Index Chalker Jack L Swiaty Rombu 04 Meduza Tygrys w opalach elektronika praktyczna 04 1997 rozdzial 04 (282) rozdzial 04 (200) rozdzial 04 (235) rozdzial 04 (16) rozdzial 04 (59) elektronika praktyczna 2000 TrackEventFrame 955 (4) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ruszyło się, co żyło, ku drzwiom.Nie upłynęło i półgodziny, już stu przeszło jeźdźców leciało na złamanie karku po szerokiej, śnieżnej drodze, a na ich czele leciał pan Andrzej, jakby go zły duch opętał, bez czapki, z gołą szablą w ręku.W ciszy nocnej rozlegały się dzikie okrzyki:- Bij! morduj!.Księżyc dosięgnął właśnie najwyższej wysokości w swej drodze niebieskiej, gdy nagle blask jego począł się mieszać i zlewać z różowym światłem wychodzącym jakby spod ziemi; stopniowo niebo czerwieniało coraz bardziej, rzekłbyś, od zorzy wstającej, aż wreszcie krwawa czerwona łuna oblała całą okolicę.Jedno morze ognia szalało nad olbrzymim zaściankiem Butrymów, a dziki żołnierz Kmicicowy, wśród dymu, pożogi i skier buchających słupami do góry, mordował w pień przerażoną i oślepłą z trwogi ludność.Zerwali się ze snu mieszkańcy pobliskich zaścianków.Większe i mniejsze gromady Gościewiczów Dymnych, Stakjanów, Gasztowtów i Domaszewiczów zbierały się na drogach, przed domami, i poglądając w stronę pożaru podawały sobie z ust do ust trwożliwe wieści: Chyba nieprzyjaciel wtargnął i pali Butrymów.To niezwyczajny pożar!Huk rusznic dochodzący od czasu do czasu z oddali potwierdzał te przypuszczenia.- Pójdźmy na pomoc! - wołali śmielsi - nie dajmy braciom ginąć.A gdy tak mówili starsi, już młodsi, którzy dla omłotów zimowych nie poszli do Rosień, siadali na koń.W Krakinowie i w Upicie poczęto bić w dzwony po kościołach.W Wodoktach ciche pukanie do drzwi zbudziło pannę Aleksandrę.- Oleńko! wstawaj! - wołała panna Franciszka Kulwiecówna.- Niech ciotuchna wejdzie! - Co tam się dzieje?- Wołmontowicze się palą!- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!- Strzały aż tu słychać, tam bitwa! Boże, zmiłuj się nad nami!Oleńka krzyknęła strasznie, po czym wyskoczyła z łóżka i poczęła spiesznie szaty narzucać.Ciało jej dygotało jak we febrze.Ona jedna domyśliła się od razu, co to za nieprzyjaciel napadł nieszczęsnych Butrymów.Po chwili wpadły rozbudzone niewiasty z całego domu z płaczem i szlochaniem.Oleńka rzuciła się na kolana przed obrazem, one poszły za jej przykładem i wszystkie poczęły odmawiać głośno litanię za konających.Były zaledwie w połowie, gdy gwałtowne kołatanie wstrząsnęło drzwiami od sieni.Niewiasty zerwały się na równe nogi, okrzyk trwogi wyrwał się im z piersi:- Nie otwierać! nie otwierać!Kołatanie ozwało się z podwójną siłą, rzekłbyś: drzwi wyskoczą z zawias.Tymczasem między zgromadzone niewiasty wpadł pacholik Kostek.- Panienka ! - wołał - jakiś człek stuka; otwierać czy nie?- Samli jest?- Sam.- Idź, otwórz!Pachołek skoczył, ona zaś chwyciwszy świecę przeszła do izby jadalnej, za nią panna Franciszka i wszystkie prządki.Zaledwie zdołała postawić świecę na stole, gdy w sieni dał się słyszeć szczęk żelaznej zawory, skrzypienie otwieranych drzwi i przed oczyma niewiast ukazał się pan Kmicic, straszny, czarny od dymu, krwawy, zadyszany i z obłąkaniem w oczach.- Koń mi pod lasem padł! - krzyknął - ścigają mnie!.Panna Aleksandra utkwiła weń oczy:- Waść spaliłeś Wołmontowicze?- Ja!.Ja!.Chciał coś dalej mówić, gdy wtem od strony drogi i lasu doszedł odgłos okrzyków i tętent koni, który zbliżał się z nadzwyczajną szybkością.- Diabli po mą duszę!.dobrze! - krzyknął jakby w gorączce Kmicic.Panna Aleksandra w tejże chwili zwróciła się do prządek:- Jeśli będą pytać, powiedzieć, że nie masz tu nikogo, a teraz do czeladnej i ze światłem tu przyjść!.Po czym do Kmicica:- Waść tam! - rzekła ukazując na przyległą izbę.I prawie przemocą wepchnąwszy go przez otwarte drzwi, zamknęła je natychmiast.Tymczasem zbrojni ludzie zapełnili podwórzec i w mgnieniu oka Butrymi, Gościewicze, Domaszewicze i inni wpadli do domu.Ujrzawszy pannę wstrzymali się w izbie jadalnej - ona zaś stojąc ze świecą w ręku zamykała sobą drogę do dalszych drzwi. - Ludzie ! co się dzieje? czego tu chcecie? - pytała nie mrużąc oczu przed groźnymi spojrzeniami i złowrogim blaskiem gołych szabel.- Kmicic spalił Wołmontowicze! - krzyknęła chórem szlachta.-Pomordował mężów, niewiasty, dzieci! Kmicic to uczynił!.- My ludzi jego wybili! - rozległ się głos Butryma Józwa teraz jego głowy chcemy!.- Jego głowy! krwi! Rozsiekać zbójcę!- Gońcie go! - zawołała panna.- Czegóż tu stoicie? gońcie!- Zali nie tu się schronił? My konia pod lasem znaleźli.- Nie tu! Dom był zawarty! Szukajcie w stajniach i oborach.- W las uszedł! - zawotał jakiś szlachcic.- Hejże, panowie bracia !- Milczeć! - huknął potężnym głosem Józwa Butrym.Po czym zbliżył się do panny.- Panno! - rzekł.- Nie ukrywaj go!.To człek przeklęty!Oleńka podniosła obie ręce nad głowę.- Przeklinam go wraz z wami!.- Amen! - krzyknęła szlachta.- Do zabudowań i w las! Odnajdziem go! Hajże na zbója!- Hajże ! Hajże !Szczęk szabel i stąpanie rozległy się na nowo.Szlachta wypadła przed ganek i siadała co prędzej na koń.Część jej szukała jeszcze czas jakiś w zabudowaniach, w stajniach, oborach, w odrynie - potem głosy poczęły się oddalać w stronę lasu.Panna Aleksandra nasłuchiwała, dopóki zupełnie nie znikły, po czym zapukała gorączkowo do drzwi komnaty, w której ukryła pana Andrzeja.- Nie ma już nikogo! wychodź waść!Pan Kmicic wytoczył się z izby jak pijany.- Oleńka!.- zaczął.Ona wstrząsnęła rozpuszczonymi włosami, które pokrywały niby płaszczem jej plecy.- Nie chcę cię widzieć, znać! Bierz konia i uchodź stąd!.- Oleńka! - jęknął.Kmicic wyciągając ręce.- Krew na waćpana ręku jako na Kainowym! - krzyknęła odskakując jakby na widok węża.- Precz, na wieki !. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||