Index
07 (209)
209 01 (2)
01 (209)
www nie com pl 3
Zaklęci
Podpalacze ludzi
Flagg Fennie Smazone zielone pomidory (3)
Klemp Okultyzm ukryta strona życia
wiedza i zycie3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Te wielkie, szare bryły, milczące, leczgroźne, wydały mu się Parą olbrzymów.Z bliska dopiero stwierdził, że sąrzeczywiście wykute na kształt dwóch postaci ludzkich; dawna sztuka i potęgawyrzeźbiła w nich swój ślad i dotychczas, prażone słońcem i chłostane deszczemod niepamiętnych lat, zachowały podobieństwo, które im ongi narzuciło dłutorzeźbiarza.Na ogromnych cokołach, fundamentem zanurzonych w głębinie, stalidwaj kamienni królowie; po dziś dzień zatarte oczy i pobrużdżone, chmurne czołamieli zwrócone na północ.Każdy z nich wznosił lewą rękę, ostrzegając wymownymgestem odwróconej na zewnątrz dłoni, w prawej zaś dzierżył topór; na głowachmieli skruszałe hełmy i korony.Siła i majestat biły od tych milczącychstrażników dawno już nie istniejącego królestw.Trwożna cześć zawładnęła sercemFroda, pochylił się i zamknął oczy, nie śmiejąc podnieść wzroku, kiedy łódźzbliżyła się do stóp posągów.Nawet Boromir skłonił głowę, gdy łodzie, kruche ilekkie, mknęły jak drobne liście w odwiecznym cieniu tych strażników Numenoru.Tak wpłynęli w Ciemną czeluść wrót.   Po obu stronach wznosiły się ku niezmierzonej wysokościpionowe, straszne skały.Niebo zdawało się mętne i bardzo odległe.Grzmotczarnej wody rozlegał się echem, a wiatr gwizdał nad głowami wędrowców.Frodo,skulony na klęczkach, słyszał, jak Sam mruczy i lamentuje: "Co za miejsce!Okropność! Niech się tylko wydostanę żywy z tej łodzi, a nigdy palca od nogi niezamoczę nawet w sadzawce, nie mówiąc już o rzece!"   - Nie lękajcie się! - odezwał się za plecami głos brzmiącyobco.Frodo obejrzał się i zobaczył Obieżyświata, a zarazem nie Obieżyświata, bopo ogorzałym w wędrówkach Strażniku nie zostało śladu: u rufy siedział Aragorn,syn Arathorna, dumnie , wyprostowany, sterujący łodzią wprawnymi uderzeniamiwioseł.Odrzucił kaptur, wiatr rozwiał mu ciemne włosy, oczy jaśniały blaskiem:król wracał z wygnania do własnej dziedziny.- Nie lękajcie się! - powtórzył.-Od lat marzyłem, by ujrzeć podobizny Isildura i Anariona, moich pradziadów.Wich cieniu nic nie grozi Elessarowi, Kamieniowi Elfów, synowi Arathorna z roduValandila, syna Isildura, dziedzica Elendila.   Blask w jego oczach przygasł, gdy Aragorn jakby do siebietylko szepnął:   - Gdybyż tu był z nami Gandalf! Serce mi się wyrywa doMinas Anor i do murów mojej własnej stolicy! Lecz dokąd teraz pójdę? Ciemnaczeluść wrót była długa, wypełniał ją zgiełk wichru i spienionej wody, grzmiącejpo kamieniach.Skręcała nieco ku zachodowi, toteż początkowo łodzie płynęły wmroku; wkrótce jednak Frodo dostrzegł wysoki słup blasku rosnący z każdą chwilą.Słup zbliżał się szybko i nagle łodzie wypadły na jasne, szeroko rozlaneświatło.   Słońce, które przed wielu godzinami minęło już zenit,błyszczało na wietrznym niebie.Spętany nurt wyzwalał się tu i rozlewał bladym,wydłużonym owalem jeziora, zwanego Nen Hithoel i zamkniętego wśród szarychwzgórz o stokach pokrytych lasem, lecz wierzchołkach łysych i lśniących zimno wpromieniach słońca.U ich odległego południowego krańca wystrzelały trzy ostreszczyty.Środkowy, nieco wysunięty naprzód i odosobniony, tworzył wyspę objętąjasnymi, połyskliwymi ramionami rzeki.Z wiatrem niósł się daleki, lecz potężnyhuk, jakby grzmot przewalał się w oddali.   - Spójrzcie! To jest Tol Brandir - rzekł Aragorn wskazującwysunięty szczyt.- Z lewej strony wznosi się Amon Lhaw, z prawej - Amon Hen,Góra Nasłuchu i Góra Wypatrywania.Za czasów Wielkich Królów były na ichszczytach strażnice i trzymano tam straże: Podobno od tych dni noga człowiekaani zwierzęcia nie postała na Tol Brandir.Nim zapadnie noc, znajdziemy się ustóp tych gór.Słyszę nieustające wołanie wodogrzmotów Rauros.Drużyna wypoczęłanieco, zdając się na nurt, który niósł łodzie środkiem jeziora ku południowi.Wędrowcy pożywili się, a później chwycili za wiosła przyspieszając żeglugę.Cieńokrył zbocza zachodnich gór, słońce przybrało postać czerwonej kuli.Tu i ówdziebłysnęła przymglona gwiazda.Trzy ostre szczyty majaczyły na wprost przedżeglarzami, coraz ciemniejsze w zapadającym zmroku.Rauros huczały potężnie.Nocjuż zasnuła fale rzeki, gdy wreszcie łodzie znalazcy się w cieniu gór.   Skończył się dziesiąty dzień spływu.Pustkowie zostało zanimi.Teraz już musieli rozstrzygnąć i wybrać drogę: wschodnią albo zachodnią.Zaczynał się ostatni etap wyprawy.następny    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.