Index Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu rozdzial 08 (15) rozdzial 08 (191) rozdzial 08 (58) rozdzial 08 (19) rozdzial 08 (52) rozdzial 08 (222) rozdzial 08 (237) rozdzial 08 (203) skarb (4) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Będziemy z tym pierwsi na świecie, Jul! - entuzjazmowałsię.- To kopalnia złota! Pieniądze? Jasne, że dam ci więcej pieniędzy; jesteśna fali.- Oczywiście stacje telewizyjne były też zainteresowane; do tegostopnia, że podpisały umowy nawet jeszcze przed zakończeniem poprawek.Równienapalone były gazety, które wysyłały do mnie dziennikarzy każdej minuty, którąmiałem wolną od poprawek, korekty, pozowania do fotografii na obwolutę iumawiania się na spotkania autorskie; w sumie nie było nawet okazji swobodnieodetchnąć, dopóki nie znalazłem się znowu na pokładzie samolotu, tym razem wdrodze do Aleksandrii i do mojej narzeczonej. Sam spotkał mnie na lotnisku.Wyglądał na starszego ibardziej zmęczonego, a przy tym zrezygnowanego.Kiedy jechaliśmy do domuRacheli, gdzie goście weselni zaczęli się już gromadzić, próbowałem gorozweselić.Ja miałem w sobie wiele radości; chciałem się nią podzielić.Powiedziałem więc na próbę: Przynajmniej będziesz teraz mógł wrócić do swejprawdziwej pracy. Popatrzył na mnie dziwnie.- Do pisania romansów naukowych?- zapytał. - Nie, oczywiście, że nie! To robota dla mnie, ale typrzecież masz swoją sondę międzygwiezdną; a więc roboty ci wystarczy.- Jul -powiedział smutno - gdzieś ty się podziewał? Nie znasz ostatniego komunikatuOlimpijczyków? - Oczywiście, że znam - odrzekłem urażony.- Przecieżwszyscy znają.- Wówczas zastanowiłem się przez chwilę i wyszło mi, że towłaściwie Rachela opowiedziała mi o nim; sam go nie widziałem na piśmie.- Byłembardzo zajęty - zakończyłem niezręcznie. Sam posmutniał jeszcze bardziej.- Więc pewnie nie wiesz,że oni stwierdzili, iż nie tylko przerywają swoje sygnały do nas, ale iwyłączają nasze próbniki. - O nie, Sam! O tym, że próbniki nie nadają, na pewno bymwiedział. - Nie wiedziałbyś - cierpliwie wyjaśnił Sam - ponieważ ichsygnały jeszcze do nas nadchodzą i tak będzie jeszcze przez parę lat.Ale to jużkoniec.Wyrzucono nas z przestrzeni międzygwiezdnej; nie chcą nas tam. Przerwał; wyjrzał przez okno.- I tak to jest - zakończył.Jednak teraz jesteśmy tutaj i lepiej wejdź do środka.Rachela nie powinna długosiedzieć sama pod baldachimem ślubnym. Jeśli autor cieszącej się powodzeniemksiążki lubi podróże, to bardzo odpowiada mu taka sytuacja, w której on jeździpo całym świecie, a kto inny płaci za bilety.Dział reklamy Marcusa załatwiłwszystko.Spotkania autorskie, autografy w księgarniach, wykłady akademickie,audycje, spotkania z wydawcami, przyjęcia; wszystko to trwało dobry miesiąc -całkiem przyzwoity miesiąc miodowy. Oczywiście każdy miesiąc miodowy byłby uroczy z taką żonąjak Rachela, ale gdyby wydawcy nie płacili za wszystko, nie mielibyśmymożliwości odwiedzenia sześciu czy siedmiu kontynentów (na Polaris Australis niepojechaliśmy; nie ma tam nic prócz pingwinów).A po drodze zatrzymywaliśmy siętu i tam: na plażach Hindii i wyspach Hanu, we wspaniałych sklepach Manahattanui kilkunastu innych miastach Zachodnich Kontynentów.Byliśmy wszędzie. Kiedy wróciliśmy do Aleksandrii, budowniczowie zakończylijuż przebudowę domu Racheli - który, jak ustaliliśmy, miał odtąd być naszymdomem na zimę, choć najważniejsze teraz było znalezienie odpowiedniego domu wLondynie na sezon letni.Sam ponownie zamieszkał w domu Racheli i wraz zBazyliuszem powitał nas uroczyście u drzwi. - Myślałem, że będziesz w Rzymie - powiedziałem do niego,gdy już usiedliśmy, a Rachela poszła sprawdzić, jak teraz wygląda łaźnia. - Nie pojadę tam, dopóki nie ustalę, jaka była przyczynaodparł.- Badania trwają właśnie tu; stąd nadawaliśmy. Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem łyk wina, które postawiłprzed nami Bazyliusz.Spojrzałem na puchar pod światło; wino nieco zmętniało, zpewnością zbyt długo stało w stągwiach.I nagle uśmiechnąłem się: jeszcze kilkatygodni temu wdzięczny byłbym nawet za taki trunek.- Przecież wiemy, jaka byłaprzyczyna - rzekłem.- Oni postanowili, że nie jesteśmy dla nich partnerami. - Oczywiście, że tak - żachnął się - ale dlaczego?Próbowałem ustalić, które z naszych sygnałów otrzymywali bezpośrednio przedzerwaniem kontaktu. - Sądzisz, że czymś ich uraziliśmy? Podrapał się w miejscu, gdzie na łysinie miał plamę.Spojrzał na mnie, a potem westchnął.- A co t y byś pomyślał, Jul? - No, może i tak - przyznałem.- Więc co to były zasygnały? - Nie mam pewności.Musiałem się sporo namęczyć.Jak wiesz,Olimpijczycy potwierdzali przyjęcie każdego komunikatu przez powtórzenieostatnich stu czterdziesta grup. - Nie wiedziałem tego. - Tak było.Ostatnim potwierdzonym komunikatem byłahistoria Rzymu.Niestety, liczyła sobie aż sześćset pięćdziesiąt słów.- Imusicie przeczytać całą historię? - Nie tylko p r z e c z y t a ć, Jul; musimy spróbowaćustalić, co w nim było takiego, czego nie nadawaliśmy wcześniej.Dwie albo itrzy setki badaczy porównuje wszystkie poprzednie komunikaty i jak dotąd okazujesię, że nowe są tylko pewne dane socjologiczne.Przekazywaliśmy dane ze spisupowszechnego: tylu żołnierzy, tylu obywateli, tylu wyzwoleńców, tyluniewolników.Zawahał się; potem dodał z namysłem: - Paulus Magnus, nie wiem, czygo znasz, to Algonkin, wskazał, że w rym komunikacie po raz pierwszywspomnieliśmy o niewolnictwie. Przerwał; przez chwilę czekałem na ciąg dalszy, potempowiedziałem: - Tak? - tonem zachęty. Wzruszył ramionami.- Nic [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||