Index Zelazny Roger Amber 09 Rycerz Cieni elektronika praktyczna 09 1997 rozdzial 09 (214) rozdzial 09 (204) rozdzial 09 (16) rozdzial 09 (138) rozdzial 09 (167) rozdzial 09 (250) show user info appendixc (2) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Z tego samego powodu słyszałem tam jedynieultradźwięki. Naraz, już po raz drugi, przyszedł mi na myśl fragmentpamiętnika Teny z opisem niezwykłej sceny naszego spotkania u wylotu kanału.Tena zanotowała w pamięci dostatecznie dokładny obraz moich błyskawicznychruchów w mieście.Przedstawiły jej się one jako bardzo krótkotrwałe mignięcieczarnej, rozmazanej plamy, która zniknęła gdzieś i natychmiast wróciła do niej,by się zarysować na tle ściany czarną plamą o kształcie ludzkiej sylwetki (wtedywłaśnie stałem dość długo przy fotografującym).Przypadek ten pozwalał mi nawyciągnięcie dwóch ważnych wniosków: Po pierwsze, miałem już wreszcie pewność,że miasto było autentyczne (inaczej Tena nie mogłaby mnie w nim zobaczyć), a powtóre - na przekór rozumowaniom przeprowadzonym na papierze, które prowadziłymnie do przeciwnego wniosku - nie musiałem się już przejmować, że poraziłem wnim z miotacza kilkunastu ludzi, bo przecież Tena - też tam oświetlona - na nicprzypominającego chorobę popromienną w pamiętniku swoim się nie uskarżała. Aby być lepiej przygotowanym do ewentualnego sprawozdania,którego w każdej chwili mógł ode mnie zażądać Lendon, wykonałem jeszcze kilkaprostych rachunków.Rzeczywiście, bezwładność powietrza w mieście równa byładokładnie bezwładności rtęci ze schronu.Podczas nurkowania w nim napotykałemwięc na opór prawie czternaście razy większy niż przy ruchach w wodzie.Tuleżało wyjaśnienie mojego wyczerpania.Panująca w mieście grawitacja też nienasuwała większego problemu: z mojego - relatywistycznego - punktu widzeniaprzyśpieszenie ziemskie było tam doprawdy znikome (wynosiło jedną dziesiątąmikrona na kwadrat sekundy), co - razem z równie znikomym ciśnieniematmosferycznym i siłą wyporu, które podobnie jak przyśpieszenie ziemskie byłyfunkcjami zwolnionego czasu - sprawiało w sumie, że - praktycznie biorącznajdowałem się tam w stanie nieważkości. Wróciłem do sprawy katastrofy.Zegary miasta wskazywały obecniegodzinę trzecią trzynaście i czterdzieści jeden sekund.Mijała tam właśnie wżółwim tempie czterdziesta druga sekunda.Do chwili wstrząsu, poprzedzającegokatastrofę, brakowało jeszcze tylko pięciu minut i osiemnastu sekund."Tylko" -z punktu widzenia zagrożonych, natomiast "jeszcze" - gdy myśleli o tym uratowaniw schronie.Bo licząc według czasu upływającego tutaj, moment krytyczny powiniennastąpić dopiero za czterdzieści dni. Zastanawiała mnie zwłaszcza ta zdumiewająca okoliczność: dobórchwili, w jakiej miasto pojawiło się pod dnem schronu.Odnosiłem mglistewrażenie." Ktoś przechodził korytarzem.Klamka drgnęła i w drzwiach ukazałsię pułkownik Goned.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||