Index rozdzial 29 (21) tip2 (29) 29 (66) 29 (123) 29 (63) 5 (29) rozdzial 18 (55) rozdzial 11 (55) rozdzial 05 (55) 55 (3) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Przez ostatnie dni wiercili je w ciężkichmetalowych osłonach rurowych i mieli tylko nadzieję, że nie zostaną zgniecioneprzez napierającą skałę. Wszedł Dries Gloton z lordem Vorazem.Na środku pomieszczeniabył ustawiony stół dla czterech osób i obaj zajęli miejsca po jednej jegostronie.Mieli na sobie bardzo porządne szare garnitury.W rękach trzymalimnóstwo papierów i neseserków, które poukładali na stole.Wyglądali jak bardzowygłodzone rekiny. Zarówno Jonnie, jak i Sir Robert zachowywali się tak, jakby niezauważyli ich wejścia. - Coś panowie nie mają najlepszych humorów tego ranka zauważyłlord Voraz. - Jesteśmy ludźmi od miecza - odparł Sir Robert.- Nie chcemymieć nic wspólnego z kramarzami pieniędzy w świątyni! Nagłe zastosowanieangielskiego przez Sir Roberta spowodowało, że obaj niewielcy szarzy ludziemusieli skorzystać ze swych wokoderów. - Gdy tu wchodziłem, to zauważyłem, że wokół w okopachstrzeleckich było pół setki żołnierzy w białych tunikach i czerwonych spodniach- rzekł Dries Gloton. - Straż honorowa - wyjaśnił Sir Robert. - I mieli niezły asortyment broni - dodał Dries.A jedenpotężnie zbudowany facet wyglądał bardziej na zbója niż na oficera dowodzącegostrażą honorową. - Wolałbym, by pułkownik Iwan raczej nie słyszał tego, co panmówi - rzekł Sir Robert. - Czy pan zdaje sobie sprawę - zapytał Dries Gloton - że gdybypan pozabijał emisariuszy i nas, to stalibyście się narodem wyjętym spod prawa?Wszyscy wiedzą, gdzie się znajdujemy.Zaraz przyleciałoby tu dwadzieścia różnychflot wojennych i rozniosłoby was w pył. - Lepiej walczyć z obcymi flotami, niż dać się zarżnąć tylnikawałkami papieru - powiedział Sir Robert, gestem ręki wskazując na leżące nastole dokumenty.- Nie ma się czego bać jeśli będziecie mówić prawdę i grać znami fair.Wiemy, że to jest bitwa na rozum i spryt.Ale bitwa to jest bitwa imoże być krwawa.Lord Voraz zwrócił się do Jonnie'ego. - Dlaczego traktujecie nas w taki wrogi sposób, lordzie Jonnie?Zapewniam, że żywimy do pana jak najbardziej przyjacielskie uczucia.Bardzo panapodziwiamy! Mówił bardzo poważnie, więc prawdopodobnie była to prawda.-Ale bankowość to bankowość - zauważył Jonnie.A interes to interes.Czyż nietak? - Oczywiście! - wykrzyknął lord Voraz.- Jednakże czasamiwchodzą tu w grę także względy osobiste.W pańskim przypadku wchodzą one nawetna pewno.W ostatnich kilku dniach parę razy usiłowałem pana odnaleźć.Niedobrzesię stało, że nie mogliśmy porozmawiać przed dzisiejszym spotkaniem.Jesteśmybowiem pańskimi przyjaciółmi. - Doprawdy? - zapytał Jonnie lodowatym tonem. Gdy Jonnie mówił takim tonem, nawet szary niedźwiedź grizzlylub słoń by się wystraszył, ale nie lord Voraz. - Czy zdaje sobie pan sprawę, że kiedy planeta zostajesprzedana, to wraz z nią sprzedaje się wszystkich jej mieszkańców i całątechnikę? Czyżby nie czytał pan broszury? Pan i pańscy najbliżsi współpracownicyoraz wszystko, co wytworzyliście lub wynaleźliście, jest wyłączone ze sprzedaży. - Jakie to wielkoduszne - rzekł Jonnie z sarkazmem. - Ponieważ nie mieliśmy okazji, aby porozmawiać, a pozostaligoście, jak widać, się spóźniają - rzekł lord Voraz - mogę to panu terazpowiedzieć.Opracowaliśmy dla pana ofertę pracy.W Banku Galaktycznym stworzymydepartament techniki i mianujemy pana jego kierownikiem.Wybudujemy wspaniałąfabrykę w Snautch - jak pan wie, jest to stolica całego naszego Systemu -zaopatrzymy pana we wszystko, co niezbędne i będzie pan miał kontrakt do końcażycia.Gdyby suma, którą już panu proponowałem, wydawała się zbyt niska, tomożemy jeszcze na ten temat podyskutować.Nigdy nie zabraknie panu pieniędzy. - A pieniądze to wszystko! - rzekł Jonnie zgryźliwie.Obubankierów zdziwił jego ton. - Ależ oczywiście! - wykrzyknął lord Voraz.- Wszystko ma swojącenę! Wszystko można kupić! - Przyzwoitości i lojalności nie da się kupić - rzekł Jonnie. - Młody człowieku - powiedział surowo lord Voraz jestem pewien,że masz mnóstwo talentów i wspaniałe kwalifikacje, ale wykazujesz poważne brakiw dobrym wychowaniu! - Nigdy bym z nim nie rozmawiał takim tonem - ostrzegł VorazaSir Robert. - Och, przepraszam! - rzekł lord Voraz.- Proszę o wybaczenie!Może się zbyt zagalopowałem w.niesieniu pomocy! - To się chwali - powiedział mrukliwie Sir Robert i rozluźniłdłoń zaciśniętą na mieczu. - Widzi pan - wyjaśnił lord Voraz - wychodzimy z założenia, iżnaukowiec powinien być wynajęty przez firmę.Wszystkie jego wynalazki iosiągnięcia powinny więc być własnością firmy.Byłoby niedobrze gdyby naukowiecsam chciał iść swoją drogą i gdyby sam się zajmował swoimi sprawami i sam chciałwdrażać swe wynalazki.Wszystkie firmy i wszystkie banki, a z pewnością iwszystkie rządy, są co do tego całkowicie zgodne.Naukowiec powinien pobieraćspokojnie swe uposażenie, przekazywać patenty firmie i kontynuować swoją pracę.Tak to zostało ustalone.Gdyby jednak próbował zrobić inaczej, to całe życiespędziłby w salach sądowych.Wszystko to zostało szczegółowo ustalone. - A więc buty robione przez szewca należą do niego rzekł Jonnie- natomiast osiągnięcia naukowca należą do firmy lub do państwa.Rozumiem.Bardzo proste. Lord Voraz nie zwrócił uwagi na sarkazm w jego głosie.A możego nie dostrzegł [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||