Index
Chalker Jack L Swiaty Rombu 04 Meduza Tygrys w opalach
elektronika praktyczna 04 1997
rozdzial 04 (282)
rozdzial 04 (200)
rozdzial 04 (235)
rozdzial 04 (16)
rozdzial 04 (59)
Books Dav
Dodziuk Anna Psychologia podręczna CzęÂść III Pokochać (10)
lex polonica 3
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szarlotka.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Były to najdroższejadłodajnie w Sieci.    Nic mnie to nie obchodziło.Chciałem po prostu znaleźć zacisznybar.W barach na TCZ było pełno biurokratów, dziennikarzy i biznesmenów, więczłapałem jeden z promów Wielkiego Traktu i wysiadłem z niego dopiero na głównymdeptaku Septetu Sol Draconi.Wielu odstraszała grawitacja - odstraszała i mnie -ale to oznaczało, że bary były tu mniej przepełnione.    Wybrałem lokal na parterze, niemal całkowicie ukryty podwspornikami i przęsłami głównego pasażu handlowego.W środku panowały ciemności:ciemne ściany, ciemne drewno, ciemni bywalcy ich skóra była równie czarna jakmoja biała.Niezłe miejsce, żeby sobie wypić.Toteż zacząłem od podwójnegoskocza.    Nawet tutaj nie mogłem się uwolnić od Meiny Gladstone.Po drugiejstronie salki płaskoekranowy telewizor ukazywał twarz CEO na niebiesko - złotymtle, które pojawiało się przy jej wystąpieniach wagi państwowej.Kilku pijącychzebrało się, żeby oglądać transmisję.Słyszałem urywki przemówienia: ".byzapewnić bezpieczeństwo obywatelom Hegemonii i.nie wolno dopuścić dozachwiania bezpieczeństwa Sieci i jej sojuszników.z tego powodu zaaprobowałamużycie siły militarnej."    - Ściszcie to draństwo! - zbaraniałem, gdy zdałem sobie sprawę,że to ja krzyczę.Goście spojrzeli na mnie przez ramię, ale ściszyli odbiornik.Przez chwilę patrzyłem; jak Meina Gladstone porusza wargami, i machnąłem nabarmana, żeby nalał mi jeszcze jednego.    Jakiś czas później - mogło minąć kilka godzin - podniosłemwzrok znad szklanki i uświadomiłem sobie, że naprzeciwko mnie, w ciemnej wnęcektoś siedzi.W półmroku dłuższą chwilę przypatrywałem się postaci.Pomyślałem,że to Fanny, i serce przez chwilę biło mi mocniej.Ale spojrzałem jeszcze raz irozpoznałem lady Philomel.    Nadal miała na sobie ciemnobłękitną sukienkę, w którejwidziałem ją przy śniadaniu.Zdawało mi się, że teraz dekolt jest jeszczegłębszy.Twarz i ramiona zdawały się promieniować światłem w gęstym półmroku.    - M.Severn - powiedziała nieomal szeptem.- Przybyłam, byuwolnić pana od obietnicy.    - Obietnicy? - Kiwnąłem na barmana, ale nie zareagował.Ściągnąłem brwi i spojrzałem na Dianę Philomel.- Jakiej obietnicy?    - Że mnie pan narysuje, rzecz jasna.Czy zapomniał pan, co miobiecał na przyjęciu?    Strzeliłem palcami, ale bezczelny barman nadal nie raczyłspojrzeć w moim kierunku.    - Przecież narysowałem panią.    - Tak - odparła.- Ale nie całą.    Westchnąłem i wysączyłem resztkę skocza.    - Piję - oświadczyłem.    - Widzę - uśmiechnęła się lady Philomel.    Zbierałem się, żeby wstać i podejść do barmana.Przemyślałem toi spokojnie opadłem na wytarte, drewniane siedzenie ławki.    - Armagedon - powiedziałem.- Bawią się w Armagedon.-Popatrzyłem na kobietę uważniej, mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć.Zna pani tosłowo?    - Nie sądzę, żeby podał panu jeszcze choć kroplę alkoholu -stwierdziła.- U siebie mam drinki.Napijesz się, kiedy będziesz rysował.    Znów zmrużyłem oczy, tym razem chytrze.Mogłem wypić kilkaszklaneczek za dużo, ale nie odebrało mi to umiejętności myślenia.    - Mąż - zwróciłem jej uwagę.    Diana Philomel znów uśmiechnęła się promiennie.    - Przez kilka dni będzie w budynku rządowym - tym razemnaprawdę szeptała.- Nie może pozostawać za daleko od źródła władzy w tak ważnejchwili.Chodź.Mój pojazd jest tuż pod drzwiami.    Nie pamiętam, czy płaciłem.Ale chyba tak.Albo zrobiła to ladyPhilomel.Nie pamiętam, czy wyprowadzała mnie na zewnątrz.Ale chyba ktoś tozrobił.Zapewne szofer.Pamiętam mężczyznę w szarym uniformie.Pamiętam, jak sięo niego opierałem.    EMV miał szklane, bańkowate nadwozie.Z zewnątrz polaryzują cy,ale całkiem przezroczysty od środka.Usiedliśmy na głębokich sofach.Naliczyłemjeden, dwa portale i byliśmy hen, daleko od Traktu.Nabieraliśmy wysokości nadniebieskimi błoniami.Nad nami rozpościerało się żółte niebo.Piękne domyzbudowane z hebanu rozrzucone były na pagórkach okrążonych przez pola maku ibrązowe jeziora.Jesteśmy na Renesansie? To dla mnie zbyt trudna łamigłówka,więc oparłem głowę o szklaną ściankę i postanowiłem trochę odpocząć.Musiałembyć wypoczęty, żeby rysować lady Philomel.he, he.    Pod nami przemykały krajobrazy.następny     [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.