.Wystarczy³ojednak odchyliæ je na u³amek milimetra, aby zrozumieæ, co mia³ na myœliporucznik Williams mówi¹c o pêkniêtych bêbenkach.Nie ¿artowa³.Có¿ z tego,kiedy nawet ze s³uchawkami na uszach po kilku godzinach czu³em, ¿e g³owa mipêka.Od czasu do czasu spogl¹da³em na ciemn¹, poci¹g³¹ twarz m³odego Walijczykasiedz¹cego obok mnie.Znosi³ ten ³omot nie trac¹c bynajmniej g³owy, i to wdodatku w ci¹gu wielu lat.Ja ju¿ po tygodniu kwalifikowa³bym siê do na³o¿eniakaftana bezpieczeñstwa.Otuchy dodawa³ mi tylko fakt, ¿e nie musia³em przebywaæna pok³adzie przez tydzieñ.Zaledwie osiem godzin.Zreszt¹ i tak wyda³y mi siêtak d³ugie jak rok przestêpny.Pierwsza czêœæ naszej wyprawy przynios³a pierwsze fa³szywe alarmy.Mia³o ichbyæ, niestety, du¿o wiêcej.Po dwudziestu minutach lotu spostrzeg³em wody ma³ejrzeki wp³ywaj¹ce do morza.Polecieliœmy w górê rzeczki.Przebyliœmy ze dwakilometry.Korony drzew rosn¹cych po obu stronach po³¹czy³y siê.- Chcê zobaczyæ, co tu jest - wykrzykn¹³em podekscytowany do mikrofonu.- Dobrze.Widzia³em miejsce nadaj¹ce siê do l¹dowania.Czterysta metrów st¹d.Tam si¹dê.- Ale po co? Ma pan wci¹garkê.Nie mo¿e mnie pan opuœciæ?- Gdyby pan wiedzia³ tyle co ja na temat wiatru wiej¹cego z szybkoœci¹osiemdziesiêciu kilometrów na godzinê w w¹skiej dolinie, z pewnoœci¹ by mi pantego nie zaproponowa³, nawet ¿artem.Chcê odstawiæ swój latawiec wieczorem dobazy.Zawróci³ i wyl¹dowa³ bez trudu w miejscu os³oniêtym ska³¹.W piêæ minut póŸniejdotar³em do drzew, a po nastêpnych piêciu wróci³em do helikoptera.- No i co?- Nic [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||