Index
Cizia Zyke Goraczka
Cizia Zyke Goraczka (2)
Cizia Zyke Sahara
Cizia Zyke Sahara (3)
rozdzial 04 (24)
abc.com.pl 9
Krotoschin Huna
Sienkiewicz Henryk Bez dogmatu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annkula.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Charlie, powiedz, gdzie jest ten Niger?- Zaraz pod pustynią, po Algierii.- Tam są Murzyni?- Uhm.- Są tak samo tępi jak ci, którzy mieszkają we Francji?- Nie.Tam są w swoim środowisku.Ci z buszu są fajni.Ciz miast są zepsuci.Za bardzo lubią pieniądze.Naśladują swoichkolonizatorów.Chociaż nie powinni.Zapala mecarillo i sięga ręką do tyłu, żeby wziąć jakąś butelkę.Mamy tu parę litrów anyżówki, whisky, koniaku, wina bordeaux,a także sery.Możliwości Christiana zadziwiają mnie.Pije, po czymsika.Odkąd jesteśmy w Hiszpanii, narzeka, że za granicą źle się jada.Christian nigdy nie wyjeżdżał z Francji.Będzie cierpiał w Afryce, jeślichodzi o jedzenie.- To prawda, że tam zjadają się między sobą?- Tak.Czasami.- O, kurwa.To cały Christian.Pojechał ze mną nie mając zielonego pojęciao tym, dokąd jedzie.Zaśmiewamy się bez przerwy.Od wyjazducałkowicie się odnaleźliśmy nawzajem.Magnetofon, dużej mocy,gra na cały regulator.Christian ubrany jest jak na letnisko, całyna biało i w tenisówkach.Nacisnął sobie na oczy małe słomianesombrero, co uzupełnia jego wygląd „a la mecarillo".- Dobry interes zrobiliśmy z tym wozem, nie?Fakt, że samochód zachowuje się bez zarzutu.Jeśli nie liczyćjakichś metalicznych, nie zidentyfikowanych stuków orazprzeciągu, silnik musi być w dobrym stanie.Pracuje równo.Nieznam się zupełnie na mechanice i Christian też nie.Podczaspostoju, jeszcze we Francji, obszedł samochód dookoła i powiedział:- Charlie, trzeba dbać o wóz, nalewać wody i sprawdzać poziom oleju.- Myślisz?- Jestem pewien.Poza tym, trzeba nalewać benzyny.Dał parę kopniaków w opony i zapewnił mnie, że są dobre.Podczas kontroli drogowej gliniarz doradził nam jednak, żebyje zmienić.Jazda na łysych oponach jest niebezpieczna, a w dodatkuzabroniona.Odparliśmy, że właśnie jedziemy to załatwić,i zmyliśmy się.***Christian ma prawo jazdy.Co do mnie, to miałem ich kilka.Niektóre kupiłem,, żeby dostać pozostałe, musiałem oszukiwać.Niemam pojęcia o znakach drogowych.Jedziemy bez przerwy, chyba że Christian chce się wysikać.Praktycznie prowadzę zawsze ja.W Barcelonie aptekarka trochęgłupsza od innych zgodziła się sprzedać mi bustai, i połykampigułkę za pigułką.- Co to za świństwo?- Tabletki na schudnięcie.- Po co to bierzesz?- W dużych dawkach to środek pobudzający.To mocniejszeniż speed.- No tak, to po prostu świństwo!I sięga za siebie po omacku, by złapać jakąś butelkę.***Przejazd samochodem przez kraj europejski nie ma w sobie nicinteresującego.Zamierzam jechać bez zatrzymania aż do Adraru, wrótdo tej pustyni, w którą chcę się zagłębić.Stąd to teraz dwa tysiącekilometrów.Szybko dojeżdżamy do Algeciras, hiszpańskiego portu,skąd wsiada się na prom do Maroka.Po dwugodzinnej przeprawie, w całości spędzonej w barze, lądujemyw Ceucie.Jest to hiszpańska enklawa na marokańskim terytorium.Całe miasto to strefa bezcłowa.Christian jest zachwycony okazją.Korzysta, żeby zaopatrzyć się w alkohole.Jego radość nie trwa długo.Zaraz po wyjeździe z miasta czekająna nas marokańscy celnicy w długim, brudnym baraku.Każą czekaćcałymi godzinami rodzinom obładowanym bagażami i tekturowymipudłami.Ci panowie postanowili obrzydzić nam życie.We wściekłośćwprawia mnie jakiś grubas, władczy, w nieświeżym mundurze.Jestpełen wyższości, podejrzliwy, i tracimy z nim godzinę.Rozpoczynadokładne przeszukanie.Znajduje butelki z alkoholem żąda swojejczęści.Odstępuję mu kilka.Już od pierwszej chwili ta świnia popsuła mi powrót do kraju.Urodziłem się w Maroku i spędziłem tam dzieciństwo.Zachowałemz tego okresu najlepsze wspomnienia.Tak bardzo cieszyłem się namyśl, że spędzę tam znowu kilka dni, a teraz już nic z tego.Postanowiłem przejechać przez Maroko i rwać prosto na południe.Christian nie jest zachwycony utratą swoich butelek i mamrocze cośw swoim fotelu.Pomimo fali nienawiści, jaka mnie ogarnęła,zwielokrotnionej pod wpływem bustai, staram mu się przedstawić innyobraz Maroka.Celnicy to po prostu gliniarze.Kraje trzeciego świata idyktatorzy, których tam zatrzęsienie, stawiają sobie za punkt honoru, byubrać w mundury najgłupszych ludzi w kraju.Im tyran jest silniejszy,tym większymi kretynami są jego psy.A na dole, nie dokształceni,otumanieni propagandą, prości ludzie mogą tylko się zamknąć doczasu, kiedy jeszcze silniejszy facet albo jeszcze większy szaleniecpotrafi wyrwać ich z tej bierności.***Przekraczamy masyw K'etama.Podekscytowany nie zwalniam naserpentynach górskiej drogi.Zaczynam odczuwać uboczne efektybustai.Kark mam obolały.Wszystkie mięśnie mi sztywnieją.Myślo jedzeniu napawa mnie wstrętem.Christian obżera się w oberży przyszosie.Ja kupuję sobie paczuszkę haszu od klientów, którzy palą bezprzerwy, i wypijam bez przyjemności miętową herbatę.A przecież tak dawno miałem ochotę na tę herbatę.Należy onado moich wspomnień z dzieciństwa spędzonego w Tarroudant, napustyni marokańskiego południa.Jedna z ostatnich rzeczy, jakiepamiętam, pochodzi z okresu deklaracji niepodległości.Mam dziesięćlat i siedzę pod stołem z moimi braćmi i siostrą.Na zewnątrzwszystkie okna udekorowane są czerwonymi flagami marokańskimi,z wyjątkiem okien naszego mieszkania.Mój ojciec, legionista,wywiesił barwy francuskie.Sam, z gołą głową i w rozpiętej koszuli,strzela z pistoletu.Matka podaje mu pełne magazynki i „koktajleMołotowa", które przygotowała.Oboje są przekonani, że tamciprzyjdą nas wyrżnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.