Index
rozdzial 18 (27)
27 04
27 (239)
27 (10)
27 (16)
27 (155)
27 (14)
27 (25)
27 (77)
20 (27)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czas-shinobi.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Azobaczywszy wyraz twarzy Jonnie'ego, dodał: Ker powiedział, że porozwala im łby,jeśli którykolwiek mrugnie choćby powieką! Zostawili tam też tę starą kobietę zGór Księżycowych, żeby zadbała o ich pożywienie.A wszystkie twoje notatki sąbezpieczne.    Właśnie miał zamiar dodać.,tutaj", gdY zobaczył w drzwiachlorda Doma, więc zamilkł.    Lord Dom powiedział:    - Nie chciałbym się wtrącać w nie swoje sprawy.ale nie mogłemuniknąć podsłuchania waszej rozmowy.Czyżbyście pozostawili rejon konferencji, amoże cały kontynent, a może nawet całą planetę bez osłony powietrznej`.'    Jonnie wzruszył ramionami i wskazał na Sturmalonga.    - Jest przecież on i ja.    Lord Dom aż zadygotał z wrażenia.    Stormalong uśmiechnął się i powiedział:    - No cóż, to i tak dwa razy więcej niż było! Jeszcze nic takdawno był tylko on! - Wskazał ręką na Jonnie'ego.    Lord Dom wlepił zdumiony wzrok w Jonnie'ego.Młody człowiekwcale nie wyglądał na zaniepokojonego tą sytuacją.    Lord Dom wyszedł z pomieszczenia operacyjnego i opowiedział owszystkim swym kolegom, którzy zadecydowali.że lepiej będzie mieć na Jonnie'egobaczne oko.10    Jonnie stał za zewnątrz pomieszczenia operacyjnego i rozglądałsię dokoła po dolinie.Było tu teraz cicho.    Starsze dzieci chińskie uspokoiły już młodsze i ułożyły jespać.Psy siedziały cicho wyczerpane niedawnym podnieceniem.Wszyscy emisariuszeudali się bądź do swych apartamentów, bądź trzymali wartę przy związanymSchleimie.W polu widzenia nie było żadnego wartownika.Całe to miejscewyglądało na pogrążone we śnie, choć jeszcze nie było tak późno.    Komuś, kto się wychował w górskiej ciszy, taki spokój byłbardzo potrzebny.Mogła to być wprawdzie cisza przed burzą z piorunami.Ale narazie był spokój.    Wiele myśli naraz przebiegało przez głowę Jonnie'ego, wielepytań bez odpowiedzi.Któż to wiedział, jaki będzie wynik sądu emisariuszy;Jonnie im nie ufał! Co się stanie po tym "czasowym zawieszeniu" wojny? Cozastaną w Edynburgu? I w Rosji" A jeszcze pozostawał problem Psychlo! Stał sięon już czymś w rodzaju ćmiącego bólu zęba.Czy nadal istniała groźbakontrataku'' Czy jest to już może po prostu tylko widmo przeszłości: Ha!Przecież miał tę rzecz, na którą tak bardzo czekał.Miał instalacjętransfrachtu.I była gotowa do pracy.W powietrzu nie było żadnych samolotów inie pracowały żadne silniki.Psychlo! Zaraz załatwi się z tym problememzagrożenia.    Ruszył do konsoli zamaszystym krokiem, omal nie wpadając naAngusa.Szkot coś intensywnie przy niej majstrował.Nawet nie podniósł głowy,mimo to wiedział, że to był Jonnie.    - Podczas gdy ty załatwiałeś się ze Schleimem - powiedziałAngus, nie przerywając pracy - ja ustawiłem rejestrator obrazów na jednym zeszczytów górskich Tolnepu, żeby fotografował ten księżyc.Silniki odrzutowe niezakłócą teleportacji - robią to tylko silniki przestrzenne.Więc po prostuodpaliłem go.Ale miałem tylko jedną skrzynkę żyroskopową do dyspozycji.Dlategoteraz montuję drugą z części zamiennych.    Angus - powiedział Jonnie - musimy dowiedzieć się, co się stałoz Psychlo! Mamy potrzebne urządzenie i mamy teraz czas.    - Daj mi jeszcze pół godziny! - poprosił Angus.    Jonnie wiedział, że Angus nie potrzebuje pomocy, więc niezamierzał tracić czasu na czekanie.Po drodze do swego pokoju zajrzał doszpitala.Zostawiono tam pielęgniarkę, starszą już Szkotkę, która czuła się tymurażona.Spojrzała na wchodzącego Jonnie'ego.    - Najwyższy czas na zastrzyk i porcję sulfa dla ciebie - rzekłasurowo.    Jonnie wiedział, że nie powinien tam przychodzić.Ale chciałsię dowiedzieć, jak się czują ranni.Dwaj ranni, którzy mieli pęknięte czaszkileżeli jeszcze w łóżkach.Wydawało się, że czują się już dobrze.Także dwajkanonierzy armat przeciwlotniczych byli jak się zdawało - w niezłej kondycji.Wszyscy byli Szkotami i koniecznie chcieli być tam, w palącym się Edynburgu.Patrzyli więc ponuro na Jonnie'ego wściekli, że ich nie zabrał ze sobą SirRobert.    - Zdejmij ten swój kaftan! - warknęła pielęgniarka.    Odwinęła mu bandaże z ramienia i obejrzała rang.- Nie będziepo niej nawet blizny! - zawołała z rozczarowaniem.    Kazała mu połknąć porcję proszku sulfamidowego i dobrze popićwodą.Wbiła dobry cal igły w jego zdrowe ramię i wstrzyknęła piekącą witaminę BComplex.Zmierzyła mu temperaturę i puls.    - Jesteś w znakomitej formie! - wykrzyknęła i zabrzmiało to jakoskarżenie.    Jonnie jednakże zdążył już zdobyć w tym dniu pewnedoświadczenie w dyplomypi, więc spokojnie powiedział:    - Bardzo się cieszę, że zostaliście tu.Mogę bowiem potrzebowaćwaszej pomocy do obrony tego rejonu.    Po chwili zaskoczenia wszyscy się nagle ożywili.Odpowiedzieli,że może na nich liczyć.A kiedy Jonnie opuścił szpital, wszyscy z uśmiechemzaczęli dyskutować, w jaki sposób mogą mu pomóc.Nawet pielęgniarka sięuśmiechnęła.    Jonnie nie spodziewał się zastać w swoim pokoju Tsunga.AleTsung tam był.Układał właśnie na łóżku błękitną kurtkę i inne części garderoby,by Jonnie mógł się przebrać.Na widok Jonnie'ego schylił się w ukłonie i całypromieniał.Z rękami wsuniętymi w rękawy schylał się i podnosił jak pompa.    Próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił wyrazić tego poangielsku, więc nagle wypadł jak pocisk z pokoju i za chwilę wrócił zCzong-wonem.    - Patrzcie, to ty tu jesteś? - zdziwił się Jonnie.- A jużmyślałem, że jestem sam:    - Och, nie - odparł Czong-won.- Tylko Koordynatorzy odlecieli.Ale ponieważ mamy gości, więc zostałem ja, kucharz, elektryk i dwóch kanonierówdział przeciwlotniczych wyliczał na palcach.- Musiało zostać około dwunastuludzi.Mamy tylko jeden problem - zobaczył niepokój na twarzy Jonnie'ego, więcszybko dodał - chodzi o żywność.Myślałem, że będziemy musieli żywić tychemisariuszy, więc przygotowaliśmy się do serwowania najbardziej wymyślnychpotraw chińskich.Tymczasem okazało się, że oni nie jedzą naszego pożywienia.Mamy więc mnóstwo jedzenia, a nie ma go kto jeść.To bardzo źle!    Dla ludzi, którzy przez wieki musieli głodować w okrytychśniegiem górach, musiała to być sytuacja wręcz tragiczna.    - Nakarmcie dzieci! - polecił Jonnie.    - Och, już je nakarmiliśmy.Nawet i psy nakarmiliśmy.Ale wciążjeszcze mamy mnóstwo żywności.Powiem ci, co zrobimy.Jest jeszcze jeden pustyapartament, więc urządzimy w nim jadalnię i zaserwujemy ci wspaniałą kolację.    - Ale ja mam jeszcze coś do załatwienia - powiedział Jonnie.    - To żaden problem.Późna wieczerza jest nawet bardzo stylowa.Kucharz będzie zadowolony.Proszę.- Wybiegł z pokoju i po chwili przyniósłtacę z zupą i małymi pasztecikami nadziewanymi mięsem.- To są.nie ma takiegosłowa w psychlo.przekąski.Uzupełniają posiłki!    Jonnie uśmiechnął się.Gdyby miał tylko takie problemy, tożycie byłoby pławieniem się w słońcu! Usiadł na krześle i zaczął jeść przekąskę.Tsung.po ustawieniu małego stolika, znów zaczął się schylać w ukłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.