Index Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni elektronika praktyczna 09 1997 rozdzial 09 (214) rozdzial 09 (204) rozdzial 09 (16) rozdzial 09 (138) rozdzial 09 (167) rozdzial 09 (250) 05 (128) abc.com.pl 7 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Czy piek³o nie triumfuje, gdy zostawiam na przyk³ad ¿Ã³³tko przyschniête do brzegów szklanek, i, za ma³o ciep³ej wody u¿ywaj¹c, bezmyœlnie walam potem œcierkê do wycierania, a przez to wszystko rzucam liczne nasiona drobnych nieszczêœæ na dzieñ jutrzejszy?Czemu nie przeznaczy³em ¿adnego okreœlonego miejsca na przechowywanie szmaty do zmywania? Czemu to samotne, bezdomne i smutne szmacisko zawsze czemuœ na zawadzie stoi, po to, by uprz¹tniête z drogi, natychmiast czemu innemu znów wejœæ w drogê? Czemu sta³a siê ona mêk¹ oczu moich? Ile razy spojrzê na ni¹, zmartwieniem mi siê staje.Le¿y jak mokre brzemiê na mej duszy.Czemu?.Czemu? – Bo grzeszny jestem.Bo leniê siê znaleŸæ te wolne kilka minut, aby obraæ dla niej jakieœ sta³e miejsce, wygodne i rozs¹dne.Bo odmawiam w³¹czenia tej szmaty od zmywania do mojej religii, a przecie¿ ta religia œwiat ma obejmowaæ ca³y.Bo nies³usznie gardzê rzeczami poziomymi i drobnymi.Bo codziennie wypadam ze stanu ³aski i nie oddajê ka¿demu i wszystkiemu "tego, co jego jest" (obacz wypadek ze szmat¹).No, teraz ju¿ wiem zaprawdê, dlaczego jestem najgorszym z grzeszników.VIII.TROSKI TEGO ŒWIATAPomimo wszelkich moich usi³owañ "troski i k³opoty tego œwiata" przedostaj¹siê jednak do mojej warowni – do tej reduty, któr¹ w³asnymi rêkami wybudowa³emsobie na moczarach w Jersey.Po wiêkszej czêœci – jak to z k³opotami i troskamizawsze bywa – nie s¹ one tego warte, by siê zajmowaæ nimi.Czy mam kazaæ pokryæ mój dach, który przecieka, blach¹ lub dachówk¹, czy te¿ mam go sam dalej reperowaæ p³Ã³tnem woskowanym; czy w pewnym rogu przybiæ jeszcze kilka listew, i w jakim celu – s¹ to rzeczy dla mnie samego niejasne.Podobnie – jak i to, czy na nastêpne lato mam sobie sprawiæ zwyk³¹ kuchenkê gazow¹, czy te¿ mo¿e lepiej ³adniejsz¹ niklowan¹, za siedem i pó³ dolara; czy mam zbo¿e zasiaæ, czy zasadziæ kartofle; a je¿eli zbo¿e, to czy lepiej kupiæ, czy po¿yczyæ miarkê; kto bêdzie dogl¹da³ mych kur i go³êbi, gdy pojadê do Bostonu; czy bêdê mia³ jeszcze dosyæ czasu, aby siê nie tylko ogoliæ, lecz i ostrzyc, nim poci¹g odejdzie, czy mam jeœæ na œniadanie chleb przypiekany sam, czy te¿ z jajkami; czy dam sobie radê, czy nie dam jej sobie z tysi¹cem spraw, o których codziennie myœleæ trzeba i których doprawdy wstydzê siê przed obcymi?! Ca³y ten plebs myœli, te plany, kombinacje, ¿yczenia i kaprysy, troski i przes¹dy – du¿e i ma³e, potrzebne i zbyteczne – czasami ca³ym t³umem mnie nachodz¹ i duszê mi na poziom mot³ochu œci¹gaj¹ podczas tej pó³godzinki, gdy od moczarów brnê na stacjê, a bóstwo w swej dobroci czyni, co tylko mo¿e, aby mnie zaj¹æ i rozerwaæ promiennym widokiem wschodu s³oñca.Ach! a jak¿e pomykam w tê stronê i z powrotem po tej pustej, odludnej, wyje¿d¿onej drodze myœli! Od czasu do czasu naje¿d¿am wci¹¿ od nowa na jak¹œ jedn¹, a ci¹gle tê sam¹, star¹ zje³cza³¹ kwestiê, troskê lub z³y humor, i raczej pozwalam, ¿eby mnie to ca³e pospólstwo myœlowe zanudza³o, ni¿bym mia³ raz na zawsze pozbyæ siê energicznie bodajby jednej zbêdnej i natrêtnej impertynentki-myœli.Jak¿e wymijaj¹ce dajê odpowiedzi i wypracowujê myœlowe wybiegi niezdecydowania, zamiast natychmiast postanowiæ, co mam przez ca³y dzieñ odrobiæ.Jak ja sobie samemu przek³adam i t³umaczê: "Och, tam na miejscu w sklepie zobaczê, co mi te¿ przyjdzie na myœl w sprawie tej nowej miot³y" – lub – "mo¿liwe, ¿e kupiê sobie wiosenne palto, a mo¿e go nie kupiê" – tej zaœ myœli, która pytanie mi zadaje, odpowiadam: "Dobrze, dobrze, proszê znów kiedy zg³osiæ siê do mnie przy okazji".A w trzy minuty póŸniej ju¿ ona jest z powrotem; ja zaœ jak¿e namiêtnie i uporczywie ogl¹dam oczyma ducha moje biedne kury, nie karmione, nie oprz¹tane, zdychaj¹ce podczas bytnoœci mej w Bostonie!.S¹dzê, ¿e mo¿e dusza Marty biblijnej w ten sam sposób pe³na by³a trosk i myœli o pos³ugach.Jest przecie¿ wszystko jedno, o co siê cz³owiek k³opoce, czemu s³u¿y: czy chodzi mu o to, aby "do glansu wypucowaæ" star¹ pokrywkê od garnczka z roku trzydziestego po Chrystusie, czy wyszczotkowaæ surdut z 1900 roku tej¿e ery.Maria nie przez to obra³a sobie "lepsz¹ cz¹stkê", aby obowi¹zki swoje zaniedbywaæ mia³a, ale dlatego, ¿e siê nie zgodzi³a, aby to one j¹ opanowa³y i myœli jej na poziom pospólstwa sprowadzi³y.Ja zaœ nie jestem nigdy zabezpieczony od takich najœæ z ich strony – ze strony k³opotów i trosk, jak obdarte w³Ã³czêgi kr¹¿¹cych doko³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||